Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal! W opuszczonej fabryce bombek w Koszalinie walały się akta pracowników ze wszystkimi danymi

Dawid Baranowski [email protected]
Dokumenty pracowników fabryki bombek zabrali dopiero wezwani przez nas policjanci.
Dokumenty pracowników fabryki bombek zabrali dopiero wezwani przez nas policjanci. Fot. Radosław Brzostek
W zrujnowanych biurach byłej fabryki bombek w Koszalinie do wczoraj walały się kompletne dokumenty personalne dawnych pracowników zakładu. Leżały tu tak przez półtora roku, od bankructwa firmy.

O sprawie poinformował nas Czytelnik, który przyniósł do redakcji kilka zdjęć zrobionych w byłej fabryce przy ul. Poprzecznej. Wczoraj pojechaliśmy z nim na miejsce.

Umowy, kwestionariusze

Mężczyzna zaprowadził nas na piętro, tam w byłym biurze zakładu walały się stosy dokumentów, wśród nich takie, do których osoby niepożądane nie powinny mieć wglądu: umowy o pracę, umowy zlecenia, świadectwa pracy, kwestionariusze osobowe, dokumenty ZUS. Na dokumentach widniały nazwiska, adresy, numery PESEL, NIP, telefony. Budynek firmy jest doszczętnie zdewastowany, a wejście do niego nie stanowi żadnego problemu. Dokumenty mógł przejrzeć każdy. Dane osobowe są chronione prawem, dlatego powiadomiliśmy policję i prokuraturę.

Zapewniają, że przekazali

Po bankructwie fabryki, obowiązki zarządcy zakładu przejął syndyk, który powinien m.in. zabezpieczyć ważne dokumenty, w tym także akta personalne. - Nie wiem, jak to się stało, bo wszystkie ważne dokumenty zostały przekazane do archiwum - zapewnia syndyk Paweł Flens. - To dla mnie co najmniej dziwne, bo przez półtora roku do budynku mógł wejść każdy i przez cały ten czas nie było żadnego zgłoszenia - mówi.

Przekazanie dokumentów do archiwum potwierdza również była prezes firmy, Alicja Ziątek. - Dokumenty, zarówno rozliczeniowe, płacowe jak i akta osobowe, przekazane zostały do prywatnego archiwum przy ul. Mieszka I w Koszalinie. W budynku nic nie zostało - zarzeka się. Dodaje za to, że w czasie likwidacji firmy było kilka włamań. - Włamywacze z reguły rozrywali kartony, które były gotowe do wywiezienia, ale w nich żadnych teczek nie było - stwierdza.
Wędrujące akta

Skąd więc dokumenty w ruinach fabryki? Szefowa archiwum przy ul. Mieszka I, Elżbieta Szafarz-Marczyk zwraca uwagę na to, że akta były przekazywane szybko i w mało dokładny sposób. - Od syndyka przejęliśmy prawie 4 tys. akt - wyjaśnia. - Niemniej dokumentów dotyczących koszalińskiej fabryki było zaledwie 193 sztuk. Reszta została nam niejako przy okazji podrzucona. Dotyczyły zakładów firmy w innych miastach. Były na nich oznaczenia Darłowo i Morena. Akcja zbierania akt wyglądała tak, że w zakładzie przy ul. Poprzecznej pokazano nam pomieszczenia, z których pozbieraliśmy dokumenty. Nie mogliśmy poruszać się swobodnie po budynku. Akta były zabrane bardzo szybko i w fabryce nie były dokładnie protokołowanie.

Potrzebne do emerytury

- Zakończenie likwidacji firmy oznacza także zabezpieczenie dokumentów w archiwum - wyjaśnia Ryszard Gąsiorowski, rzecznik koszalińskiej prokuratury. - Tego typu dokumenty mogą się jeszcze bowiem bardzo przydać byłym pracownikom zakładu, np. w ustaleniu historii zatrudnienia, do wyliczenia emerytury. Jeśli zakład już nie istnieje, dokumenty nie trafiły do archiwum, a oryginały zaginęły, wówczas pracownik może mieć duży kłopot z udowodnieniem tego okresu pracy. Poza tym dane osobowe mogą nieuczciwej osobie dostarczyć istotnych informacji, dzięki którym weźmie na nasze nazwisko kredyt - wyjaśnia prokurator.

Po naszym zgłoszeniu na miejscu pojawiła się policja. Funkcjonariusze zabrali akta. Teraz sprawdzają, skąd się tam wzięły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!