Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Transplantacja: Urodziłam się na nowo [wideo]

Inga Domurat [email protected]
– Do końca życia będę miała poczucie ogromnej wdzięczności dla tej zmarłej kobiety, której nerkę mam w sobie. Nazywam ją moją nereczką, moją drugą matką, dzięki której urodziłam się na nowo. Mnie się udało, ale wiem, że mnóstwo osób nie doczekuje przeszczepu, bo dawców jest zbyt mało.
– Do końca życia będę miała poczucie ogromnej wdzięczności dla tej zmarłej kobiety, której nerkę mam w sobie. Nazywam ją moją nereczką, moją drugą matką, dzięki której urodziłam się na nowo. Mnie się udało, ale wiem, że mnóstwo osób nie doczekuje przeszczepu, bo dawców jest zbyt mało. Inga Domurat
Ludzkie losy Pod Koszalinem spotkali się uczestnicy debaty o transplantacji. Przyjechała też Ewa Bielawska z Trzcianki, która żyje z cudzą nerką już 8 lat.

Ewa Bielawska wiedziała, że zdrową nerkę ratującą jej życie, lekarze pobrali w koszalińskim szpitalu. Jej największym marzeniem było odnaleźć grób dawczyni i podziękować jej za nowe życie.
Lekarze dawali 5 lat.

Zachorowała w 1980 roku, po drugiej ciąży coś niedobrego zaczęło się dziać z jej nerkami. Diagnoza nie pozostawiała wątpliwości - odmiedniczkowe zapalenie nerek. - Lekarze dawali mi pięć lat życia. Byłam zdruzgotana. Dopiero co urodziłam dzieci, miałam kochającego męża, dopiero zaczynałam życie - mówi pani Ewa. - Byłam silna, a do tego miałam wspaniałego lekarza prowadzącego i z chorymi nerkami przeżyłam ponad 20 lat. Ale w końcu, bardzo szybko, bo w ciągu jakiś trzech miesięcy, parametry nerkowe poszybowały w górę. Dializy, pobyty w szpitalach. I ostatecznie informacja, że moje nerki już nie są do uratowania i jedynym wyjściem jest przeszczep. Zaczęło się nerwowe czekanie.

Był maj 2003 roku, kiedy lekarze w szczecińskiej klinice powiedzieli mi, że w szpitalu w Koszalinie jest dla mnie dawca i muszę zdecydować się najpierw na usunięcie dwóch nerek i na przeszczep. Decyzję podjęłam w minuty. Było ryzyko, ale musiałam spróbować, bardzo chciałam żyć. Ja mam grupę krwi 0 Rh plus i tylko taką mógł mieć dawca, dlatego nie było na co czekać. Wiedziałam, że dawcą jest kobieta, a wjeżdżając na salę operacyjną wiedziałam już, że jej jedna nerka zaczęła właśnie pracować u innego biorcy. To mnie podbudowało. Miałam nadzieję, że i w moim organizmie przyjmie się dobrze.
I tak też się stało. Pani Ewa szybko doszła do siebie po operacji. Ale ciągle po głowie chodziła jej myśl, komu zawdzięcza życie.

Trafiła pod Szczecinek
Wiedziała, że z tą wdzięcznością to nie była przesada - z 12 osób, które razem z nią leżały na sali dializ, żyła już tylko jedna z nich.
Przez dwa lata pani Ewa gryzła się z tymi myślami, aż w końcu o swoim marzeniu powiedziała lekarzowi prowadzącemu i ten zdradził jej nazwisko dawczyni. Znaleźć ją jednak musiała już sama.
- Przypuszczałam, że skoro pobranie narządu odbyło się w koszalińskim szpitalu, to ta kobieta musiała być z tego regionu, a że jej nazwisko nie było zbyt popularne, to zaczęłam przeszukiwać książkę telefoniczną. Znalazłam osiem osób z tym nazwiskiem - opowiada pani Ewa. - Wybrałam pierwsze z wypisanych z powiatu szczecineckiego i zadzwoniłam do zakładu pogrzebowego. Wiedziałam, że zgon mógł nastąpić maksymalnie dwa dni przed przeszczepem, że dawcą jest kobieta i to mnie więcej w moim wieku. Przez telefon opowiedziałam, dlaczego tak bardzo chcę znaleźć ten grób. Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki powiedział, że sprawdzi i oddzwoni. Powiem szczerze, że na to nie liczyłam, ale dosłownie za kilka minut zabrzęczał telefon. Wiedziałam po chwili już, gdzie jest grób.
Jak druga matka

- Na cmentarz pojechałam z mężem - opowiada nasza rozmówczyni. - Nigdy tu wcześniej nie byłam, ale dosłownie, szłam prosto do miejsca, gdzie pochowana została ta kobieta. Łzy same leciały mi z oczu. Dla mnie ta kobieta była moją drugą matką, dzięki nie urodziłam się na nowo.
Od tego czasu państwo Bielawscy jeżdżą na ten cmentarz kilka razy w roku, w okolicy zawsze spędzają kilka dni wakacji. I pewnego dnia, już kilka lat temu, gdy rano poszli na cmentarz, była tam też rodzina zmarłej. - Najpierw nie chciałam się spotkać z tymi ludźmi, brakowało mi odwagi, ale mąż powiedział, że ile się będę jeszcze ukrywać i poczekaliśmy na nich przy samochodzie - przypomina sobie pani Ewa. - To byli zięciowie zmarłej i jej córki. Powiedziałam, że mam jej nerkę.

- Był płacz. Staliśmy przy cmentarzu razem chyba z dwie godziny - mówi Ewa Bielawska. - Wymieniliśmy się adresami, telefonami i obiecaliśmy sobie, że jeszcze te rozmowę dokończymy. Długo nie musieliśmy na to czekać. Za chwilę po rozstaniu zadzwonił telefon. To córka tej zmarłej kobiety zapraszała nas do domu, bo jej ojciec chciał nas poznać. To było wielkie przeżycie. Oni się nam przyznali, że nie do końca wierzyli w idee transplantacji, ale teraz, kiedy zobaczyli mnie w tak dobrej formie, uwierzyli. Cieszyli się, że choć ich matka, żona, teściowa nie żyje, zmarła na wylew w wieku 54 lat, mogła uratować komuś życie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo