Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spisak: - Czuję się spełniony

Rozmawiał: Jacek Wójcik
Paweł Spisak.
Paweł Spisak. Fot. Jacek Wójcik
Rozmowa z Pawłem Spisakiem, olimpijczykiem w WKKW.

Kim jest?

Kim jest?

Paweł Spisak, jeździec JKS Dako-Galant Skibno, był jedynym reprezentantem regionu koszalińskiego podczas Igrzysk Olimpijskich 2008. W rozgrywanych w Hongkongu zawodach we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego uplasował się na Weriuszu na 19. miejscu. To najlepsze od 20 lat osiągnięcie polskiego WKKW-isty na Igrzyskach.

Paweł Spisak, jeździec JKS Dako-Galant Skibno, był jedynym reprezentantem regionu koszalińskiego podczas Igrzysk Olimpijskich 2008. W rozgrywanych w Hongkongu zawodach we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego uplasował się na Weriuszu na 19. miejscu. To najlepsze od 20 lat osiągnięcie polskiego WKKW-isty na Igrzyskach.

- Dziewiętnaste miejsce wydaje się dla przeciętnego kibica dość odległym. Fachowcy chwalą jednak twój występ i osiągnięcie w Hongkongu.
- Na chłodno, po przeanalizowaniu wszystkiego czuję się usatysfakcjonowany. Przed wyjazdem było sporo przeciwności, które nie wskazywały, że tak się to wszystko zakończy. Cztery tygodnie przed Igrzyskami Weriusz miał problemy zdrowotne. Trochę zbagatelizowaliśmy to, co początkowo nie wydawało się poważne. Okazało się, że było. W dodatku na ostatnich przed wyjazdem do Azji zawodach w Aachen, pod koniec krossu, miałem upadek. Koń długo dochodził do siebie. Był bardzo zmęczony i myślałem, że już należy przekreślić marzenia olimpijskie. Wsparcia w tym momencie udzieliła mi ekipa niemiecka. Od startu w Aachen byłem cały czas w Niemczech i otrzymałem bardzo dużą pomoc ze strony tamtejszych lekarzy i trenera Andreasa Dibowskiego, z którym pracuję. Znakomicie wyprowadzili Weriusza. Okazało się, że na Igrzyskach był w świetnej formie i nie musiałem się martwić tym co działo się cztery tygodnie wcześniej.

- Jak z perspektywy czasu oceniasz poszczególne próby?
- Po ujeżdżeniu zajmowałem 27. miejsce. Może wydaje się, że to nie jest rewelacyjny wynik, ale naprawdę byłem zadowolony. Mieliśmy z Weriuszem 48 punktów karnych. To jest poziom jaki na dziś reprezentujemy i to na co liczyliśmy przed startem. Różnice między 10. i 20. miejscem naprawdę były minimalne, rzędu kilku punktów.

Do krossu podszedłem trochę spokojniej. Starałem się pojechać dokładnie i przede wszystkim nie popełniać błędów na przeszkodach. To się udało, chociaż miałem spore spóźnienie. Żaden z zawodników nie zmieścił się jednak w normie czasu. Uważam, że to błąd gospodarza toru. Jeżeli na imprezie, w której startują wszyscy najlepsi jeźdźcy i konie na świecie, nikt nie może zmieścić się w normie to znaczy, że trasa została źle ustawiona.

Skoki były kapitalne. Weriusz jest koniem, który dobrze skacze, ale w Hongkongu nawet mnie zaskoczył. Po pierwszym nawrocie doszło do trochę zabawnej sytuacji. Nie spodziewałem się, że awansuję do czołowej "25" i odstawiliśmy konia do stajni. Został umyty, rozpleciono mu grzywę. Ja sam też już się przebrałem i oglądałem resztę przejazdów z trybuny. Pod koniec czytam listę startową do finałowego przejazdu i patrzę, że tam jesteśmy! Przez 40 minut trzeba było przygotować konia i siebie do drugiego przejazdu. Weriusz był trochę zdziwiony. Wie, że po skokach jest odpoczynek, a tu nagle z powrotem siodłają go i kolejny raz wyjeżdża na rozprężenie. Ale okazało się, że pierwszy przejazd nie zrobił na nim wrażenia. W drugim skakał jeszcze lepiej! Ja też w drugim przejeździe nie odczuwałem żadnego stresu, czułem się spełniony.

- Za parkur chwalili cię wszyscy. Tylko pięć par miało dwa przejazdy bez punktów karnych...
- Po zawodach spotykałem się z wieloma miłymi opiniami z ekip z innych państw. Sporo ciepłych słów przeczytałem też na zagranicznych stronach jeździeckich. Nawet mistrz olimpijski miał jeden błąd na parkurze, więc tak udany występ to dla mnie duży sukces.

