Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelny wyścig

Rajmund Wełnic [email protected]
Lato 2006. Maciej K. (z lewej) i Paweł K. (stoi) słuchają wyroku.
Lato 2006. Maciej K. (z lewej) i Paweł K. (stoi) słuchają wyroku. Fot. Rajmund Wełnic
Sprawcy głośnego wypadku samochodowego są już w więzieniu

ZAWINILI TAK SAMO?

ZAWINILI TAK SAMO?

W tej sprawie policja początkowo zatrzymała tylko Pawła K., jako bezpośredniego sprawcę wypadku. Maciej K., który jechał pierwszy i ominął piesze, występował początkowo tylko jako świadek. Dopiero po kilku tygodniach prokuratura postawiła mu zarzut współsprawstwa. Sąd w Szczecinku w wyroku dorzucił mu jeszcze ucieczkę z miejsca wypadku, ale z tego oczyścił go po apelacji Sąd Okręgowy w Koszalinie.
O skazaniu Macieja K. przesądziła opinia biegłego, który uznał, że obaj 19-latkowie bezpośrednio przyczynili się do spowodowania wypadku, choć za kierownicą auta, którym potrącono kobiety, siedział Paweł K.. Jak napisał biegły: "Maciej K. był inicjatorem zabronionego "ścigania się" samochodów po drodze publicznej, a wyzwanie to podjął Paweł K. (...) Żaden z kierowców nie zachował nawet minimum wyobraźni i rozsądku, nie mówiąc już o zasadach bezpieczeństwa."
Obrońca Macieja K. uważa, że opis zachowania jego klienta w akcie oskarżenia nie jest przestępstwem i trudno, aby odpowiadał w takim samym zakresie, jak jego kolega. W tej sprawie interesy obu stron były sprzeczne, wersje wydarzeń każdego z młodzieńców obciążały tego drugiego.

To był jeden z głośniejszych procesów przed Sądem Rejonowym w Szczecinku. Dwóch młodzieńców ścigało się samochodami ulicami miasta. Podczas wyścigu jeden z nich potrącił dwie kobiety. Jedna zmarła. W styczniu sprawcy trafili do więzienia. Obaj.

Był sobotni wieczór, 1 października, 2005 roku. 19-letni wówczas Maciej K. i Paweł K., dwaj koledzy z jednego ze szczecineckich ogólniaków, cieszyli się nowym etapem w życiu. Za dwa dni mieli zacząć studia.

Niestety, kilka miesięcy później obaj zasiedli na ławie oskarżonych. Co zrobili?
Przed sądem obaj odmówili składania wyjaśnień. Dlatego opis tragicznych wydarzeń z ich punktu widzenia znamy tylko z zeznań złożonych policji.

Wyścig
Tego wieczoru koledzy jeździli po Szczecinku swoimi samochodami. Maciej miał hondę, Paweł białego fiata punto. Razem z nimi w autach jechały ich dziewczyny.
Koledzy spotkali się przypadkiem koło sklepu Netto. Maciej jechał z przodu. Paweł dał mu znak światłami, że go widzi. Maciej przyspieszył, Paweł zaczął gonić rozpędzającą się hondę.

Kierowcy wjechali w ulicę Jana Pawła II. Niestety, po kilkuset metrach w miarę bezpieczna dwupasmówka zwęża się w zwykłą, ale za to groźną jezdnię zwaną przez miejscowych "aleją śmierci". Według opinii biegłego honda i fiat mknęły w tym miejscu 90 km/h. Jechały jedno auto tuż za drugim.

Gdy na przejściu dla pieszych przed pojazdami pojawiły się dwie kobiety, czas i możliwości na jakikolwiek manewr miał tylko jadący z przodu Maciej K. Przyhamował, skręcił w lewo i ominął piesze. Niestety, Paweł K. dosłownie zmiótł je z pasów.

To była masakra. Ciała ofiar leżały kilkadziesiąt metrów od przejścia. 35-letnia Lucyna Banaszkiewicz zginęła na miejscu, jej 27-letnia koleżanka Joanna Łukawska miała pogruchotane prawie wszystkie kości i obrażenia wewnętrzne.

Kara
Wyroki - jak podkreślał prowadzący sprawę sędzia Rafał Podwiński - były surowe. Za umyślne naruszenie zasad ruchu drogowego obaj młodzieńcy dostali po cztery lata więzienia, przez 10 lat nie mogą też usiąść za kierownicą. Mają również zapłacić nawiązki: 40 tys. zł Joannie Łukawskiej i 100 tys. zł rodzinie śmiertelnej ofiary.

