Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siłacz z Rosnowa w krajowej elicie strongmanów

Tomasz Galas
Za Karolem Kołaszewskim intensywny sezon, który został okupiony także wieloma kontuzjami
Za Karolem Kołaszewskim intensywny sezon, który został okupiony także wieloma kontuzjami archiwum / K. Kołaszewski
W rodzinnej miejscowości, gdy realizuje swój trening lub, jak to sam mówi, dźwiga całe swoje żelastwo, przychodzi go oglądać całkiem spora grupka kibiców. Młodzi chłopcy często pytają, czy będzie znowu coś przeciągał.

Zobacz także: Koszalin: Stadion na Górze Chełmskiej z lotu ptaka

Wagon? A może TIR-a? Jeśli jednak nic, to i tak z zaciekawieniem siadają z boku i patrzą, jak trenuje wykonując spacer farmera (przenoszenie ciężarów w obu rękach), przerzucając opony, czy walcząc z YOK-iem (nosidło przenoszone na ramionach).

Jak Pudzian

Karol Kołaszewski pochodzi z Rosnowa, wsi położonej około 20 km od Koszalina, w gminie Manowo. Popularny Kołasz startuje w zawodach strongman, jest instruktorem kulturystyki i fitnessu oraz kettlebell (wyciskanie ciężarka jedną ręką), a także trenerem personalnym. We własnej siłowni prowadzi klub sportowy Kołasz Team Rosnowo.

- Wszystko zaczęło się od podnoszenia ciężarów w AKS Koszalin - opowiada o swoich początkach. - Zdobyłem kilka medali na mistrzostwach Polski. Zaproponowano mi, czy nie chciałbym wystartować w strongmanie, jak Pudzian. Wtedy każdy go oglądał, ja też. Zgodziłem się, więc trener zaczął zmieniać mi cykl szkoleniowy, przygotowywać już pod coś innego, niż ciężary. Po drodze wystartowałem też raz w 5-boju siłowym, zdobyłem wicemistrzostwo Polski. Od tamtej pory zacząłem się w to bawić. Na początku pracowaliśmy nad wytrzymałością, później były treningi wydolnościowo-oddechowe i stopniowo wprowadzaliśmy pracę z ciężarami. Zaczynaliśmy od małych ciężarów, z czasem się ich dokładało. Zresztą, do tej pory tak zostało, miałem też sporo kontuzji i po każdej z nich zaczynałem od zera - wspomina.

Wśród elity

Z początku Kołaszewski raz trenował, później sobie odpuszczał. Pasję do sportu musiał pogodzić z pracą, gdy był zawodowym żołnierzem. Po dłuższej przerwie w treningach, a następnie intensywnych przygotowaniach, w 2013 roku wziął udział w mistrzostwach Polski strongman, gdzie mógł sprawdzić się w gronie najlepszych w kraju, m.in. z Krzysztofem Radzikowskim, Sławomirem Toczkiem, czy Grzegorzem Szymańskim. Był dziewiąty na 12 uczestników.

- Cieszyłem się już tym, że przeszedłem eliminacje - kontynuuje. - Udział w zawodach zrobił na mnie wielkie wrażenie, wtedy nie dało opisać się tego uczucia. Gdy tam pojechałem i zobaczyłem tych wielkich i silnych ludzi, moje nastawienie zrobiło się malutkie. Poczułem się zrezygnowany i trochę się przestraszyłem. Z jednej strony podobało mi się, że mam możliwość rywalizowania z najlepszymi w kraju, ale bałem się trochę tego. Być może dużo na tym straciłem, bo nerwy jednak robią swoje i nie wszystko mi wychodziło jak na treningach. Ale mimo wszystko jestem zadowolony. Jako laik, debiutant na zawodach tej rangi, nie byłem ostatni - dodaje.

Po tym starcie Kołaszewski trafił pod skrzydła Grzegorza Szymańskiego, znanego na świecie strongmana. Współpraca trwała 2 lata, do momentu, gdy zawodnik z Rosnowa po raz kolejny zrobił sobie pauzę w przygotowaniach. Nie trenował przez pół roku, aby na kilka miesięcy wrócić do sportu i... znowu zrobić sobie przerwę. Ale od 2017 roku nieprzerwanie pracuje nad przygotowaniami do kolejnych startów.

Jednak sporty siłowe nie są jedyną pasją Kołasza. Jeszcze kilka lat temu, zanim w pełni zajął się tą dyscypliną, występował na boiskach niższych lig piłkarskich w barwach Hajki Zegrze Pomorskie. A jeszcze wcześniej, jako junior, grał w nieistniejącej już Rossie Rosnowo.

- Zawsze byłem obrońcą, przeważnie grałem na środku, ewentualnie po lewej stronie. Byłem największy na boisku. Kondycyjnie wytrzymywałem 90 minut, lecz wiele razy było tak, że po ostatnim gwizdu jeszcze jakieś rezerwy były, aby dalej pobiegać. Teraz wytrzymać cały mecz byłoby ciężko, ale rozegrać połowę jak najbardziej dałbym radę. Obecnie biegam dwa razy w tygodniu, staram się robić po 2-3 kilometry. Ale teraz w piłkę nie gram, tylko dźwigam ciężary. To jest przede wszystkim to, na czym się skupiam - podkreśla Kołaszewski.

