Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szyje sukienki, aby spełnić marzenia swoje i innych

Zbigniew Marecki
Małgorzata Iwaszkiewicz w swojej pracowni. Mieści się ona przy ul. Tuwima w Słupsku.
Małgorzata Iwaszkiewicz w swojej pracowni. Mieści się ona przy ul. Tuwima w Słupsku. Kamil Nagórek
Już prawie pół wieku w pracowni krawieckiej "Cezar" w Słupsku przyszłe panny młode przemieniają się w księżniczki.

W świat sukien ślubnych Małgorzaty Iwaszkiewicz wielu słupszczan zagląda przez moment, gdy przechodzą lub przejeżdżają przez ulicę Tuwima. To tam, pod numerem 22, mieści się Pracownia Krawiecka i Wypożyczalnia Sukien Ślubnych "Cezar". Niewielka wystawa od razu jednak przyciąga wzrok, bo wyeksponowane na manekinach gotowe suknie ślubne zwracają uwagę swoją urodą i jakością. Tak było i jest zawsze, bo pracownia pani Małgorzaty stawia na dobre krawiectwo, doskonałe materiały i indywidualne stylizacje, dostosowane do gustu i figury klientki.

- Pod tym względem jestem kontynuatorką zasad mojej mamy Janiny Szarek, która założyła naszą rodzinną pracownię - podkreśla pani Małgorzata.
Jej mama wywodziła się z rodziny, która po II wojnie światowej przyjechała do Słupska z Kamiannej koło Stanisławowa, leżącego obecnie na terenie Ukrainy. Już jako nastolatka marzyła o tym, aby zostać krawcową.

- Mama była bardzo zdolna. W ciągu roku zdobyła uprawnienia czeladnicze i mistrzowskie, a w 1967 roku założyła własną pracownię - opowiada córka.
Wtedy mieściła się przy ul. Mickiewicza, pod numerem 39. Dzisiaj na jej miejscu znajdują się mieszkania, w dobudowanej wśród kamienic plombie. Wówczas jednak ulica Mickiewicza była miejscem działalności wielu słupskich rzemieślników.

- Mama od początku zajmowała się szyciem sukien ślubnych, ale lubiła także szyć sukienki kolorowe, na różne okazje. Zatrudniała kilka krawcowych, a ja wśród nich rosłam - dodaje pani Małgorzata.

Jej tata, Leon Szarek, był lekarzem. Wspierał mamę w jej działalności, a nawet przez wiele lat pomagał prowadzić firmową dokumentację. Przekonywał także córkę, aby nie grymasiła, gdy jako małe dziecko spędzała sporo czasu w pracowni mamy.

- Co ja tam będę robić - pytała jego ukochana córeczka, gdy nie chciała towarzyszyć mamie.

- Jak to co? Będziesz dyrektorem - odpowiadał ojciec. I tak dyrektorowała wśród rytmicznie stukających maszyn do szycia, a gdy się zmęczyła, zasypiała na beli watoliny. Mimo to nie marzyła o tym, aby zostać krawcową. Za to często wyobrażała sobie siebie w roli projektantki strojów teatralnych i operowych. Na marzeniu się jednak skończyło.

- Ale niezupełnie, bo od czasu do czasu szyję dla słupskiego teatru. Przygotowywałam między innymi suknie ślubne do "Wesela Figara". Moja była także suknia ślubna, którą mogli oglądać widzowie musicalu "Dźwięki muzyki". Ponadto współpracuję ze szkołą baletową w Gorzowie Wielkopolskim, dla której od czasu do czasu szyję kostiumy dla tancerek. Lubię takie wyzwania - zdradza pani Małgorzata.

Jednak po ukończeniu I LO w Słupsku wybrała inną drogę zawodową. Postanowiła, że zostanie kosmetyczką.

W 1983 roku dostała się do elitarnego studium kosmetycznego, które wtedy działało przy Akademii Medycznej w Gdańsku. Wówczas w Polsce były jedynie cztery takie placówki.

