Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecińska blogerka, którą pokochała Polska. Kim jest autorka Mamowymi Oczami?

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Agnieszka Kowalewska - bloga Mamowymi Oczami założyła… z nudów podczas urlopu macierzyńskiego. Nie spodziewała się, że strona i jej profile w mediach społecznościowych zdobędą ogólnopolską popularność. Połączyła tematykę parentingową z tzw. lajfstajlem. Po drodze została influencerką i założyła modową markę. Kiedy dzieci poszły do szkoły, nie zrezygnowała z obecności w sieci. Wręcz przeciwnie - odrobinę zmieniła kierunek i przypomniała wszystkim malkontentom, że mama też jest kobietą.

Jak zawiła droga prowadzi od ogrodnictwa od projektowania odzieży? Wyczytałam, że z wykształcenia jest Pani właśnie mgr. inż. ogrodnictwa (uśmiech).

- Projektowanie to może zbyt wiele powiedziane, moją rolą jest sprawdzanie trendów, tworzenie wstępnych projektów i pomysłów. Projektowaniem stricte zajmuje się osoba o odpowiednim wykształceniu, ja tylko podrzucam swoje wizje. Natomiast ogrodnictwo to wybór z zamiłowania, niestety, nie pracowałam nigdy w tym zawodzie.

Do tego dochodzi jeszcze praca influencerki. Zdarzało się Pani zderzać z opiniami, że to nie jest prawdziwa praca?

- Szczerze, nie zdarzało mi się, ale wiem, że jest to bagatelizowane zajęcie i uważane za mało poważną pracę. Jeśli chodzi o mnie, zawsze podchodziłam do tego z dystansem. Działanie w mediach społecznościowych to dla mnie przyjemność. To ogromny przywilej, kiedy ktoś lubi swoją pracę i zarabia przy tym niemałe pieniądze. Jeśli ktoś poważnie podchodzi do działania w internecie, to jest to normalna praca - podpisujemy umowy, mamy swoje działalności gospodarcze, rozliczamy się z podatków. Do tego realizacja umówionego zlecenia zajmuje sporo czasu. Nie jest to zrobienie zdjęcia na szybko i zgarnięcie kilku złotych. To często szczegółowo zaplanowane kampanie przez duże domy mediowe lub agencje marketingowe, które odzywają się do twórców z ramienia klienta. To wszystko poprzedza wstępna weryfikacja twórcy, podpisywanie umów. Dopiero później tworzymy materiały i wysyłamy do akceptacji. Publikacja odbywa się w określonych terminach, a po zakończonej kampanii jesteśmy „rozliczani” z jej przebiegu na naszych kanałach. To nie są takie łatwe ani szybkie pieniądze. Oczywiście nie są to też pieniądze okupione ciężką, fizyczną pracą i tu absolutnie nie ma na co narzekać, ale chciałabym wyjaśnić, że to dłuższy proces, który opiera się na konkretnych zasadach. Po prostu, to normalna branża reklamowa.

ZOBACZ TEŻ:

Ostatnio Mamowymi stopniowo zaczęło zmieniać front. Najpierw dominowały dzieci, teraz dominuje Pani. Co na to odbiorcy? Czy oni również ewoluują z wami?

