Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schröder i Putin – kremlowscy przyjaciele na wieczność

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Zhang Yuan/Xinhua News/East News/youtube.com
Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin nie jest szaleńcem. Ani tym bardziej głupkiem, jak próbują go przedstawiać zachodnie media. Jest pozbawionym zasad manipulantem, który przez dwie dekady korumpował najważniejszych polityków Niemiec, Austrii, Francji, Finlandii i USA. Był tak skuteczny, że polityczni wyżeracze szli na jego lep niczym tłuste muchy. NovayaGazeta.ru naliczyła ich aż czternastu. Najbardziej kontrowersyjną postacią na tej liście jest były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder – przyjaciel Putina i zarazem główny lobbysta rosyjskich interesów w Europie, człowiek współodpowiedzialny za to, co dzieje się obecnie na Ukrainie.

Władimir Putin i Gerhard Schröder są jak bracia syjamscy. Jak dwie strony tego samego medalu. Łączy ich namiętność do pieniędzy i władzy. Fortuna pierwszego szacowana jest nawet na 200 mld dolarów. Oznaczałoby to, że prezydent Rosji jest najbogatszym człowiekiem na Ziemi. Schröder jest o wiele biedniejszy. Udało mu się zgromadzić zaledwie 20 milionów euro. Teraz jednak - jeśli wejdzie do Rady Dyrektorów Gazpromu - może zarobić rocznie nawet 6 milionów euro.

Obaj w dzieciństwie mieli problemy z rówieśnikami. Obaj studiowali prawo. Prezydent Federacji Rosyjskiej stracił w oblężeniu Leningradu najbliższych krewnych. Byłemu kanclerzowi wojna odebrała ojca… W roku 2016 w wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung” Gerhard Schröder przyznał, że jego wyjątkowa sympatia do Władimira Putina wynika właśnie z faktu, że ich rodziny spotkała podobna wojenna tragedia. Teraz połączył ich jeszcze jeden element - powszechny ostracyzm ze strony społeczności międzynarodowej.

Wnuk kucharza Rasputina

Brytyjski historyk Simon Sebag Montefiore w książce „Stalin: dwór czerwonego cara” wspomina, że dziadek Władimira Władimirowicza Putina, Spirydon Iwanowicz Putin, służył na dworze ostatniego imperatora Rosji Mikołaja II. Do wybuchu rewolucji bolszewickiej przygotowywał posiłki Rasputinowi, następnie był osobistym kucharzem Lenina, a po jego śmierci został szefem kuchni w jednej z posiadłości Stalina. Można więc powiedzieć, że Putin miłość do władzy i luksusu ma zapisaną w genach.
Z jego oficjalnej biografii wynika, że urodził się 7 października 1952 roku w Leningradzie. Jego ojcem był robotnik, zdeklarowany komunista Władimir Spirydonowicz Putin, matką Maria Iwanowna z d. Szełomow. Rodzina mieszkała w ubogiej dzielnicy Leningradu - „Miasta Bohatera ZSRR” obleganego w czasie II wojny światowej dwa i pół roku przez Niemców. W blokadzie zginęło lub zmarło z głodu półtora miliona Rosjan. Zdziesiątkowana została także rodzina Spirydona Putina - z jego siedmiu synów przeżyło jedynie dwóch, w tym ojciec Władimira. Na błonicę zmarł również starszy brat Wowy, Wiktor.

Putin od najmłodszych lat interesował się polityką i szpiegostwem. Bardzo bliski był mu także sport. Zwłaszcza judo. W tej dyscyplinie zdobył nawet czarny pas i został mistrzem Leningradu. Po maturze studiował prawo na miejscowym uniwersytecie. Od 1975 do 1982 roku był oficerem KGB specjalizującym się w szpiegostwie zagranicznym. Przez kilka lat mieszkał służbowo w Dreźnie. Po upadku ZSRR wrócił do rodzinnego miasta i…

Reszta jego oficjalnej biografii jest już powszechnie znana. Szkopuł w tym, że istnieje jeszcze kilka, niejako alternatywnych, historii życia Władimira Władimirowicza.

Bezpieczniak, bandyta
Według jednego z takich „apokryfów” Władimir Putin jest synem 95-letniej obecnie Wiery Nikołajewnej Putiny. Kobieta twierdzi, że Wowa przyszedł na świat dwa lata wcześniej, niż sugerowałaby to jego metryka. Stało się to we wsi Tierieczino na Uralu, w obwodzie permskim. Z opowieści ma wynikać, że chłopiec był jej nieślubnym synem spłodzonym z mechanikiem Płatonem Priwałowem.

Wiera Putina zdradza ponadto, że po ucieczce od Priwałowa, mały Wołodia pomiędzy trzecim a dziewiątym rokiem życia wielokrotnie zmieniał dom rodzinny - wychowywali go rodzice Wiery, potem mieszkał z nią i ojczymem w gruzińskiej wsi Metheki, na krótko oddano go na wychowanie bezdzietnemu majorowi z Tibilisi, a na koniec wrócił na Ural do swoich dziadków, którzy jednak z uwagi na stan swój zdrowia przekazali go dalszym krewnym z Leningradu.

W ten sposób nieznający dobrze rosyjskiego Wołodia miał trafić do rodziny Władimira Spirydonowicza Putina i Marii Iwanownej Putiny, którzy oficjalnie uznawani są za jego biologicznych rodziców.  

Z relacji domniemanej matki Putina ma wynikać, że okres gruziński był dla Wowy niekończącym się pasmem dramatów. Mieszkańcy Metheki dokuczali mu, bo był „bękartem”. Koledzy często go zaczepiali i bili. Zdaniem sąsiadów, Wołodia zbierał cięgi również w domu, od ojczyma. Głodował i szwendał się po ulicy bez nadzoru.

Świadectwa Wery Putiny zgadzają się z opisem dzieciństwa zawartym w książce „Putin. Człowiek bez twarzy”, autorstwa amerykańsko-rosyjskiej dziennikarki Mashy Gessen. Publicystka twierdzi, że z powodu ciągłych awantur Wołodia musiał opuścić drużynę pionierów. Pisze również, że chłopiec jako jedyny w szkole miał zegarek, co jak na „bezprizorne” dziecko, wydaje się mocno wątpliwe.

Z kolei Paweł Łepkowski w 2013 roku cytował na łamach „Uważam rze” nauczycieli Putina, którzy nie darzyli swojego ucznia specjalną sympatią i wróżyli mu, iż w najlepszym razie zostanie funkcjonariuszem bezpieki, albo skończy jako przestępca.

Syn złodzieja i praczki
Schröder służbą swoich przodków na dworze cesarza Wilhelma II, ani tym bardziej Führera III Rzeszy, pochwalić się nie może. Jego rodzina należała bowiem do „najbiedniejszych z biednych” - jak sam przyznał w wywiadzie udzielonym w roku 2004 dziennikowi „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. W tekście zatytułowanym „Byliśmy aspołeczni”, zwierzał się też: „Cierpiałem, bo niektórzy rówieśnicy, dziewczęta i chłopcy, nie bawili się ze mną”.

Gerhard Fritz Kurt Schröder, bo tak brzmi pełne nazwisko byłego kanclerza Republiki Federalnej Niemiec, urodził się 7 kwietnia 1944 roku w Nadrenii Północnej-Westfalii, w miejscowości Mossenberg. Był drugim dzieckiem państwa Schröderów.

Ojciec przyszłego kanclerza, Fritz Schröder dorastał jako sierota. Do wybuchu II wojny światowej był bezdomny i pracował dorywczo jako parobek. Matka - Gunhild Erika Schröder z domu Lauterbach imała się różnych profesji – była m.in. sprzątaczką i praczką na wiejskiej farmie. Oboje nie mieli żadnego wykształcenia. Fritz kilkukrotnie siedział w więzieniu za kradzieże. Wreszcie w roku 1940 został wcielony do Wehrmachtu. W cztery lata później poległ w Siedmiogrodzie, w pobliżu wioski Ceanu Mare. 

Gerhard Schröder nigdy nie poznał swojego biologicznego ojca. Jego grób odnaleziono dopiero w 2001 roku. 

Po upadku Hitlera Gunhild wyszła ponownie za mąż. Nowy ojczym Gerharda, Paul Vosseler nie stronił od alkoholu. Miał już dzieci z poprzedniego małżeństwa, jednak do pracy specjalnie się nie kwapił. Poza tym chorował na gruźlicę. Ośmioosobowa rodzina żyła więc z zasiłków socjalnych, pomocy sąsiadów i emerytury babci.

Od zera do milionera
Jako dziecko był mały i słabowity. Przez pewien czas nie chodził do szkoły, bo musiał pomagać matce w utrzymaniu rodziny. Koledzy go poniżali i bili. Na jego szczęście, nie miał problemów z nauką. Wcześnie opanował technikę manipulowania silniejszymi od siebie. Jako czternastolatek przeniósł się do wieczorówki. Równolegle pracował na pół etatu w sklepie z narzędziami. Wtedy postanowił, że zostanie prawnikiem i uwolni się raz na zawsze od biedy.

Wydział prawa na Uniwersytecie w Getyndze ukończył w 1976 roku. W dwa lata po otrzymaniu dyplomu otworzył w Hanowerze kancelarię adwokacką - prowadził ją do roku 1990, czyli do zjednoczenia Niemiec. Przyszłość stała przed nim otworem.
Karierę polityczną Schröder rozpoczął jednak dużo wcześniej, bo już w roku 1963. Mając zaledwie 19 lat wstąpił do SPD. W roku 1978 został szefem młodzieżówki - Jusos, a w roku 1980 po raz pierwszy zasiadł w Bundestagu. Wkrótce wybrano go przewodniczącym SPD w Hanowerze. W roku 1986 był już przywódcą frakcji socjaldemokratów w parlamencie Dolnej Saksonii. Trafił także do władz federalnych partii.

27 października 1998 to jedna z najważniejszych dat w jego życiu. Tego dnia został kanclerzem Niemiec. Cztery lata później stanął po raz drugi na czele rządu. W latach 1999 - 2004 przewodniczył niemieckim socjaldemokratom. Z funkcji szefa partii ustąpił, aby „skoncentrować się na reformowaniu państwa”.

Za jego rządów zalegalizowano tzw. związki partnerskie, zliberalizowano ustawę o cudzoziemcach, wprowadzono podatek od energii elektrycznej i - co najważniejsze - rozpoczęto proces rezygnacji z energetyki jądrowej. Gerhard Schröder prowadził też w tym czasie intensywny lobbing na rzecz budowy Gazociągu Północnego, w którym zaraz po zakończeniu swojej kanclerskiej misji znalazł zatrudnienie.

Schröder był też prekursorem zmiany charakteru stosunków transatlantyckich - pomimo zapewnień, że RFN jest „bezwarunkowo solidarna” wobec USA, próbował ustawiać swój kraj w roli alternatywy do „amerykańskiego podżegacza wojennego”. 
Polityczni oponenci wielokrotnie zarzucali mu krętactwo. Podczas wyborów do Landtagu w roku 1998 na plakatach CDU pojawiła się nawet podobizna Schrödera z podpisem: „Kłamstwo ma krótkie nogi”. Jego ówczesna żona, Doris Köpf strofowała chadeków: „żaden demokrata nie powinien przedstawiać innego demokraty jako kryminalisty”. Być może teraz – już jako była żona - zmieniłaby zdanie.

Działalność niegodna kanclerza
Porzekadło ludowe uczy: „Bycie szczerym może nie da ci zbyt wielu przyjaciół, ale zawsze da ci tych właściwych”. Czy Władimir Putin jest rzeczywiście dla byłego kanclerza Niemiec tym najwłaściwszym przyjacielem? Albo inaczej – czy Schröder, gdyby Putin nie był najbogatszym człowiekiem świata, zadawałby się z dyktatorem o psychotycznych inklinacjach? Czy, gdyby nie lukratywne synekury w energetycznych koncernach Gazprom i Rosnieft, którymi prezydent Rosji zasypał prominentnego do niedawana polityka SDP, ten lobbowałby za budową gazociągów Nord Stream? Czy Schröder nazywałby Polskę i Węgry państwami autorytarnymi, czy usprawiedliwiałby aneksję Krymu, a po wybuchu wojny na Ukrainie ostrzegał przed sankcjami, które mogą całkowicie zerwać „więzi polityczne, gospodarcze i społeczne” pomiędzy Unią Europejską a Rosją?

Odpowiedź jest chyba oczywista. Trudno bowiem uwierzyć, że Schröder robi to wszystko z czystej, męskiej przyjaźni. A tym bardziej, że bezgranicznie ufa „nieskazitelnemu demokracie”, który „zawsze dotrzymuje słowa”.

Czołowy krytyk reżimu Putina, Aleksiej Nawalny, mimo że – co podkreśla - nie posiada na skorumpowanie Schrödera twardych dowodów, jest przekonany, iż powodem przyjaźni obu gentelmanów są profity, jakie były kanclerz otrzymuje po cichu od Putina. Nie on zresztą jedyny… Sekretarz generalny CSU Andreas Scheuer nazwał Schrödera „rosyjskim najemnikiem”. A eurodeputowany Zielonych, Reinhard Bütikofer dorzucił jeszcze epitet „płatny sługa Putina”. 