- Czy bez tych problemów jakie miałeś przed Igrzyskami, można było się pokusić o wyższą lokatę?
- Myślę, że te przeciwności może nawet trochę... pomogły. Po upadku w Aachen miałem tę sytuację cały czas w głowie i pojechałem ostrożniej kross. Dzisiaj uważam, że było to bardzo korzystne. Gdybym zaryzykował, mogłoby się okazać, że na koniec krossu popełniłbym jakieś błędy. Wielu zawodników, którzy ryzykowali miało później problemy. Część koni doznało kontuzji i na drugi dzień nie stanęło do przeglądu weterynaryjnego. A Weriusz skakał na parkurze bardzo lekko.

- Co trzeba zrobić, żeby za 4 lata w Londynie poprawić lokatę?
- Myślę, że należy realizować to co robimy od dwóch lat wspólnie z Andreasem Dibowskim. Kolejne starty wykazują, że jest coraz lepiej. Jeżeli będziemy się tego trzymać i będę miał zdrowe konie, to jest szansa, że na kolejnych Igrzyskach przesuniemy się jeszcze wyżej.

- Jak oceniasz organizację jeździeckiej części Igrzysk?
- Była perfekcyjna. Cały świat powinien uczyć się od Chińczyków. Gdyby ktoś mnie spytał jakie błędy i uchybienia zauważyłem, to musiałbym się naprawdę mocno zastanawiać. W tej chwili nic takiego nie przychodzi mi do głowy.

- Był czas na zwiedzanie tego egzotycznego dla nas zakątka świata?
- Mimo, że spędziłem w Hongkongu około 2 tygodnie, to czasu dla siebie miałem niewiele. Przed startem byłem skoncentrowany na zawodach. Dopiero na koniec miałem wolne 2 dni i można było trochę pozwiedzać.

- Jeźdźcy startowali tym razem daleko od głównych aren Igrzysk.
- To były specyficzne Igrzyska dla jeździectwa. Atmosfera była inna niż 4 lata temu w Atenach, co było spowodowane oddaleniem od wioski olimpijskiej. Naszą "wioską" był hotel o bardzo wysokim standardzie. Taka sytuacja miała też pozytywne aspekty. Początek Igrzysk nie był udany dla całej polskiej reprezentacji. Dzięki oddaleniu od wioski olimpijskiej mogliśmy zdystansować się od panującej atmosfery przygnębienia. Mogliśmy skupić się na przygotowaniu siebie i koni do startu.

- Kibicowałeś komuś szczególnie?
- Kibicuję całej naszej reprezentacji. Gdy tylko mogę oglądam i przeżywam starty naszych zawodników. Kiedy coś nie wychodzi, we mnie również pojawia się złość. Ale ja wiem, że wszyscy starają się jak najlepiej. Nikt nie odpuszcza. Dlatego jestem daleki od krytyki polskich sportowców.

- By zakwalifikować się na Igrzyska musiałeś zainwestować sporo własnych pieniędzy. Czy olimpijski start zrekompensował to przynajmniej w części?
- Samym startem i miejscem które zająłem nie można zarobić pieniędzy. Myślę za to, że bardzo dużo zyskałem pod względem marketingowym. Na zawodnika, który bierze udział w takiej imprezie i ten start mu wychodzi, patrzy się zupełnie inaczej. Dzięki temu więcej ludzi będzie wstawiało do mnie konie w trening i więcej będzie chciało trenować ze mną. By zakwalifikować się na Igrzyska musiałem wydać naprawdę sporo własnych pieniędzy. Dopiero później, gdy zostało zauważone, że to co robię przynosi efekty, zaczął pomagać Polski Związek Jeździecki. Przez ostatni rok byłem naprawdę bardzo mocno odciążony od strony finansowej. Bezpośredni start w zawodach w całości finansowały PZJ i Polski Komitet Olimpijski.

- Gdzie odpoczywasz po wyczerpującym okresie i dalekich podróżach?
- Nie mam czasu na urlop. Trzeba pracować z końmi, które nie były w Hongkongu. W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na zawody międzynarodowe do Sopotu. Będę próbował zakwalifikować Baryta na Mistrzostwa Świata Młodych Koni we Francji. Może uda się gdzieś wyjechać i odpocząć w okresie zimowym.

- Plany na przyszłość?
- Jestem ambitnym człowiekiem i 19. miejsce na Igrzyskach Olimpijskich nie jest szczytem moich marzeń. Założenia są takie, żeby robić stały postęp. Nie próbować zrobić dużego przeskoku, bo to może nawet zaszkodzić. Obok mnie są jeszcze konie i trzeba tak wszystko układać, żeby mogły służyć jak najdłużej. Doskonałym przykładem jest Weriusz, który ma 14 lat, zaliczył drugie Igrzyska i nadal jest w świetnej formie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!