„Sebastian Szybowski, Miłosz Uruski oraz Marek Kowalczuk to bohaterowie w prawdziwym tego słowa znaczeniu! - napisały na swojej stronie facebookowej, poruszone tą historią wolontariuszki kołobrzeskiej Fundacji ogon do Góry. „Osuszyli maluszki, zapakowali je w skrzynkę z materiałami, włożyli butelkę z ciepłą wodą do ogrzania i szukali pomocy. Tak informacja trafiła do nas. Niestety opieka na morzu nad takimi maluchami to gigantyczne wyzwanie, nie ma takich cudów jak butelki, wymyślne mleka i inna cuda. Poinstruowaliśmy Panów co mogą podać kociakom z dostępnych rzeczy i liczyliśmy na cud, że kociaki przetrwają”.
- Innej opcji nie było. Od razu pomyślałem, że trzeba zrobić wszystko co się da, żeby te kociaki przeżyły – opowiada nam Szymon Szybowski. - No i zaczęła się walka.
Skąd wzięły się kocięta na pokładzie? Koł - 148 wypływał z kołobrzeskiego portu w sobotę o godz. 4 rano. - Nawet zwróciłem uwagę na kota, który kręcił się wokół pomostu prowadzącego na kuter. Ale w życiu nie wpadłbym, że to kotka, która właśnie się nam tu okociła. Uciekła, bo pewnie odstraszył ją dźwięk silnika i pojawiający się ludzie. Te kocięta usłyszałem dopiero następnego dnia wieczorem. Były zaplątane w siatce (sieciach – przyp. Red.) nawiniętej na bęben. Na dole siatka jest zwykle trochę poluzowana. Tam musiały przyjść na świat.
Wyplątał po kolei całą szóstkę. Mokrych, głodnych, rozpaczliwie miałczących. - Zacząłem je suszyć, ogrzewać ciepłą wodą w butelce. Kombinowaliśmy co dalej. Skrzynkę na ryby wyłożyłem szmatami, ale czym je nakarmić? I jak coś podać do tych małych pyszczków?- opowiada pan Szymon. Od czego jednak internet: - Doradców było mnóstwo! Na przykład, że najlepiej przez gumową rękawiczkę. Ale jak? Przecież jeden palec jest większy od takiego maleńkiego kota! - śmieje się na wspomnienie nasz rozmówca. Dzięki żonie nawiązał kontakt z kołobrzeską Fundacją Ogon do Góry. - Dowiedziałem się, że nie wolno ich karmić krowim mlekiem. Została woda i cukier. Mieliśmy na pokładzie olejek, taki do papierosów elektronicznych. Wyczyściłem buteleczkę i zaczęło się karmienie. I tak przez 4 dni. Nawet co godzinę. Jak z dziećmi. Pomyślałem sobie nawet: jak to dobrze, że mam już dwóch synów, wystarczy! – dodaje ze śmiechem. Do portu zawinąć nie mogli, bo pracowali pilnując budowanego rurociągu. Dopłynąć do nich inną jednostkę też nie było jak, bo sztorm.
Dopiero w czwartek byli w Kołobrzegu. „Jakimś cudem chęć przeżycia maluchów okazała się gigantyczna i w dniu dzisiejszym odebraliśmy prosto z kutra 6 kociaków – napisała w czwartek Ewa Wiśnios, prezeska „ogonów”. „Od razu na sygnale pognały do naszego inkubatora. Jednak pamiętajmy, że tyle dni bez odpowiedniego pokarmu i utrzymania temperatury to gigantyczne wyzwanie dla organizmu. Dołożymy wszelkich starań, aby maluchy przeżyły! Jednak ich stan mimo żywotności może być bardzo ciężki i najbliższe dni pokażą czy uda nam się wygrać tą walkę o ich życie.
Szymon Szybowski od razu zdecydował, że jeden z morskich kociaków trafi do jego domu, w którym jest już kot i dwa psy, w tym jeden ze schroniska. Chętnych jest więcej.
My też trzymamy więc mocno kciuki za szóstkę malców i dziękujemy całej załodze Koł -148 za świetną postawę i wielką wrażliwość.
Kocięta nadal walczą o życie, tym razem pod opieką "Ogonów" i lekarza weterynarii. Leczenie będzie kosztowne i każdy grosz wsparcia się liczy. A datki można wpłacać na konto:
Fundacja Ogon do Góry
78-100 Kołobrzeg
75 1090 2659 0000 0001 3412 5581
Tytuł: morskie maluchy!
albo
http://paypal.me/FundacjaOgonDoGory
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?