Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tej tragedii nikt się nie spodziewał. Markowi nikt już życia nie wróci

Krzysztof Bednarek
37-letni mężczyzna zginął w minioną sobotę na drodze pomiędzy Wierzchowem a Wierzchówkiem od ciosów zadanych nożem. Zmarły zostawił kochającą go kobietę i troje dzieci. Zabójca 50-letni Dariusz D.  jest już więzieniu.
37-letni mężczyzna zginął w minioną sobotę na drodze pomiędzy Wierzchowem a Wierzchówkiem od ciosów zadanych nożem. Zmarły zostawił kochającą go kobietę i troje dzieci. Zabójca 50-letni Dariusz D. jest już więzieniu.
37-letni mężczyzna zginął w minioną sobotę na drodze pomiędzy Wierzchowem a Wierzchówkiem od ciosów zadanych nożem. Zmarły zostawił kochającą go kobietę i troje dzieci. Zabójca 50-letni Dariusz D. jest już więzieniu.

Dariusz D. usłyszał zarzut zabójstwa oraz trzykrotnego usiłowania zabójstwa. Mężczyzna przyznał się do winy. Grozi mu od 8 do 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocie. We wtorek Sąd Rejonowy w Drawsku Pomorskim na wniosek prokuratury zastosował wobec mężczyzny tymczasowy areszt. Oprócz nieżyjącego już Marka N. są jeszcze trzy inne ofiary zajścia, do którego doszło w sobotę przed południem na mało uczęszczanej drodze w pobliżu Wierzchowa. Poszkodowani są w szpitalach w Drawsku i w Szczecinie. Zadane nożem rany zagrażały ich życiu. W tej chwili stan rannych mężczyzn poprawia się. Co wydarzyło się feralnego dnia? Poznaliśmy wersję poszkodowanych przebywających w szpitalu w Drawsku Pomorskim. Henryk Ubych (44 lata) i Artur Walczak (38 lat) zgodzili się z nami porozmawiać.

Heniek chciał coś wyjaśnić

- Dariusza D. znałem wcześniej. Mieszkaliśmy w odległości zaledwie 5 km od siebie. Czasem spotykaliśmy się na rybach. Jakiś czas przed sobotnim zdarzeniem spotkaliśmy się w Bobrowie. Wtedy razem piliśmy alkohol. Doszło do sprzeczki. On mnie dotkliwie pobił. Aż mi żebra połamał. Nie wiem za co. W minioną sobotę pojechałem wyjaśnić z nim tę sprawę. Szczegółów zajścia nie pamiętam. Ocknąłem się w szpitalu. Słyszałem krzyki, ktoś zrywał ze mnie odzież. Ktoś inny nałożył mi maskę tlenową. Po tym wszystkim mam uszkodzony żołądek, śledzionę i jelita - powiedział nam Henryk Ubych, który jest mieszkańcem Wąsosza w gminie Złocieniec.
18 października wybrali się do Wierzchówka w czwórkę. Arturowi Walczakowi i Henrykowi Ubychowi towarzyszyli dwaj inni mężczyźni Marek N. i Artur. B. (obaj ze Złocieńca).

- Heniek chciał coś wyjaśnić. O ryby chodziło i o jakieś wcześniejsze pobicie. Poprosił mnie o podwiezienie - wyjaśnił Artur Walczak ze Złocieńca. - W Wierzchówku podjechaliśmy pod dom tego mężczyzny. Na zewnątrz wyszła jakaś kobieta i powiedziała, że męża nie ma. Zawróciliśmy. Obok mnie siedział Marek, a na tylnych siedzeniach Heniek i Artur.

Co ty robisz chłopie?

Spotkaliśmy go w drodze powrotnej w szczerym polu. Szedł poboczem. Zatrzymałem samochód, Heniek wyszedł z nim pogadać. Po kilku sekundach zobaczyłem w lusterku, jak Heniek upada. Otworzyłem drzwi. Zdążyłem tylko zawołać "Co ty robisz chłopie", a on do mnie podbiegł, krzyknął "Ty też masz!" i dźgnął mnie nożem z lewej strony. Obiegł auto dookoła. Byłem w szoku. Nie widziałam jak zaatakował Marka, ale pamiętam moment, jak Marek wyszedł z auta, zrobił parę kroków i upadł. Tymczasem tamten otworzył drzwi z tyłu i zaczął dźgać siedzącego tam "Banana" (ksywka Artura B. - dop. aut.). Nie wiedziałem, co mam robić. Chciałem zadzwonić na pogotowie i na policję, ale telefon był rozładowany. Słyszałem krzyki kolegów: "Jedź do Drawska, jedź do Drawska!". Odpaliłem auto. Położyliśmy Marka na tylne siedzenie, Heniek siadł obok mnie. Ruszyliśmy w stronę szpitala. Drogi nie pamiętam. Nie wiem jak w końcu dojechałem do szpitala. "Banan" wysiadł z auta zawołał pielęgniarkę. Marek chyba już nie żył.
Artur B. Też był poważnie ranny. Zaraz przetransportowano go do szpitala w Szczecinie, gdzie przeszedł skomplikowaną operację. Pojawiły się nawet plotki, ze zmarł.

- Do nas też one dotarły, ale to nieprawda. Mężczyzna przebywa w szpitalu. Jego życiu nic nie zagraża - powiedziała nam Agnieszka Waszczyk, rzeczniczka komendanta powiatowego policji w Drawsku Pomorskim.

Sprawca: "Ja tylko się broniłem"

- Chociaż Dariusz D. przyznał się do zbrodni, jego wersja wydarzeń różni się od wersji poszkodowanych. Mężczyzna twierdzi, że został napadnięty i bronił się - powiedział nam Wojciech Sadowski, prokurator rejonowy w Drawsku Pomorskim.
Trwa śledztwo, mające wyjaśnić wszystkie okoliczności tej sprawy. Nie ustalono jeszcze, jakie były motywy zajścia z tragicznym finałem. Żaden z mężczyzn nie był wcześniej karany. Być może chodziło o jakieś rozliczenia między nimi.
Wierzchówko to niewielka osada z kilkoma domami rozrzuconymi w ostępach leśnych, w pobliżu jeziora Wąsosze. Dom Dariusza D. stoi na skraju lasu. Mężczyzna ma czworo dzieci. Ostatnio nie pracował. Według nie potwierdzonych opinii sąsiadów, zajmował się kłusownictwem. Spotkaliśmy się również z sugestią, że podbierał ryby z siatek innym kłusownikom i to mogło być przyczyną nieporozumień. W sobotę, w czasie tragicznego zajścia na drodze z Wierzchowa do Wierzchówka Dariusz D. był pijany. Miał 1,9 promila alkoholu w organizmie.

- To dramat. Nikt się tego nie spodziewał. Ja nie mogę zrozumieć, jak mogło do takiej tragedii dojść. Przecież to był spokojny człowiek. Nie był jakiś tam bandyta, którego wszyscy by się bali. Widocznie tak zadziałał alkohol - powiedział nam Jan Szewczyk, wójt Wierzchowa.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!