Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześciolatki w szkołach radzą sobie gorzej

Sylwia Zarzycka
Pierwszaki ze Szkoły Podstawowej nr 7 w Koszalinie, to w zdecydowanej większości szcześciolatki. Nauczyciele podkreślają, że są bardzo ambitne,  chętne do pracy i nauki. Z racji ich naturalnych ograniczeń nie można ich jednak porównywać z siedmiolatkami
Pierwszaki ze Szkoły Podstawowej nr 7 w Koszalinie, to w zdecydowanej większości szcześciolatki. Nauczyciele podkreślają, że są bardzo ambitne, chętne do pracy i nauki. Z racji ich naturalnych ograniczeń nie można ich jednak porównywać z siedmiolatkami Radosław Brzostek
Siedem tygodni z życia sześciolatka w szkole. Pierwsze podsumowanie. Wbrew zapewnieniom ministerstwa różnice między sześcio- i siedmiolatkami były, są i będą. Nie można przy tym zapomnieć, że reforma to wielkie wyzwanie organizacyjne dla szkół.

Tylko w Koszalinie we wrześniu do pierwszej klasy poszło prawie tysiąc sześciolatków. I tak naprawdę, dopiero od tego roku szkolnego rozpoczęła się reforma edukacji. Jak wygląda ona w praktyce?

Na pewno nikt już nie będzie mógł powiedzieć, że to, czy dziecko pójdzie do szkoły w wieku sześciu czy siedmiu lat, nie ma znaczenia.

- Różnice w rozwoju tych dzieci są bardzo widoczne - mówi Małgorzata Gąsecka- Małyszko, nauczycielka nauczania wczesnoszkolnego, w Szkole Podstawowej nr 7 w Koszalinie. W jej klasie przeważają sześciolatki, ale jest też kilkoro siedmiolatków. Starsze dzieci mają znacznie mniejsze problemy z tzw. grafomotoryką, czyli pisaniem, czy kolorowaniem mniejszych elementów, z precyzją. To, co z łatwością przychodzi o rok starszym kolegom, sześciolatkom sprawia trudność nie tylko intelektualną, ale także fizyczną.

Problemem, tak jak ostrzegali specjaliści, jest czas skupienia uwagi. Maluchy mogą usiedzieć w ławce i skupić się na jednej czynności maksymalnie 15 minut. I tego też nikt nie zmieni, bo to jest również naturalna cecha sześciolatka.

Jednak te naturalne cechy nie za bardzo zostały wzięte pod uwagę przy układaniu programu.

- Materiału do opanowania jest dużo, mam wrażenie, że zbyt dużo jak na takie małe dzieci - mówi Małgorzata Gąsecka- Małyszko. - Dzieci poznają litery, jedna za druga, nie ma czasu na ich utrwalenie. Nauczyciele niby nie będa rozliczani z roku na rok z tego, co ich uczniowie potrafią, więc teoretycznie mogliby w pierwszej klasie poprzestać na podstawowych umiejętnościach, ale to oznaczałoby, że w kolejnych dwóch latach dzieci miałyby narzucone mordercze tempo, bo zaległości trzeba by było i tak nadrobić.

Obserwacje wychowawców w pełni potwierdza analiza Instytutu Badań Edukacyjnych. Wynika z niego, że sześciolatki, które poszły do pierwszej klasy, mają niższe umiejętności niż dzieci siedmioletnie, słabiej też radzą sobie z rozumowaniem przestrzennym i regulowaniem emocji.

W ubiegłym roku szkolnym IBE przeprowadził wśród uczniów pierwszych klas badania, które miały doskonalić narzędzia diagnozy psychologicznej. Przy okazji pracy nad nimi zbadał kompetencje ponad tysiąca dzieci, które poszły do pierwszej klasy. Prace prowadzono w 32 szkołach.

Skąd więc wzięły się twierdzenia, że sześciolatki, które poszły do szkoły, świetnie, czasem znacznie lepiej niż ich o rok starsi koledzy, wypadają we wszystkich testach? Ano stąd, że na poparcie tej tezy ministerstwo edukacji wykorzystawało badania maluchów, które poszły do szkoły w 2012 dobrowolnie i w zdecydowanej większości były to dzieci ponadprzeciętnie uzdolnione.

Trzeba przy tym pamiętać, że oprócz zmian w sposobie nauczania, reforma oznacza dla szkół także, chyba największe w ostatnich latach wyzwanie organizacyjne. Zdublowana liczba klas, nauka na dwie zmiany, tłok w świetlicach, to dziś codzienność w większości podstawówek. I problemy, które siłą rzeczy rodzą konflikty na linii szkoła - rodzice.