Płatki z mlekiem

K. Kołaszewskiego wspierają oddani przyjaciele Artur Graczyk i Marek Miszker. Pomagają w treningach, jeżdżą też na zawody. Często na treningach używają kamery, aby następnie podczas wspólnego oglądania filmu wyłapać i wyeliminować błędy. Dzięki temu w tym roku Kołasz zrobił ogromny postęp w aspekcie technicznym i siłowym. Podczas treningów nie dźwiga ciężarów tak ogromnych, jak na zawodach, gdzie jedzie się z nastawieniem, aby bić własne rekordy. Bardzo pomocne okazują się także porady od innych strongmanów, które później przekłada na trening i na zawody. Pomiędzy zawodnikami tej dyscypliny jest rywalizacja, ale zdrowa, tylko i wyłącznie sportowa.

Kolejnym kluczowym aspektem w życiu strongmana w momencie przygotowań jest dieta.

- Bardzo ważne dla mnie są śniadanie i obiad. Jeśli chodzi o kolację, staram się jeść najpóźniej przed 18, bo trenuję też o tej godzinie. Swoją wagę mam, mały nie jestem, ale trzymam się diety. Niepotrzebne mi są zbędne kalorie. Może to zabrzmi śmiesznie, ale na śniadanie jem płatki z mlekiem i jeszcze dwie kanapki. Dla mnie obiad jest zdecydowanie ważniejszy, więc zjem dosyć sporą porcję, ale kolacja u mnie jest słabsza - mówi.

Sezon 2021 był sinusoidą

Za K. Kołaszewskim bardzo intensywny sezon. Pod koniec zeszłego roku zerwał mięsień klatki piersiowej. Na początku w ogóle nie dźwigał, przeszedł dwie operacje. Dopiero w lutym zaczął podnosić ważący 20 kg gryf do sztangi, pracował również z gumami do ćwiczeń, aby rozciągnąć i pobudzić mięśnie. W marcu zaczął pracę z ciężarami, jednak w porównaniu do jego postury niewielkimi, bo ważącymi maksymalnie 40 kg.

Pracował spokojnie, aby po raz kolejny nie uszkodzić mięśnia. Z czasem po bardziej intensywnej rozgrzewce mógł normalnie trenować, jednak podczas zawodów znowu nabawił się kontuzji. Tym razem do ograniczeń w treningach zmusiło go naciągnięcie przyczepu mięśnia trójgłowego. Nie mógł pracować nad klatką piersiową, barkiem i tricepsem, jednak mógł dźwigać ciężary w pozycji wyprostowanej. Bardzo mu się poszczęściło, gdy wziął udział w kolejnych zawodach, gdzie konkurencje pozwalały na dźwiganie bez bólu. Pod koniec wakacji, gdy wyleczył uraz i wszedł na pełne obroty w cyklu treningowym, prezentował dobrą formę. Ostatni raz wziął udział we wrześniowym Pucharze Polski Strongman w Kąkolewnicy.

- W pierwszej konkurencji, przeciąganiu TIR-a, poradziłem sobie bardzo dobrze. W drugiej było dźwiganie nosidła 330 kg na 40 metrów, tam też byłem wysoko w klasyfikacji. Uwierzyłem, że jest szansa na podium, może nawet na wygraną. Byłem mocno zmotywowany. Ale podczas trzeciej konkurencji, przerzuceniu kamienia, znowu poczułem ból w przyczepie mięśnia trójgłowego. To mnie spowolniło. Ostatecznie ukończyłem rywalizację na 7. miejscu. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Na miejscu ratownicy medyczni proponowali mi, abym nie brał dalej udziału w zawodach. Ale nie po to jechałem 600 km, aby się wycofać! Na miejscu była fantastyczna oprawa, kilka tysięcy ludzi nas dopingowało, co widziałem pierwszy raz w życiu. To mnie zmotywowało, aby rywalizację ukończyć. Belkę, która ważyła 140 kg, wycisnąłem tylko raz. Więcej nie dałem rady. Wiedziałem, że przede mną jeszcze jedna ciężka konkurencja, uchwyt Herkulesa. Mimo, że już psychicznie siadałem, ostatecznie ją ukończyłem, wytrzymałem 46 sekund. Uważam, że to były jedne z najlepszych zawodów w moim wykonaniu w całej karierze. Nie patrzyłem na moją lokatę, tylko na otoczkę. Kibice swoim dopingiem stworzyli niesamowitą atmosferę, co daje motywacyjnego kopa do działania.

Ostatnio przedstawiciele Kołasz Team Rosnowo wzięli udział w wojewódzkich igrzyskach LZS. Kołaszewski zajął pierwsze miejsce w kettlebellu, Marek Miszker zajął 2. miejsce w rzucie lotkami, gdzie przegrał dopiero po dogrywce z mistrzem Polski. Natomiast drużynowo w przeciąganiu liny, Kołasz Team sięgnął po 3. miejsce. W tym roku został odznaczony Złotą Honorową Odznaką LZS za zasługi w rozwoju kultury fizycznej i turystyki.

Po zakończeniu sezonu Karol Kołaszewski na treningach pracuje głównie nad techniką, starając się wdrażać to, co przekazali mu inni strongmani. Uraz już mu nie doskwiera, ręka jest sprawna dzięki pomocy fizjoterapeutów. W lutym przyszłego roku rozpocznie pracę na pełnych obrotach, aby dobrze wejść w sezon, który rozpocznie się wiosną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo