Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śladami seryjnego zabójcy

Marzena Sutryk [email protected]
Sołtys Warszkówka Witold Malejki: - Mnie ta cała historia bardzo zaskoczyła. Ja tam nie jestem za zbrodnią, ale chłopak wydawał mi się porządny, choć miał niejedno na sumieniu. Ale żeby zabić?!
Sołtys Warszkówka Witold Malejki: - Mnie ta cała historia bardzo zaskoczyła. Ja tam nie jestem za zbrodnią, ale chłopak wydawał mi się porządny, choć miał niejedno na sumieniu. Ale żeby zabić?! Fot. Radek Koleśnik
24-latek z Warszkówka pod Sławnem przyznał się, że z zimną krwią zabił księdza oraz dwie gosposie. Wszyscy, którzy go znają, wciąż pytają - dlaczego?

opinia

opinia

Włodzimierz Wawrzynowski, psycholog:
- Jako biegły sądowy uważam, że jest możliwy mechanizm odreagowania urazów psychicznych, ale tych powstałych we wczesnym dzieciństwie. Chodzi o dzieci poniżej 10-12. roku życia, które są bezbronne, nie xwiedzą, gdzie szukać pomocy. Natomiast gdy chodzi o 16-18-letniego chłopaka, trzeba ostrożnie do tego podchodzić. W przypadku tych osób często jest to traktowane jako mechanizm obronny, który ma usprawiedliwić inne czyny kryminalne. Młodzi ludzie, którzy popadają w konflikt z prawem, często wykorzystują tego typu zdarzenia, żeby usprawiedliwić swoje kryminalne zachowania. W kontekście tej sprawy biegli sądowi zapewne zbadają, czy to był mechanizm polegający na odreagowaniu urazów z wczesnego dzieciństwa, czy taki, który ma usprawiedliwić kryminalne tło popełnionych przestępstw.

Wszyscy, którzy go znają, pamiętają też jego znajomość z księdzem Edwardem. To jego Marcin oskarżył kilka lat temu o molestowanie.

Zbrodnie, do których doszło na początku roku, wstrząsnęły całą Polską. Najpierw był Ciosaniec w woj. lubuskim. Tam z rąk Marcina zginęła gospodyni. Chłopak zabrał z plebanii m.in. radiomagnetofon, jakieś ubrania. Dzień później w oddalonych o 40 kilometrów Serbach koło Głogowa zamordował księdza oraz gosposię. Zabrał m.in. samochód. Spalił go dla zatarcia śladów.

24-latek został zatrzymany niespełna miesiąc później w Niemczech. Śledztwo w sprawie potrójnego zabójstwa prowadzi Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze. Śledczy są przekonani, że morderstwa miały podłoże rabunkowe.

Ile kosztuje krzywda?
"Zostałem skrzywdzony przez księdza Edwarda fizycznie i psychicznie - pisał Marcin cztery lata temu zza krat słupskiego aresztu. Zażalił się na decyzję o umorzeniu sprawy o molestowanie go przez duchownego. - To, co teraz przeżywam, jest koszmarem. Nie mogę znieść myśli, że ten człowiek nie zostanie ukarany i dalej będzie mógł uprawiać ten proceder."

Sąd uznał zażalenie za bezzasadne. Głównie dlatego, że Marcin akceptował to, co było między nim a proboszczem sławieńskiej parafii pw. św. Antoniego. Dostawał za to pieniądze.

Kontakty Marcina z księdzem sięgają kilku lat wstecz. Miejscowi z wioski Marcina pamiętają, że poszedł do plebanii pomagać. - Zarobić chciał, bo on z biednej rodziny pochodzi, ma trójkę rodzeństwa - mówi. - Ojciec raz pracuje, a raz nie. Lubi wypić. Matka Marcina jest robotna, ale nie jest w stanie utrzymać przecież całej rodziny.
Marcin sam przyznał policji, że poszedł do księdza dla pieniędzy.

Ten pierwszy raz
W lipcu 2003 roku ksiądz Edward zgłosił sławieńskiej policji, że Marcin ukradł mu samochód i pieniądze. Zatrzymany chłopak w odwecie wyjawił szczegóły spotkań z proboszczem. Mówił o tym, jak rok wcześniej włamał się do plebanii i zabrał m.in. 300 złotych. - Po wyjściu z aresztu byłem u księdza, aby oddać pieniądze - mówił. - Ksiądz zaproponował spotkanie. Przyszedłem za jakiś czas. Włączył film pornograficzny. Rozmawialiśmy o dziewczynach i co lubię robić.
Umówili się, że ich tajemnym znakiem będzie firanka w oknie plebanii - odsłonięta będzie oznaczała, że Marcin może wejść.

Gdy chłopak odwiedził księdza kolejny raz, znowu oglądali filmy pornograficzne, m.in. z udziałem samych mężczyzn. - Przy tym filmie ksiądz rozebrał się do połowy - zeznawał Marcin. - Był podniecony, zrobił drinki. Zdjął spodnie. Chwycił mnie za rękę, ale powiedziałem, że muszę do domu.

Siła przyciągania pieniędzy
Po tygodniu Marcin wrócił na plebanię. I tym razem ksiądz miał włączyć gejowski film. - Zaczął się masturbować, próbował mnie objąć - mówił chłopak. - Włączył filmy z dziećmi. Powiedziałem, że nie będę tego oglądał. Wyszliśmy, dał mi 150 złotych.

Miesiąc później doszło do kolejnego spotkania. Marcin zeznał, że powiedział księdzu, że "tęsknił za jego kasą". Tym razem dostał 500 złotych. 19-latek był na plebanii jeszcze kilka razy. - Oglądaliśmy filmy, ksiądz nie dobierał się do mnie, podniecał się, a potem masturbował w drugim pokoju. Za każdym razem dostawałem 400-600 złotych - wyjaśniał.

Ksiądz zaklinał się, że to bzdury, i że znalezione na plebanii zdjęcia nagich chłopców, gazety i filmy pornograficzne podrzucił mu Marcin.
Prokurator uznał, że nie doszło do przestępstwa i sprawa nadaje się do umorzenia.

"Pamiątki" z przeszłości
Policjanci ze Sławna dotarli pięć lat temu do chłopców, a właściwie młodych mężczyzn, których 10-12 lat wcześniej, w swojej poprzedniej parafii, fotografował ksiądz Edward. Ci przeżyli wstrząs, nie mieli pojęcia, że ich nagie zdjęcia się zachowały. To byli ministranci, którzy służyli do mszy.

Jeden z nich opowiedział policjantom, jak ksiądz robił mu zdjęcia podczas kąpieli. Wcześniej chłopiec wrzucał węgiel do komórki na plebanii. Gdy się ubrudził, ksiądz zaproponował, by się wykąpał. Nieoczekiwanie ks. Edward pojawił się w łazience z aparatem. - Powiedział, że zrobi mi zdjęcie na pamiątkę, abym mógł kiedyś zobaczyć, jak wyglądałem, gdy byłem młody - opowiadał mężczyzna. - Nie miałem odwagi mu odmówić, w końcu był księdzem. Pozowałem mu nago, potem w fotelu. Dostałem wtedy 50 złotych. Więcej do niego nie poszedłem.

Była afera
Byli ministranci pamiętają, jak w parafii wybuchła afera. Katechetka rozniosła po wsi, że ksiądz ma słabość do młodych chłopców. Ludzie zrobili z niej wariatkę, a ksiądz wszystkiego się wyparł. - Rodzice powiedzieli mi, że zmyślam - zeznawał jeden z mężczyzn. - Mam dziś wstręt do księży, nie mogę zapomnieć tego, co się stało i nie chodzę do kościoła.

Z tamtej parafii ks. Edward został przeniesiony w 1998 roku do Sławna. Kuria podała w uzasadnieniu, że to miał być awans. Jednocześnie przyznała, że kolejne przenosiny w 2003 roku, ze Sławna do następnej parafii, były już na prośbę samego zainteresowanego.

Ks. Edward długo nie przyznawał się do swoich skłonności. Pękł podczas przesłuchania w grudniu 2003. - Bardzo się tego wstydzę - mówił. - Mężczyźni zaczęli mi się podobać w seminarium duchownym. Zaspokajałem popęd, oglądając pisma gejowskie, filmy, zdjęcia. Nigdy jednak z nikim nie współżyłem i nie robiłem nic na siłę. Jest mi wstyd i jako duchowny nie mogę się pogodzić z tym, co zrobiłem. Nie mogę o tym zapomnieć. Z grzechem tym będę żył do końca życia.

Spokojny i dobry był
W Warszkówku o Marcinie raczej nie mówią źle. - Nie było na wiosce słychać, żeby rozrabiał. Fakt, miał trochę nadrapane, ale we wsi spokojny był - komentują miejscowi.
- A to, że do księdza na plebanię chodził, to myśmy myśleli, że on się może nawrócił, jak w więzieniu był wcześniej. Ludziom po czymś takim różnie się w głowach zmienia. Do tego może szukał u księdza autorytetu, tego przecież nie miał w domu. A potem wyszło na jaw to wszystko. Jak tam było naprawdę, to oni sami najlepiej wiedzą. Mogło faktycznie coś zajść między Marcinem a księdzem. No i chłopak ma teraz uraz i się za to odegrał. Bo dlaczego nie poszedł ukraść gdzie indziej, tylko na plebanię? On był porządny chłopak, matce pomagał w polu, ciągnikiem jeździł, a tu takie nieszczęście.

- Źle się stało, że chłopak został z problemem sam, mówię o historii z księdzem ze Sławna - uważa jeden z mieszkańców. - Bo jakby dostał jakiegoś fachowca, psychologa, jakby się nim zajęła np. gmina, to pewnie nie doszłoby do tych zbrodni.
Byliśmy w domu Marcina. Nikt jednak do nas nie wyszedł. - Oni nie gadają z nikim - mówią ludzie we wsi.

- Wstydzą się za to, co Marcin zrobił - A to był taki dobry chłopak - bezradnie rozkłada ręce Marianna Studzińska, dyrektorka sławieńskiej zawodówki, gdzie Marcin zdobywał zawód mechanika; była też jego wychowawczynią. - Złego słowa nie mogę o nim powiedzieć, bardzo dobrze się uczył, grzeczny, choć zamknięty w sobie. Niestety, nie skończył nauki. W 2002 pojawiły się kłopoty z policją. Marcin wtedy nieoczekiwanie zniknął ze szkoły.
* * *
Ks. Edward jest urlopowany przez biskupa. Natomiast Marcinowi, który czeka na proces w zielonogórskim areszcie, grozi dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!