Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Gawłowski: Doktor, poseł i minister

Rozmawiała: Joanna Krężelewska
Stanisław Gawłowski napisał o zarządzaniu rozwojem obszarów wiejskich przy wykorzystaniu rent strukturalnych w rolnictwie.
Stanisław Gawłowski napisał o zarządzaniu rozwojem obszarów wiejskich przy wykorzystaniu rent strukturalnych w rolnictwie.
Rozmowa ze Stanisławem Gawłowskim, sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska, który obronił rozprawę doktorską.

Stanisław Gawłowski

Stanisław Gawłowski

poseł Platformy Obywatelskiej stopień doktora zdobył w Łódzkiej Społecznej Wyższej Szkole Zarządzania i Przedsiębiorczości, gdzie podjął studia doktoranckie z ekonomii w zakresie zarządzania. Jego rozprawa doktorska liczy 202 strony bez bibliografii.

- Zakładam, że poseł i członek rządu to bardzo zapracowany człowiek. Jak znalazł Pan czas na doktorat?
- Mieszkam w Koszalinie. Do Warszawy wyjeżdżam w poniedziałki rano, wracam w najlepszym wypadku w piątek wieczorem. Mogłem korzystać z zaproszeń, od posłów, a tych członek rządu ma wiele. Ale to nie dla mnie. Kolega, który był świeżo po obronie doktoratu, przekonał mnie, że warto się zająć tym samemu, bo w Warszawie mam łatwy dostęp do wiedzy. Promotor zasugerował mi tematykę rent, bo tego nikt do końca nie sprawdził. To arcyfajny fragment wiedzy.

- Czyli wieczorami, w hotelu poselskim, Stanisław Gawłowski siedział z laptopem i książkami...
- Nie. Wynająłem w Warszawie mieszkanie. W tym małym pokoju można zwariować.

- Czy w trakcie pisania wykorzystał Pan swoją pozycję zawodową?
- Nie. Choć przyznam szczerze, że dzięki znajomości z ministrem rolnictwa udało mi się trzymać precyzyjne dane z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Gdybym był tylko Stanisławem Gawłowskim, to pewnie też bym je dostał, ale nie tak szybko.

- A czy komisja przed rozprawą wiedziała, że broni się poseł?
- Starałem się, żeby nikt nie wiedział. Nawet poprosiłem mojego promotora, żeby przedstawiając mnie, nie powiedział, czym się zajmuję.

- Miał Pan tremę?
- Tremy nie, ale przyznam, że wahałem się, czy nie przełożyć obrony.

- Dlaczego?
- Obrona jest publiczna, każdy może przyjść, zadać pytanie. Emocje były ogromne, bo bałem się, że tak dla zasady ktoś może postarać się mnie zagiąć. A potem powie: o, jaki niedouczony... Ale dyskusja trwała 2,5 godziny, padały pytania z sali i decyzja komisji była jednogłośnie pozytywna. Nie było żadnych dziennikarzy, nikogo z konkurencji politycznej, zatem rozprawa miała tylko i wyłącznie charakter merytoryczny.

- Temat rozprawy to "Zarządzanie rozwojem obszarów wiejskich przy wykorzystaniu rent strukturalnych w rolnictwie". O czym Pan dokładnie pisał?
- Praca dotyczy zarządzania publicznego obszarami wiejskimi i specyficznego instrumentu, jakim są renty strukturalne, czyli emerytury pomostowe. Zastosowano je w Polsce po raz pierwszy w 2001 roku, na etapie dostosowywania prawa polskiego do prawa europejskiego. Wtedy nie przyjęły się za dobrze. Zmiana przepisów i przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku oraz pojawienie się środków unijnych, spowodowały, że renty wdrożono z całą mocą. Na ponad 250 tysięcy uprawnionych do tego wsparcia osób, skorzystało z niego 58 tysięcy rolników.

- Po co wprowadzono renty?
- Cele były trzy. Renty miały spowodować odmłodzenie osób prowadzących gospodarstwa wiejskie. Rolnicy mieli przekazać je młodszym, lepiej wykształconym i przygotowanym na konkurencję. Po drugie miały się pojawić dodatkowe pieniądze na obszarach wiejskich. Po trzecie miały one doprowadzić do powiększenia gospodarstw rolnych. Rolnicy, którzy przechodzili na emeryturę pomostową, mogli sprzedać ziemię komuś, kto chciałby łączyć grunty.