Żarna wymiaru sprawiedliwości mielą jednak powoli. Wyrok w szczecineckim sądzie zapadł w lecie 2006 roku, w grudniu podtrzymał go sąd okręgowy. Sprawcy złożyli wnioski o odroczenie wykonania kary z uwagi na stan zdrowia. Ostatecznie zostały one oddalone w połowie grudnia 2007 roku. Prezes Sądu Rejonowego w Szczecinku na 2 stycznia tego roku wezwał obu do stawienia się w zakładzie karnym.

Dziś - ponad rok po zapadnięciu prawomocnego wyroku - Paweł K. i Maciej K. są za kratkami.

Dobrze, że siedzą
Nie ma dnia, aby Joanna Łukawska nie wracała do tragicznego wieczoru. Przypomina jej o tym ciągły ból w połamanych kończynach i kule, z których musi korzystać. Przed wypadkiem pracowała w barze. Gdy skończyło się zwolnienie, a nie było szans na odzyskanie dawnej sprawności, pracę straciła.

- Czuję, że sprawiedliwości stało się zadość i dobrze, że idą siedzieć: była wina, musi być i kara - mówi nam. - Na dniach czeka mnie kolejna operacja i naprawdę trudno mi teraz zdobyć się na dobre słowo dla nich, może kiedyś. Teraz niech przemyślą, co zrobili.

Dariuszowi Banaszkiewiczowi, mężowi zabitej w wypadku Lucyny, świat runął na głowę. Wiadomość o śmierci żony dopadła go w Norwegii, do której pojechał na rekonesans, bo planowali razem wyjazd na obczyznę. - Musiałem z dnia na dzień zająć się dwiema córkami - mówi pan Dariusz, który rzeczy, w których zginęła żona, przechowywał jak relikwie.

Nie ukrywa, że czekał na chwilę aż sprawcy tragedii znajdą się za kratkami: - Czasami widywałem ich na mieście, żyli jak gdyby nic - mówi cicho. - A ja co: moje życie to wegetacja.

Bronią do końca
Rodziny sprawców nie chcą rozmawiać z mediami. Ekipie telewizji Polsat udało się nakręcić krótką rozmowę z ukrytej kamery. Bliscy Pawła K. uważają, że media urządziły nagonkę na ich synów, a wyrok był niewspółmierny do winy. Zapowiadają walkę do końca, aby syn nie siedział w więzieniu.

- Pawła poznałem przez te lata dość dobrze i proszę mi wierzyć, że to już inny człowiek. Ta sprawa odcisnęła na nim swoje piętno - zapewnia mecenas Mirosław Wacławski, obrońca Pawła K. Powtarza, że historia przyśpieszyła u chłopaka rozwój groźnej choroby. - Na pewno nie spłynęło to po nim jak woda po kaczce, ma świadomość tego co zrobił i będzie musiał z tym żyć do końca swoich dni. Nie jest tak też, jak mówią pokrzywdzeni, że mój klient chodzi po ulicy i śmiał im się w twarz, bo po prostu w Szczecinku go nie było.

Adwokat przywołuje scenę z filmu "Czas zabijania", w którym czarnoskóry ojciec staje przed sądem za zabicie gwałcicieli i morderców swojej córki: - W mowie końcowej obrońca mówi do przysięgłych, aby zamknęli oczy i wyobrazili sobie, że ofiara jest biała - opowiada Mirosław Wacławski. - Należy się zawsze postawić w sytuacji sprawcy i poszkodowanego, a sąd ma niełatwe zadanie zważyć racje obu stron.

Kasacja
Zdaniem obrony czteroletnia odsiadka to zbyt wiele. Mimo że obaj młodzieńcy siedzą już w więzieniu, wciąż toczy się walka o zmianę wyroku.
- Wnieśliśmy kasacje i czekamy na jej rozpatrzenie przez Sąd Najwyższy - mówi mecenas Wacławski. - Gdyby ją uwzględniono, proces rozpocząłby się o nowa, bo naszym zadaniem sąd dopuścił się błędów nie biorąc pod uwagę nieścisłości w opinii biegłego i nie wzywając go na rozprawę, aby te nieścisłości wyjaśnić.
W ostateczności pozostaje ułaskawienie przez prezydenta: - Chcielibyśmy, aby kara była w zawieszeniu - dodaje prawnik.

Kasację wniósł też Jacek Winnicki, obrońca Macieja K.. Jego klientowi tuż przed odsiadką został do zdania ostatni egzamin w studium policealnym. - Nie wiem, skąd wzięły się zarzuty, że chłopak nic sobie nie robił z tego co się stało. To na pewno tragiczna sprawa także dla niego - zapewnia mecenas.
Wnioski kasacyjne w sprawie Macieja K. i Pawła K. Sąd Najwyższy rozpatrzy 6 lutego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!