Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siłaczka ze wsi Dobrowo

Marian Dziadul [email protected]
Maria Pietrasiewicz j jej mąż starannie przygotowują się do walki z ministrem. Uzbierali stosy dokumentacji w sprawie wieży.
Maria Pietrasiewicz j jej mąż starannie przygotowują się do walki z ministrem. Uzbierali stosy dokumentacji w sprawie wieży. Marian Dziadul
W kuchni na stole spoczywają stosy dokumentów. Na kredensie, obok ogromnego akwarium z egzotycznymi rybkami, leżą naukowe publikacje o szkodliwości elektromagnetycznych fal.

Przepisy

Przepisy

Ustawa o ochronie środowiska oraz prawo budowlane nie precyzują, w jakiej odległości od budynków mieszkalnych można stawiać stacje telefonii bazowej. Jedynie zobowiązują inwestora do opracowania raportu oddziaływania obiektu na środowisko oraz gminy do wydania decyzji o warunkach zabudowy terenu pod taki obiekt. Te dwa dokumenty, przynajmniej teoretycznie, powinny być gwarancją, że wytwarzane przez stację pole elektromagnetyczne nie będzie negatywnie oddziaływać na środowisko, w tym - ujemnie wpływać na zdrowie ludzi i zwierząt. Dopuszczalne poziomy pól elektromagnetycznych (oraz sposoby ich sprawdzania) zawiera Rozporządzenie Ministra Środowiska z 30 października 2003 roku (Dz. U. nr 192, poz. 1883). Zgodnie z nim, pierwszy pomiar pola musi być dokonany zaraz po pierwszym uruchomieniu stacji. Uprawnienia do wykonania takich badań, jako jedyne w regionie, posiada Laboratorium Pomiarów Pól Elektromagnetycznych w Koszalinie, tel. 0-94 341-41-78.

Maria Pietrasiewicz, mieszkanka wsi Dobrowo Kolonia w gminie Tychowo, przygotowuje się do sądowej bitwy z ministrem środowiska.

Pani Maria bierze kartkę czystego papieru i kolorowe mazaki. Czerwonym kreśli rozchodzenie się w powietrzu fal. Zielonym rysuje trójkąt prostokątny, którego jeden bok pokazuje odległość planowanej wieży telefonii komórkowej od jej domu.

W sądzie w Warszawie zamierza dowodzić swoich racji z pomocą, między innymi, twierdzenia Pitagorasa oraz niemieckich i amerykańskich naukowych publikacji na ten temat.

- Ja to wszystko muszę mieć w małym palcu - w oczach kobiety widać ogromną determinację. - Pod swoim domem pan minister nie chciał szosy. A nie ma nic przeciwko budowie wieży telefonicznej koło mojego. Nie pozwolę - bojowo odgraża się Pietrasiewiczowa, nawiązując do niedawnego skandalu ze zmianą trasy przebiegu autostrady, dokonanej przez ministra środowiska Jana Szyszkę.

Obaliła raport ekspertów
Długotrwała i mocno wyniszczająca jest ta walka przeciwko budowie w sercu jej wsi stacji telefonii komórkowej. Najpierw kobieta zabrała się za analizę raportu ekspertów o potencjalnym oddziaływaniu telefonicznej wieży na Dobrowo Kolonię.

- Ci panowie twierdzą, że fale nie są szkodliwe dla człowieka. To po co taki raport jest potrzebny? - pyta pani Maria.

- Ja im mówię, że mój dom będzie stał zaledwie czterdzieści metrów od tej wieży, a oni na to, że pewna nieznaczna szkodliwość występuje tylko do trzydziestego ósmego metra. A tak w ogóle, czy to normalne, że raport przygotowują ludzie wynajęci przez inwestora? Pan płaci i pan wymaga.

Pomimo różnych przeciwności losu, pani Marii udało się w końcu podważyć pierwszy raport ekspertów.

- Od początku był cyrk: pan inspektor z Urzędu Gminy pomylił na planie drogi - dziwuje się Pietrasiewiczowa. I dodaje z nutką satysfakcji: - Ja to też wychwyciłam. Do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Koszalinie zaskarżyłam decyzję gminy o warunkach zabudowy terenu pod wieżę. Wójt musiał ją wycofać.

Potem słała kolejne odwołania: do starosty, wojewody, inspektorów ochrony środowiska różnego szczebla, włącznie z inspektorem głównym w Warszawie. Wreszcie złożyła skargę do ministra środowiska.

- Ten główny pan inspektor to bardzo kulturalny człowiek
- mieszkanka Dobrowa Kolonii chwali wysokiego urzędnika z Warszawy. - Na każde moje pismo kulturalnie odpowiada i drobiazgowo tłumaczy. Nie to, co ten nasz minister środowiska. Odpisał mi, że wszystko jest w porządku, bo tak jest napisane w raporcie o działaniu wieży na Dobrowo. Niech pan minister ma odwagę i osobiście zaświadczy, że te fale nie będą szkodliwe: ani dla mojej rodziny, ani dla mieszkańców wsi. Co w raporcie jest napisane, to ja sama wiem.

Minister odrzucił skargę Pietrasiewiczowej, uznając ją za bezzasadną. Ta nie zgodziła się z takim twierdzeniem. Przeciwko ministrowi wniosła pozew do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony).

Pożółkła kartka
Kilka lat temu w Dobrowie Kolonii pojawiło się urzędowe obwieszczenie o planowanej tam budowie wieży telefonicznej. Ot, zwyczajna kartka, przyczepiona pinezkami do drzwi stodoły Pietrasiewiczów. Było na niej napisane, że ludzie ze wsi mogą wnosić do gminy swoje uwagi.

- Kartka zżółkła i nikt jej nie czytał - pani Maria zachowała sobie także i to obwieszczenie.

Ona przeczytała i od tej chwili uważnie obserwowała teren. Nie umknęła jej uwadze chwila pojawienia się we wsi reprezentantów operatora telefonii komórkowej.

- Pobiegłam tam - wspomina. - Oni chwalą, że bardzo dobre miejsce u sąsiada na stawianie wieży, bo transformator jest blisko i droga dojazdowa też. "A nasze zdrowie się nie liczy?" - spytałam.

Machnęli na mnie ręką. Poradzili, żebym się o to nie kłopotała. Ja mam się nie martwić o zdrowie?! Mąż po wylewie. Ja mam jaskrę w oczach i nadciśnienie. Usiądę przed domem z rodziną, zobaczę tę buczącą wieżę i sama dostanę wylewu krwi do mózgu.

Właśnie na tym polu sąsiada po raz pierwszy pani Maria zdała sobie sprawę, że czeka ją wielka wojna z gigantem.

Tajemnica handlowa
Jan B., właściciel gruntów, gdzie planowana jest budowa wieży telefonicznej, niechętnie wypowiada się o całej sprawie. Nie chce też zdradzić ewentualnych korzyści z dzierżawy ziemi pod stację.

- To nie są duże pieniądze - zapewnia tylko.

Zabrania wejścia na swoją ziemię, gdzie ta wieża ma być stawiana. Nie pozwala też podejść do ogrodzonego dużego krzyża.

- Krzyż też stoi na mojej ziemi i ja go tu stawiałem - krzyczy cały w nerwach. - Jeśli ktoś tu wejdzie bez mojej zgody, podam go do sądu.

Za chwilę zapewnia jednak, że został wychowany po chrześcijańsku. Do Pietrasiewiczowej nie żywi szczególnej urazy, nadal normalnie jej się kłania. Chętnie jednak przypomni jej pierwsze spotkanie z komórkowymi telefonistami na jego polu, co ma dowieść, że całe działanie sąsiadki nie wypływa z jej strachu przed falami, a raczej z czystej zawiści.

- Ona im zaproponowała, że jak ja się nie zgodzę, to niech stawiają wieżę na jej polu Jan B. patrzy badawczo na reportera. - Prawdę mówię. Ci panowie od telefonii mogą to poświadczyć.

Za, a nawet przeciw

Przede wszystkim prawdą jest to, co mówi Jan B., że mieszkańcy Dobrowa Kolonii wyrazili pisemną zgodę na budowę wieży telefonicznej na jego ziemi. Ale podpisali się też - prawie w komplecie - na liście Marii Pietrasiewicz, że są przeciwko stawianiu tej wieży! W tym drugim przypadku wyłamali się tylko Stanisława i Józef Boszkiewiczowie.

- Pietrasiewiczowej wszystko przeszkadza - denerwuje się pani Stanisława. - Syn włączył muzykę i też jej przeszkadzało.

- Łubu dubu, jak to młodzi - dodaje ze śmiechem pan Józef. - A Pietrasiewiczowa, że niech syn idzie z taką muzyką do lasu.

Pozostali dobrowianie jednak dość szybko zmienili front. Na przykład Jan Rychlik żałuje, że wcześniej zgodził się na wieżę we wsi. Po głębszych przemyśleniach jest zdeklarowanym przeciwnikiem stawiania jej w Dobrowie.

- Może ktoś będzie chciał zrobić tu agroturystykę - podaje konkretny argument "przeciw". - Kto do nas przyjedzie na wypoczynek? Chyba że ktoś lubi położyć się pod telefoniczną wieżą, zamiast pod gruszą - dodaje dowcipnie.

Helena Pietrzak nie ukrywa, że dla niej osobiście jest dość obojętne: będzie ta wieża, czy jej nie będzie.

- Mam swoje lata. A czy umrę od tej wieży, czy od czego innego, co za różnica? - macha ręką jeszcze całkiem dziarska starsza pani. - Podpisałam się pani Pietrasiewicz, bo chodzi mi o młodych. Mnie tylko nie podoba się jedno, że ta wieża ma stać koło krzyża i będzie górować nad nim - dodaje cichutko.

Czesław Białek nie może zrozumieć, dlaczego telefoniści uparli się stawiać wieżę w samej wsi. Przecież wokół są ziemie, gdzie ludzie nie mieszkają. Owszem, słyszał krążące po wsi plotki, że ktoś z rodziny B. pracuje w telefonii i chciał swoim napędzić trochę kasy. Ale on nie chce się w takie plotki bawić.

- Ja wolę widzieć przez okno las, a nie tę wieżę - Białek uzasadnia swój obecny sprzeciw.

Jak na dziwoląga?
Maria Pietrasiewicz ma pełną świadomość, że w Warszawie czeka na nią bardzo trudny rywal: minister ze sztabem doradców i ekspertów. Ale ona też nie będzie tam sama.

- Wsparcie obiecało mi stowarzyszenie Zielone Mazowsze - pani Maria nie kryje zadowolenia..

Jak twierdzi, skóry łatwo nie sprzeda. Choć, oczywiście, liczy się z przegraną w sądzie.

- Wiadomo, głupia baba ze wsi przeciwko tak potężnemu ministrowi. Będą na mnie patrzyć w Warszawie, jak na dziwoląga - podejrzewa. - Trudno się mówi. Najwyżej poszukam sprawiedliwości w Strasburgu. Adres już zdobyłam - dodaje konfidencjonalnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!