Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siegfried Raddatz ze Szczecinka nie żyje

Rajmund Wełnic
Siegfried Raddatz z medalem 700-lecia Szczecinka podczas wielkiego jubileuszu w roku 2010
Siegfried Raddatz z medalem 700-lecia Szczecinka podczas wielkiego jubileuszu w roku 2010 Rajmund Wełnic

Siegfried Raddatz urodził się w Glinkach Mokrych koło Szczecinka. Szefował niemieckiemu ziomkostwu mieszkańców przedwojennego Szczecinka rozsianych po całych Niemczech. Położył ogromne zasługi dla pojednania polsko-niemieckiego, choć wielu jego rodaków wciąż nie może się pogodzić ze zmianami granic po II wojnie światowej. Przełamywał uprzedzenia, pielęgnował lokalną historię, starał się ją odkłamywać i zawsze był orędownikiem porozumienia. Za jego sprawą w szczecineckim parku stanął pomnik poświęcony dawnym mieszkańcom miasta i powiatu. W roku 2010 w uznaniu jego zasług został uhonorowany medalem 700-lecia Szczecinka. Poniżej rozmowa, jaką z nim wtedy odbyliśmy.

- Jak pan odebrał przyznanie mu medalu 700-lecia, którym uhonorowano najbardziej zasłużonych mieszkańców Szczecinka?
- To ogromny zaszczyt, radość i okazanie szacunku dla przeszłości Szczecinka. Jestem z tego wyróżnienia bardzo dumy. Oczywiście przyjąłem medal 700-lecia nie tylko w swoim imieniu, ale w imieniu wszystkich dawnych mieszkańców Szczecinka.

- Dopiero od niedawna zburzono mur nieufności między dawnymi i obecnymi mieszkańcami Szczecinka, coraz więcej mówi się i pisze o dorobku niemieckich gospodarzy Szczecinka.
- Wspólnie przeżywamy, to co zmienia się w Polsce i Szczecinku. Z 700 lat jego historii 635 przypadło na okres panowania niemieckiego, a 65 lat na czasy polskie. Dziękujemy za to, jak Polacy zaopiekowali się Szczecinkiem. Cieszę się, gdy widzę, jak miasto pięknieje. Jeszcze na dzień przed rozpoczęciem jubileuszu na placu Wolności przy kamienicach stały rusztowania. Dziś je zdjęto i widzimy odnowione elewacje. Mam w Szczecinku mieszkanie i w ostatnim roku byłem siedem razy.

- Poprzednia okrągła rocznica nadania praw miejskich obchodzona była 100 lat temu. Jak tamte uroczystości utkwiły w pamięci przedwojennych mieszkańców Szczecinka?
- Osoby, które po wojnie wyjechały ze Szczecinka i powiatu, na pewno pamiętały tamte uroczystości, ale oczywiście dziś już nie ma ich wśród nas. Pokolenie, które pamięta niemiecki Szczecinek, jest już także wiekowe, ale naturalnie wiedzę o jubileuszu 600-lecia czerpie ze źródeł historycznych. Jedna z dawnych mieszkanek ma już 98 lat i uwagi na stan zdrowia nie mogła przyjechać teraz do Szczecinka, ale i ona znała tamten jubileusz z przekazów. Wiemy, że świętowano to wówczas bardzo radośnie. Działo się to jeszcze przed wybuchem I wojny światowej, która moimi zdaniem była tak samo decydująca dla losów Europy, jak II wojna światowa. To co stało się po jej zakończeniu było konsekwencja wojny wcześniejszej o 20 lat. Neustettin leżał wówczas po niemieckiej stronie granicy. W 1910 roku w ogóle jeszcze zresztą nie było granicy polsko-niemieckiej, tylko niemiecko-rosyjska w Prusach Wschodnich. Naprawdę przez ostatnie stulecie zmieniło się bardzo wiele. Ówcześni mieszkańcy Szczecinka czuli się bardzo pewnie, jak u siebie w domu i byli przekonani, że to zawsze pozostanie Rzesza Niemiecka. Jestem pewien, że nikomu wówczas przez głowę nie przeszła myśl, że Szczecinek będzie kiedyś polski i następny jubileusz będą świętować Polacy.

- Wspominał pan w swoim wystąpieniu na uroczystości, że wielu ziomków nadal wolałoby świętować 700-lecie w niemieckim Neustettin.
- To prawda, ale oczywiście, gdyby nie było wojny. Wojna wszystko zmieniła. Czas to zrozumieć i pogodzić się z tym faktem.

- Czy środowisko ziomków krytykowało pański udział w obchodach 700-lecia Szczecinka?
- Wszyscy są z zaproszenia dawnych mieszkańców Szczecinka do wspólnego świętowania jubileuszu bardzo zadowoleni. Myślę, że przełomem okazało się niedawne odsłonięcie pomnika poświęconego dawnym mieszkańcom w szczecineckim parku. Mamy bardzo dobre kontakty z panem Wiesławem Suchowiejko (poseł, do niedawna przewodniczący Rady Miasta – red.) i burmistrzem Jerzym Hardie-Douglasem, czy starostą Krzysztofem Lisem.

- Czy nowe pokolenie, które już urodziło się po wojnie, inaczej patrzy na burzliwą historię Polski i Niemiec oraz Szczecinka wplątanego w te dzieje?
- Zupełnie inaczej. Pierwsze pokolenie urodzone już po wojnie bardzo się wstydziło i mówiło, że nigdy nie przyjadą na Pomorze. W nowych miejscach zakładali rodziny, pracowali, budowali nowe domy. Nie interesowali się specjalnie dawną Małą Ojczyzną. Nowe pokolenie podchodzi do tego już całkiem inaczej. Przyjmują to już jako coś co się stało, jako zdarzenie historyczne. Jak coś, co wydarzyło się równie dawno, jak wojny napoleońskie. Myślę, że w nich nie ma już żadnych złych zaszłości. Przyjeżdżam do Szczecinka nie po to, aby wrócić, ale żeby się pogodzić z Polakami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!