Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoła dla sześciolatków? Rząd chce byśmy byli cicho

Piotr Polechoński
Karolina Elbanowska  zasłynęła, gdy wraz z mężem zainicjowała akcję "Ratuj Maluchy", którą poparło ponad 1,5 mln obywateli
Karolina Elbanowska zasłynęła, gdy wraz z mężem zainicjowała akcję "Ratuj Maluchy", którą poparło ponad 1,5 mln obywateli
Rozmowa z Karoliną Elbanowską, prezesem Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, walczącą o zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków.

Posłowie po raz kolejny odrzucili obywatelski projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Innymi słowy obowiązek szkolny dla sześciolatków i obowiązek przedszkolny dla pięciolatków nie zostaną zniesione. To koniec?

Dla nas to na pewno nie koniec działania. Jako rodzice zrobimy wszystko, by sześciolatkom nie odbierano roku dobrej edukacji przedszkolnej. Nie przestaniemy też krytykować reformy, bo rząd eksperymentuje w oświacie na żywym organizmie. Działamy dalej, chociaż na pewno jest to koniec złudzeń, że ta władza jest zdolna rozmawiać z ludźmi. Nie wierzymy w możliwość dialogu po 7 latach przynoszenia do sejmu kolejnych inicjatyw, pod którymi zebraliśmy w sumie 1,6 miliona podpisów. Teraz skupiamy się na pracy u podstaw. Zbieramy informacje o sytuacji sześciolatków w szkołach, informujemy rodziców, w jaki sposób można odroczyć pójście dziecka do pierwszej klasy. Uruchomiliśmy internetowy poradnik oraz infolinię ekspercką w tej sprawie. A wszystkim, którzy po sejmowych wydarzeniach 5 marca są załamani niebywałą arogancją władzy, mówimy tylko tyle: Idźcie na wybory! To jedyny sposób na zmianę.

Tylko wybory? Chce pani powiedzieć, że Polska, gdzie dialog na linii władza - obywatel to fundament, u nas nie funkcjonuje?

Rząd zwalcza wszelkie działania rodziców, którzy przecież nie blokowali dróg, nie pikietowali pod sejmem, tylko przynosili propozycje konkretnych rozwiązań legislacyjnych. Chcą, abyśmy siedzieli cicho. To próba ugruntowania w obywatelach mentalności homo sovieticusa. Ten mechanizm najlepiej widać na naszym przykładzie. Jesteśmy obywatelskim ruchem, grupą rodziców z całej Polski, która skrzyknęła się, by bronić się przed odbieraniem naszym dzieciom roku przedszkola i wysłaniem ich przedwcześnie do kompletnie nieprzygotowanych szkół. Mogłoby się wydawać, że partia, która ma w nazwie słowo "obywatelska" powinna takie właśnie postawy premiować i dawać za przykład. Tymczasem nie tylko nasze postulaty są ignorowane, ale też jesteśmy atakowani i przedstawiani jako grupa nieodpowiedzialnych osób, która chce zniszczyć polską oświatę. Dlaczego tak się dzieje? Bo głośno mówimy o błędach władzy. O tym, że zepsuta została podstawa programowa, że z przedszkoli zostało wyrugowano nauczanie literek, że w ciągu ostatnich lat, zamiast stopniowo przygotowywać szkoły do przyjęcia sześciolatków, władza pozwoliła, aby warunki jeszcze się pogorszyły. Ułatwiono likwidację szkół, z mapy Polski zniknęły setki placówek. W bardzo wielu szkołach nie ma już żywienia dzieci, albo zlikwidowano kuchnie i wprowadzono dużo droższe i gorszej jakości jedzenie z cateringu. Ekipę rządową irytuje też fakt, że w wyniku naszych działań muszą się jasno określić. W świetle kamer i fleszy partie "obywatelska" i "ludowa" odrzuciły kolejne projekty rodziców, które poparło ponad półtora miliona obywateli. To był policzek dla Polski obywatelskiej, ale też test dla władzy. Powiedzieliśmy "sprawdzam" i okazało się, że władza nie zdała egzaminu z demokracji. Ten rząd nie liczy się z ludźmi, tylko z siłą.

Raport Najwyższej Izby Kontroli sprzed kilku miesięcy mówi jednak, że sytuacja w szkołach się poprawiła i że zdecydowana większość z nich jest w pełni przygotowana na przyjęcie sześciolatków. Może więc nie jest tak źle?

Wiele raportów, również instytucji państwowych, mówi o tym że w szkołach jest źle. Zdarza się, że w szkołach brakuje świetlic, stołówek, a nawet tak podstawowych rzeczy jak ciepła woda czy kanalizacja. Nauka odbywa się często w systemie zmianowym, zaczyna się nawet przed 7 rano, a w inne dni jest od 13 do 17 czy 18. Coś takiego jest poza Polską ewenementem i zdarza się właściwie tylko w krajach trzeciego świata. Chodzi jednak o coś więcej niż problemy z infrastrukturą. Dzieci w wieku sześciu lat nie mają gotowości szkolnej i w rygorystycznym systemie ławkowo-dzwonkowym, jaki panuje w polskiej szkole, ponoszą porażki. Falstart szkolny ciągnie się za dzieckiem przez całą dalszą naukę. I nawet jeśli w klasach 1-3 trafią na doskonałego nauczyciela, to w 4 klasie, w nauczaniu przedmiotowym nikt już nie patrzy na metrykę.

Ale minister edukacji narodowej Joanna Kluzik - Rostkowska pokazuje inne dane, prezentuje rodziców, często znanych, którzy są zadowoleni z faktu, że ich dzieci poszły do szkoły w wieku 6 lat.

Pani minister zna się doskonale na propagandzie. Ale w sejmie mówiła tylko o tym, jak jej działania odbierane są w mediach i w świecie polityki, Nie poświęciła ani słowa dzieciom. Nie tylko nie zna się na edukacji, bo nigdy wcześniej się nią nie zajmowała, ale też nie bardzo ją to nawet interesuje. Prywatnie posłała swoje dzieci do szkoły niepublicznej i nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w zwykłych szkołach. Podobnie jej partyjne koleżanki i koledzy. Marszałek Radosław Sikorski na przykład posłał swoje dzieci już nawet nie do szkoły prywatnej ale do szkoły w Anglii. Prawda jest taka, że politycy przymuszają zwykłych rodziców do uczestniczenia w eksperymencie, od którego sami trzymają swoje dzieci z daleka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!