Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital do zaorania

(mas)
Henryk Romanowski, ochroniarz, który pilnuje terenu przy ul. Leśnej. - Dzień i noc pilnujemy tego placu. To wielka działka, aż 16 hektarów. Trzeba obejść dwa kilometry wkoło, żeby to wszystko sprawdzić. Serce boli, jak się na to patrzy. Wszystko niszczeje. A przecież wszyscy się na tę budowę składaliśmy. Sam pamiętam, jak mi w zakładzie pracy potrącali z wypłaty. Miesiąc w miesiąc, przez trzy, cztery lata, chciał nie chciał - człowiek płacił. Pracowałem wtedy w Koszalińskim Przedsiębiorstwie Remontowo-Budowlanym. (mas)
Henryk Romanowski, ochroniarz, który pilnuje terenu przy ul. Leśnej. - Dzień i noc pilnujemy tego placu. To wielka działka, aż 16 hektarów. Trzeba obejść dwa kilometry wkoło, żeby to wszystko sprawdzić. Serce boli, jak się na to patrzy. Wszystko niszczeje. A przecież wszyscy się na tę budowę składaliśmy. Sam pamiętam, jak mi w zakładzie pracy potrącali z wypłaty. Miesiąc w miesiąc, przez trzy, cztery lata, chciał nie chciał - człowiek płacił. Pracowałem wtedy w Koszalińskim Przedsiębiorstwie Remontowo-Budowlanym. (mas) Radek Brzostek
To miał być gigant na 1.200 łóżek dla całego woj. koszalińskiego: dwa bloki szpitalne, wiele oddziałów, nowoczesny sprzęt medyczny... Za pieniądze z centrali oraz te nasze, ze społecznych składek, przez 23 lata państwo budowało w Koszalinie nowy szpital. I nie zbudowało. Dziś znów się trzeba zrzucić; potrzebne są pieniądze na zrównanie z ziemią tego, co zostało z gospodarki planowej.

Budowanie przy ul. Leśnej rozpoczęto w 1983 roku. Przed laty władze ówczesnego województwa koszalińskiego poprosiły o pomoc w finansowaniu społeczeństwo. Powstał Społeczny Komitet Budowy Szpitala, ruszyła masowa akcja - w zakładach pracy sprzedawano cegiełki, zbierano od ludzi składki, potrącano datki z pensji. Do września 1991 roku komitet zebrał w starych złotówkach ponad dwa miliardy trzysta czterdzieści milionów zł, czyli ok. 234 tys. nowych złotych). I co? I nic; właśnie w 1991 roku rząd przerwał budowę dawnej "inwestycji centralnej". Kilka lat później minister zdrowia zgodził się jeszcze, by zmienić koncepcję, wybudować szpital o połowę mniejszy. Znów się nie udało; w 2000 roku zamiast obiecanych 20 milionów zł dostaliśmy 3. To był koniec. Koniec, który łącznie pochłonął - w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze - około 15 milionów złotych.
Właścicielem budowanego szpitala, czyli betonowego szkieletu na 16 hektarach ugoru zarośniętego krzakami, jest Urząd Marszałkowski w Szczecinie. Co roku śle do Koszalina 300 tysięcy złotych, czyli tyle, ile kosztuje ochrona obiektu - jakby było co chronić… Wczoraj marszałek poinformował nas, że koniec kłopotów już bliski: "Zarząd województwa wspólnie z prezydentem Koszalina poszukuje inwestora strategicznego, gwarantującego pełną realizację tak specyficznego zadania". Znów zaświeciło słońce?! Niekoniecznie.
Marszałek wymyślił, że pozbędzie się problemu i przekaże rozgrzebaną budowę miastu. Prezydent Koszalina ma zastrzeżenia: - Nie będę płacił za utrzymanie, jeżeli nie mam pewności, że znajdzie się ktoś, kto wybuduje nam nowy szpital - mówi Mirosław Mikietyński.
Prawda, że od kilku lat prowadzi negocjacje z Niemcami (Rhon Klinikum AG), ale ci raz chcą kontynuować budowę, a raz nie. Jak jest dziś? - Niemcy dali nam warunek, że będą budować szpital przy Leśnej, ale tylko wtedy, gdy… dostaną oczyszczony teren. Teraz już się nie buduje, jak kiedyś, dlatego Niemcy chcą zaczynać od podstaw - mówi M. Mikietyński.
Wstępnie na zrównanie z ziemią "nowego szpitala wojewódzkiego" prezydent zarezerwował w tegorocznym budżecie trzy miliony złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!