- Miałyśmy zajęcia tylko z lekarzami. Przez dwa lata z moimi koleżankami otrzymałyśmy tam świetne przygotowanie zawodowe. Bardzo lubiłam swój zawód. Przez cztery lata wykonywałam go z sukcesami w różnych zakładach kosmetycznych w Słupsku - relacjonuje pani Małgorzata.

Potem jednak wyszła za mąż za Arkadiusza Iwaszkiewicza, urodziła syna Cezarego, a podczas urlopu macierzyńskiego rozpadła się firma, w której była zatrudniona.

- Mama zaproponowała, abym jej pomogła w prowadzeniu firmowej dokumentacji i od czasu do czasu zaprojektowała sukienkę ślubną. Tak podstępem wciągnęła mnie znowu do swojej pracowni, która od 1982 roku funkcjonuje już przy ulicy Tuwima - wspomina pani Małgorzata.

W 1990 roku zaczęły pracować razem. Zatrudniały także inne krawcowe i kształciły uczennice, które pod ich okiem zdobywały kolejne umiejętności.

- Przychodziły do nas zdolne dziewczyny z dobrych domów. Przy naszej pomocy świetnie się rozwijały. Zdobywały kolejne szczeble wtajemniczenia krawieckiego, a jednocześnie kształciły się. Niektóre ukończyły nawet studia wyższe. Z naszej pracowni wyszła między innymi dziewczyna, która ukończyła filozofię, ale szyje nadal i z tego się utrzymuje, bo z filozofii trudno wyżyć - śmieje się pani Małgorzata. Nie ukrywa, że z dawnymi uczennicami spotyka się na ich ślubach i najczęściej przygotowuje dla nich ślubne kreacje.

Od 2001 roku, kiedy zmarła jej mama, pracownię prowadzi samodzielnie. Teraz pracuje w niej sama.

- Zrezygnowałam z pracowników, bo wymusił to kryzys, który spowodował, że obroty mojej firmy spadły. Ubiegły rok był bardzo trudny. W tym jest trochę lepiej, ale nie było mnie stać na to, aby jednocześnie utrzymać pracownika i kupować materiały wysokiej jakości - tłumaczy pani Małgorzata.

Postawiła na dobre materiały, bo wysoka jakość wykonania, doskonałe tkaniny oraz oryginalne elementy wykończeniowe są podstawą sukcesu w jej zawodzie. Według niej najlepszą reklamą są zadowoleni klienci, którzy wzajemnie polecają sobie jej usługi.

- Cały czas staram się także nadążać za najnowszymi trendami. Jeżdżę na targi, śledzę nowości i poszukuję inspiracji. Jestem kinomanką, więc z chęcią przyglądam się także strojom aktorek. Ostatnio z lat sześćdziesiątych i pięćdziesiątych, bo ówczesne rozwiązania wracają do mody - przekonuje pani Małgorzata.

Lubi szyć sukienki ślubne i komunijne na indywidualne zamówienia, bo praca z konkretnym klientem daje jej najwięcej radości. A w dobie internetu zlecenia nadchodzą z różnych miejsc. Nie tylko z Polski, ale coraz częściej z zagranicy.
- Szyłam nawet sukienkę ślubną dla pani, która wychodziła za mąż za ambasadora Polski w Austrii - zdradza pani Małgorzata.

Pracownia jednak także wypożycza przygotowane przez siebie suknie ślubne. Najstarsze mają trzy lata, ale także są piękne i świetnie się prezentują po upraniu i odprasowaniu. Takie rozwiązanie się sprawdza, bo nie wszystkie panie stać na zakup nowej sukienki, a też chcą pięknie wyglądać w najważniejszym dniu swojego życia.

- Dlatego tak konstruuję wypożyczane sukienki, aby można je było łatwo dopasować do figury klientki, bo idealnych figur nie ma - ocenia pani Małgorzata.

Choć świat się teraz szybko zmienia, to jednak ma nadzieję, że pracy jej nie zabraknie, bo zawsze będzie wiele młodych dziewcząt, które będą marzyć o pięknej sukni ślubnej, ręcznie dekorowanej haftami lub perełkami.

Takie prace wykończeniowe bywają czasochłonne i żmudne, ale gdy widzi radość na twarzy przyszłej panny młodej, to też czuje się szczęśliwa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!