- I według Pana udało się?
- W mojej ocenie fakt, że nieco ponad 23 procent uprawnionych skorzystało z rent, to sukces, który wymaga kontynuacji. Na obszary wiejskie wpłynęło ponad 2 miliardy złotych. Średnia renta wynosiła około 1.600 złotych, a emerytura z Kasy Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych w tym czasie była na poziomie 700 złotych. To oznaczało podniesienie standardu życia. Nie udało się natomiast doprowadzić do powiększenia gospodarstw. Rolnicy w większości przekazywali je następcom, a nie sprzedawali.

- Czy będzie Pan kontynuował karierę naukową? Zacznie Pan uczyć?
- Systematycznie prowadzę wykłady na różnych uczelniach. Ale tylko okazjonalnie. W większości dotyczą one jednak obszarów, którymi zajmuję się zawodowo, czyli ochrony środowiska.

- Czy studenci lubią pańskie zajęcia?
- Pewnie tak, bo nie stawiam ocen. Cenne jest to, że wykłady przeradzają się zawsze w dyskusję. I jest więcej pytań niż czasu.

- Studenci zaskakują Pana jakimiś pytaniami?
- Bardziej zaskakują tym, że mają bardzo dużą wiedzę.

- Czy stopień doktorski pomaga w karierze polityka?
- Wiedza na pewno nie zaszkodzi. A czy pomoże? Myślę, że tak. Tym bardziej, że ta jest specyficzna, dotyczy obszarów wiejskich. Jestem posłem z okręgu koszalińskiego, który jest duży i dużo tu obszarów wiejskich, zatem wiedza będzie przydatna przy rozwiązywaniu problemów wsi i w jej rozwoju.

Wykształceni w parlamencie

Niemal 8 proc. polskich posłów nie ma wyższego wykształcenia. Niecałe 9 proc ma co najmniej stopień doktora. A jak wykształceni są posłowie z naszego regionu?

Na tle całego Sejmu posłowie z okręgu koszalińskiego wypadają bardzo dobrze. Dwóch z nich posiada stopień doktora - oprócz Stanisława Gawłowskiego, to Jan Kuriata, dr nauk humanistycznych.

Poseł Kuriata ukończył Uniwersytet Warszawski, gdzie na Wydziale Filologicznym obronił stopień magistra filologii francuskiej. Doktoryzował się na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Czesław Hoc jest lekarzem medycyny, absolwentem Pomorskiej Akademii Medycznej.
Magiczne mgr przed nazwiskiem mają też Stefan Strzałkowski (ukończona szkoła: Akademia Wychowania Fizycznego w Poznaniu - Filia w Gorzowie Wlkp., Wydział Wychowania Fizycznego),

Wiesław Suchowiejko (ukończona szkoła: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Historyczny) i Stanisław Wziątek (ukończona szkoła: Wyższa Szkoła Pedagogiczna, Wydział Humanistyczny). Magistrem inżynierem jest Paweł Suski z Wałcza (ukończona szkoła: Akademia Rolnicza w Poznaniu, Wydział Ogrodniczy).

Wyjątek w grupie stanowi Danuta Olejniczak, która ma wykształcenie średnie.
W Senacie nasi reprezentanci legitymują się wyższym wykształceniem.

Wicemarszałek Senatu Grażyna Anna Sztark ukończyła wyższe studia zawodowe o kierunku administracyjnym w Bałtyckiej Wyższej Szkole Humanistycznej w Koszalinie.

Senator Piotr Zientarski ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ukończył też etatową aplikację sądową w Sądzie Wojewódzkim w Koszalinie zakończoną egzaminem sędziowskim i dodatkowo złożył egzamin radcowski. Ukończył również aplikację adwokacką w Okręgowej Radzie Adwokackiej i zdał egzamin adwokacki.

Czy wyborcy zwracają uwagę na wykształcenie kandydata? - Sztywny elektorat konkretnego ugrupowania politycznego raczej nie - twierdzi dr Jan Kuriata. - Wyborcy zwracają uwagę na to, co konkretnego kandydat zrobił dla ich regionu.

Ważne jest doświadczenie i obecność w mediach - podkreśla. A czy kariera naukowa ma przełożenie na rządzenie państwem? - Człowiek wykształcony ma pogłębioną wizję świata. To nie ulega wątpliwości - uważa poseł.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!