Punktem zapalnym w wielu miejsach były przeładowane świetlice i brak miejsc, np. w Szkole Podstawowej nr 4 w Koszalinie. - Rodzice, jeszcze przed wakacjami nie dopełnili formalności, nie dokonali zgłoszeń dzieci do świeticy i był kłopot. Teraz sytuacja się unormowała i każde dziecko, które tego potrzebuje ma zapewnioną opiekę w świetlicy - mówi Danuta Mieszczak, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Koszalinie.

Problemem są też przeładowane klasy, i to mimo że zgodnie z przepisami klasa sześciolatków może liczyć maksymalnie 25 osób. Bo najczęściej właśnie tyle liczy. Zdaniem nauczycieli nawet ta liczba jest zbyt duża. - Maksymalnie w tych klasach powinno być 20 dzieci . Wtedy mielibyśmy czas i możliwość pracy z każdym z nich - mówi Małgorzata Gąsecka- Małyszko dodając, że sześciolatki potrzebują jeszcze częstego i bezpośredniego kontaktu z nauczycielem, wymagają, by poświęcić im indywidualnie choć kilka minut na lekcji.

I to także nie powinno nikogo dziwić. Te obserwacje także pokrywają się z tym, co stwierdzili pracownicy IBN, wskazując na zagrożenie, które płynie z przeładowanych klas i co za tym idzie - braku czasu na pracę z tymi dziećmi, które uwagi szczególnie potrzebują. Ostrzegają, że wśród tylu dzieci może się stworzyć grupa wyjątkowo zaniedbanych, które pochodzą z rodzin biednych, o niskich aspiracjach edukacyjnych. Bo choć teoretycznie szkoła powinna wyrównać ich szanse, to w praktyce rzadko który nauczyciel będzie miał czas, by o to zadbać.

Brak analizy
Żeby skutecznie zarządzać oświatą, trzeba sumiennie recenzować wprowadzone nowości. I dopiero na tej podstawie projektować kolejne reformy - to jeden z wniosków, jaki znalazł się w opublikowanym raporcie „Education Policy Outlook 2015. Making Reforms Happen”. A polskie szkolnictwo od kilku lat przechodzi reformę ze reformą. Skutków żadnej jeszcze nikt solidnie nie zbadał. Nie wiadomo więc, czy takiego podsumowania doczeka się obniżenie wieku szkolnego. Pewnie nie, więc w zależności od sytuacji będziemy słyszeć o klęsce albo sukcesie.

Zdaniem ekspertów OECD jednym z podstawowych zadań , jakie powinna postawić przed sobą Polska, jest rozwój polityki oświatowej w oparciu o rzetelne informacje, bo dzisiejszy system edukacji to składowa luźno powiązanych pomysłów, wprowadzanych w życie , ale nigdy nie weryfikowanych.

Komentarz
Reforma na barkach maluchów
Sama jestem mamą sześciolatka, który poszedł w tym roku do szkoły. I na własnej skórze, a także skórze swojego dziecka, reformę testuję.

Wrzesień minął nam na oswajaniu się ze szkołą. A szkole na oswajaniu się z nami. Rodzice tacy jak ja, usłyszeli, żeby nie wchodzić do szatni, bo dzieci muszą się uczyć samodzielności, żeby nie czekać pod klasą, bo robi się tłok i wiele innych zakazów i nakazów ...

W świetlicy rzeczywiście tłok, ale tak jest we wszystkich szkołach. Pisanie literek, szlaczki, pierwsze matematyczne zadania. Dla maluchów - Himalaje wiedzy. Zdarza się płacz i bunt.

Mam świadomość, że ten 2009 rocznik, to rocznik eksperymentalny i że na tym eksperymencie najbardziej ucierpią nasze dzieci. Kolejne będą miały już przetarty szlak. Nasze, ten szlak będą przecierać. Bardzo chciałabym, aby z czasem było im łatwiej. Obawiam, się jednak, że gdy dobrną do czwartej klasy, nikt już nie będzie pamiętał, że to jest ten eksperymentalny rocznik i zawsze będą musiały być o rok starsze niż są w rzeczywistości.

Z okazji pasowania na ucznia, dzieciaki z „mojej klasy pójdą po południu „na kulki”. Tak jak w przedszkolu z okazji czyichś urodzin. - Tak ciężko pracujemy, że nagroda się należy - stwierdził mój syn.

I to stwierdzenie uświadomiło mi, jak ciężko, gryzmoląc szlaczki i literki, te maluchy pracują, żeby reformie stało się zadość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!