„Nawet jeśli działalność Schrödera może być legalna, to jest niegodna byłego szefa rządu Niemiec. Korporacje, takie jak Gazprom i Rosnieft nie są podmiotami sektora prywatnego, ale należą do państwa rosyjskiego, które wykorzystuje energetykę jako broń przeciwko naszym europejskim sąsiadom.” – zauważył już dwa lata temu polityk FDP, Alexander Graf Lambsdorff. Obecnie, zwłaszcza w kontekście napaści Rosji na Ukrainę, braterska przyjaźń Schrödera z Putinem budzi jeszcze większy absmak. Nawet w łonie macierzystej partii byłego kanclerza pojawiają się żądania porzucenia zarządów i rad nadzorczych rosyjskich gigantów.
Sekretarz generalny SPD Kevin Kühnert, który jeszcze w styczniu nawoływał do niełączenia kwestii Nord Stream 2 z rosyjskimi działaniami na ukraińskiej granicy i kontrowersjami dotyczącymi praw człowieka w Rosji, teraz uważa, że Schröder powinien, wzorem byłego kanclerza Austrii Christiana Kerna, zrezygnować z zatrudnienia we wszystkich rosyjskich państwowych przedsiębiorstwach. Podobne stanowisko zajęli również chadecy. 

Kremlowska lista płac
Najpoważniejsze oskarżenia pod adresem byłego kanclerza, 9 marca wysunęła jednak dolnosaksońska prokuratura. Śledczy zarzucili mu czyny określane przez Międzynarodowe Prawo Karne jako zbrodnie przeciwko ludzkości… Dzień wcześniej niemiecka prokuratura federalna wszczęła postępowanie w sprawie możliwych rosyjskich zbrodni wojennych na Ukrainie. 15 marca Senat USA uznał Putina za zbrodniarza wojennego, a następnego dnia Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze orzekł, że rosyjska inwazja jest nielegalna.

Niestety sprawa nie kończy się na Schröderze. Obiekcje pojawiają się także wobec innych zachodnich polityków, którzy po zakończeniu kariery postanowili popróbować szczęścia w rosyjskim biznesie… Do tej pory los im sprzyjał, bo Rosjanie od lat zainteresowani byli lobbingiem na europejskich i amerykańskich rynkach. Szambo jednak się przelało.

10 marca NovayaGazeta.ru - jeden z ostatnich, działających w Rosji niezależnych, choć cenzurowanych przez Kreml publikatorów, rozpowszechniła materiał zawierający nazwiska 14 zachodnich polityków powiązanych z 45 rosyjskimi koncernami. Okazało się, że prócz byłego kanclerza Niemiec na kremlowskiej liście płac znajdują się były premier Francji Francois Fillon, była szefowa MSZ Austrii Karin Kneissl, były kanclerz Austrii Wolfgang Schuessel, była wysokiej rangi urzędniczka Departamentu Stanu ds. wywiadu i badań politycznych Tobi T. Gati, konserwatywny minister energetyki w rządzie Davida Camerona Gregory Barker oraz Joan MacNaughton, związana z rządem Margaret Thatcher. Nie zabrakło również Amerykanów – USA reprezentują były prawnik w administracji prezydenta Clintona, Thurgood Marshall Junior oraz były pracownik ONZ i Departamentu Stanu Christopher Bancroft Burhnam. Na liście są też francuski biznesmen Arnaud Le Foll, który zajmował wysokie stanowisko w ministerstwie finansów, były premier Finlandii Aho Esko Tapani a także dwaj byli politycy z Indii i Łotwy.

Emerytowanym politykom nie można odebrać prawa do pracy. Można im jednak uświadomić, że ich obecność we władzach rosyjskich koncernów jest - chociażby z pobudek etycznych - absolutnie nie na miejscu. Lobbowanie na rzecz Rosji nie tylko bowiem napełnia kieszenie kremlowskim notabli, lecz także wzmaga poczucie ich bezkarności. Do zachodnich elit powinno wreszcie dotrzeć, że jakakolwiek kolaboracja ze zbrodniarzem wojennym - jakim bezsprzecznie jest Władimir Putin - czyni je współodpowiedzialnymi za rosyjskie dotychczasowe i - nie daj Boże - przyszłe zbrodnie przeciwko ludzkości.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Schröder i Putin – kremlowscy przyjaciele na wieczność - Dziennik Bałtycki