- Mamowymi to zawsze byłam ja, ale faktycznie blog skupiał się bardziej na dzieciach, bo to one zajmowały cały mój czas. Social media założyłam, kiedy kończył mi się urlop macierzyński z Amelią, zrobiłam to z nudów i nie przypuszczałam, że rozwinie się to w ten sposób. Długi czas nie byliśmy mocno popularni... Powiedziałabym raczej, że byliśmy całkiem normalnie przeciętni - co jest ok. Nie do końca wiem, kiedy to wszystko przerosło zwykłe dodawanie zdjęć. Naturalnie ze zwiększającą się popularnością zaczęły napływać różne współprace, które od początku mocno filtrowałam. Z czasem, kiedy dzieci stały się „duże”, tzn. kiedy zaczęły chodzić do szkoły, mieć swoje zajęcia i znajomych, zaczęły też mieć własne zdanie i w każdej chwili mogą powiedzieć - mama nie nagrywaj mnie, nie chcę. To spowodowało, że automatycznie i bardzo naturalnie zaczęłam przechodzić na siebie. A takiej mnie odbiorcy nie mieli szansy jeszcze poznać, ponieważ konto założyłam, mając już dzieci. Ale przed nimi też miałam życie i to równie fajnie (uśmiech). Oczywiście część z moich odbiorców nie może pogodzić się z tym, że dzieci dorastają, ale większość z nich mocno mi kibicuje, bo widzi, że to, co robię jest szczere, a to, co się dzieje, to naturalna kolej rzeczy.

Jeden z komentarzy, który często przewija się pod Pani zdjęciami, to sexy - i trudno się z tym nie zgodzić (uśmiech). Ale trudno się też nie zgodzić, że żyjemy w kulturze, gdzie słowom mama i sexy wciąż nie wypada iść w parze. A zatem - jak to jest, co mamie wypada, a czego nie wypada? Czy te granice można wyznaczyć uniwersalnie?

- Oj zdecydowanie wciąż uważa się, że kobiecie z dziećmi nie wypada być sexy, że to nie jest dla matek. Strasznie to krzywdzące i stereotypowe. Polskie społeczeństwo nadal jest dość konserwatywne. Pomimo że moi odbiorcy to głównie młodzi ludzie, to często zdarzają się komentarze, że nie powinnam czegoś pokazywać, bo „nie wypada”. Osobiście uważam, że każdy ma inne, osobiste granice i dużym nietaktem jest mówienie obcym, w jaki sposób mają żyć. Swoją drogą pouczanie to kolejne hobby randomowych ludzi, którzy po tym, jak tematyka moich profili uległa małej zmianie, od czasu do czasu zaglądają do mnie. Większość z nich nawet mnie nie obserwuje i na podstawie jednego zdjęcia oraz stereotypów wysnuwa błędne wnioski. Matka to przede wszystkim kobieta, nie możemy o tym zapominać. Też chce czuć się ładna, zadbana, seksowna, chce być adorowana i nie ma w tym nic złego. Pokazując się w obszernych dresach, brudnej bluzce, nieuczesana i bez makijażu jeszcze nigdy nie dostałam komentarza „ogarnij się, jak ty wyglądasz”, natomiast kiedy założę obcisłą sukienkę, większy dekolt, już jest problem. Nie rozumiem tego... Jestem adorowana i wspierana na co dzień, nie przez ludzi z internetu, a przez realne, bliskie mi osoby i może ta pewność siebie zdobyta w namacalny sposób przenosi się do wirtualnego świata. Mam odwagę nabytą z prawdziwego życia. Mamie wypada wszystko to, co normalnej kobiecie w granicach, które ona sama wyznaczy, byle tylko nie krzywdzić tym innych. Kiedy patrzę na mój profil, nie uważam, że jest kontrowersyjny, a już szczególnie w porównaniu do tego co bez trudu można znaleźć w sieci. Chociaż podkreślam - nie ośmieliłabym się oceniać nikogo na podstawie tego, co widzę w internecie, a już na pewno nie na podstawie jednego zdjęcia.

**W swoich postach często przełamuje Pani tabu, np. idealnego insta świata. Pokazuje się Pani w makijażu i bez, z dystansem żartuje Pani ze swojej ciąży spożywczej, jak trzeba, pokaże Pani wałeczek na brzuchu i otwarcie powie, że czasem po prostu człowiekowi nie chce się ćwiczyć. Taka postawa to odwag

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Szczecińska blogerka, którą pokochała Polska. Kim jest autorka Mamowymi Oczami? - Głos Szczeciński