MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Markiem Huszlą, strażakiem, który ratował samobójczynię w Kołobrzegu

Rozmawiała: Iwona Marciniak
Młodszy aspirant Marek Huszla. Obok: Moment skoku i interwencji strażaków w kadrze naszego internauty, Wiesława Królikowskiego.
Młodszy aspirant Marek Huszla. Obok: Moment skoku i interwencji strażaków w kadrze naszego internauty, Wiesława Królikowskiego. Fot. KP PSP w Kołobrzegu
- Jak czuje się strażak wyruszając na ratunek człowiekowi, który postanowił rozstać się z życiem?

- Cóż, mogę mówić wyłącznie w swoim imieniu. W takiej sytuacji spodziewam się, że jadę głównie po to, żeby zabezpieczyć miejsce w sposób, który zminimalizuje możliwość dojścia do tragedii. To był mój czwarty wyjazd do samobójczej próby, ale pierwsza sytuacja, w której ktoś skoczył. Zresztą gdyby skok nastąpił moment wcześniej, nie bylibyśmy w stanie zapobiec dramatowi.

- Kiedy przyjechaliście, ta kobieta siedziała już na parapecie okna?
- Nie. Zostaliśmy wezwani jako pomoc podczas interwencji policji. Policjant powiedział nam, że kobieta chwilę wcześniej próbowała już wyskoczyć z okna. Jednak mężczyźnie, który był w mieszkaniu, udało się ją powstrzymać. Policjanci nie mogli wejść do mieszkania, bo drzwi wejściowe były zamknięte. Słusznie podejrzewali, że mężczyzna nie może im otworzyć, bo jest zajęty powstrzymywaniem kobiety. Nasza pomoc miała więc polegać na zabezpieczeniu okna od zewnątrz. Gdy do okna zbliżył się kosz naszego podnośnika, mężczyzna otworzył jedno, skrajne, okienne skrzydło. Byliśmy od niego jeszcze trochę za daleko. Wtedy nagle otworzyło się drugie skrzydło i zobaczyliśmy w oknie kobietę. Nie przygotowywała się do skoku. Po prostu siadła na parapecie, odbiła się i skoczyła. Wychyliliśmy się w jej stronę. Kątem oka zobaczyłem jej nogi. Chwyciłem. Kolega pomógł mi ją wciągnąć do kosza. Potem musieliśmy skupić się na próbach jej uspokojenia.

- Nie bał się pan, że ręce nie wytrzymają i po prostu ją pan puści?
- Kiedy już ją złapaliśmy, wiedzieliśmy, że po prostu nie możemy jej puścić. Najwyżej polecimy z nią. Wtedy powinny nas zatrzymać szelki, którymi byliśmy przypięci do kosza.
- To chyba duży wysiłek złapać i utrzymać dorosłą, wyrywającą się osobę?
- Nie czułem wysiłku. W takich chwilach działa adrenalina. Dopiero później nastąpiło odprężenie i faktycznie odezwały się zakwasy w mięśniach rąk.

- Trochę to smutne, gdy tuż po akcji raczej nie ma szansy na usłyszenie od uratowanego słowa "dziękuję"...
- Oj, to nie o to chodzi. Nikt z nas nie czeka na żadne podziękowania. Nawet ta rozmowa wydaje mi się niezręczna, bo przecież na tym, co wydarzyło się w niedzielę, polega praca strażaka. Kiedyś wybrałem taki zawód nie po to, żeby ktoś mi dziękował. Poza tym w akcji brało udział pięciu strażaków, z których każdy po prostu wykonywał swoje zadanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!