Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trudne lekcje niepodległości, czyli świętujmy mądrze [KOMENTARZ]

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
Archiwum GK24
Pamiętam, jak kiedyś ze zdziwieniem uświadomiłem sobie, że mój dziadek (rocznik 1902) przez 16 lat był poddanym Franciszka Józefa, cesarza Austro-Węgier. Jeszcze wtedy dla mnie zabory czy odzyskanie przez Polskę niepodległości w roku 1918 były sprawami tak samo odległymi w czasie jak Bitwa pod Grunwaldem lub czasy Kazimierza Wielkiego. Ot, kolejny temat na lekcję historii, jak każdy inny do nauczenia i zaliczenia. Moich specjalnych emocji nie budził, bo też nikt publicznie ich nie podsycał, były to schyłkowe lata PRL-u, czyli bez Święta Niepodległości. Komunistyczni włodarze niepodległości nie świętowali, zdając sobie sprawę, że polityczna hipokryzja ma swoje granice i świętowanie odzyskania wolności w kraju, który wolny nie jest, i w którym to oni stoją na straży tego, aby zniewolony pozostał jak najdłużej, jest dla ich połamanego sumienia wyzwaniem, któremu sprostać nawet oni nie dadzą rady.

Odzyskanie przez Polskę niepodległości było dla mnie wtedy dalekie, ustawione gdzieś w kącie za drzwiami, odległe. Dopiero ta myśl, że dziadek - który jeszcze wtedy z nami żył i miał się całkiem nieźle - jako młody chłopak tkwił w niewoli u jednego z zaborców, skróciła mi radykalnie historyczną perspektywę i rozpoczęła proces przyśpieszonej samoświadomości historycznej. Dotarło do mnie, że narodowa katastrofa z 1795 roku i jej konsekwencje, to nie odległa przeszłość, ale historia bliska na tyle, aby bezpośrednio dotknąć bliskiego mi człowieka. Zrozumiałem, że ponad stuletnie zabory to ledwie wczoraj, a fakt, że w 1918 roku nastąpił ich koniec to polityczny cud, którego przyczyny powinniśmy analizować każdego dnia w ramach najważniejszej lekcji niepodległości, jaką w swoich dziejach przerabialiśmy i przerabiamy.

W ramach tej lekcji zawsze wracam do początku. Paweł Jasienica mawiał, że Polska w czasach piastowskich była zupełnie normalnym europejskim krajem, a Piastowie byli tak samo bezwzględni w dążeniu do celu jak władcy z innych nacji. Wojny, bitwy czy sojusze ważne były o tyle, o ile dzięki nim udało się osiągnąć strategiczny cel. Piastowie nie znali pojęcia walki tylko o honor czy zwycięskich bitew, których polityczny potencjał jest marnowany. W sprawach państwa zawsze wszystko musiało być korzystne w krótkiej lub dłuższej perspektywie. Coś trzasnęło w naszej narodowej mentalności w czasach Jagiellonów i rzuciło się dalej, na myślenie kolejnych pokoleń. Grunwald, Hołd Pruski, Kłuszyn i zajęcie Moskwy, bitwa pod Wiedniem - to tylko kilka najgłośniejszych przykładów z długiej serii sukcesów, które zostały politycznie niewykorzystane. W żadnym z wymienionych nie doprowadzono sprawy do końca, zachłystując się bieżącym zwycięstwem. Straciliśmy jako naród polityczną dalekowzroczność i, jakże potrzebną, nieustanną czujność, która miała nas chronić przed tym, że ktoś nam tę złotą wolność w sposób nagły lub niepostrzeżenie, krok po kroku, w końcu odbierze. Nasza strategia przetrwania zamknęła się w trzech słowach, że „jakoś to będzie”. Ale nigdy jakoś nie było i przyszła chwila, gdy to nasze polityczne bycie się skończyło i na mapie Europy zabrakło miejsca dla Polski na długie 123 lata.

Aż w końcu w 1918 roku zdarzył się cud. Gdy ni stąd, ni zowąd polskie elity - z fantastycznym w tamtym okresie Józefem Piłsudskim - wróciły do formy pierwszych Piastów. I po mistrzowsku, na zimno i z wyrachowaniem, rozegrały partię dyplomatyczno-militarnych szachów, bezbłędnie wykorzystując małe okienko w dziejach, gdy nasz narodowy pech na krótką chwilę stracił czujność i dał się zastąpić nieprawdopodobnie szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Jak nieco dokładniej prześledzi się dynamiczne, niepodległościowe kalendarium to ręce same składają się do oklasków. Jedna mądra i przenikliwa decyzja goni kolejną. Piłsudski zawiera sojusz z jednym z zaborców, bo taka jest potrzeba chwili, a jak trzeba, to go zrywa bez mrugnięcia okiem, bo sytuacja się zmieniła i taka decyzja jest dla Polski najlepsza. Dmowski dokonuje wielkich negocjacyjnych rzeczy podczas konferencji w Wersalu i zgodnie współpracuje z Piłsudskim, choć obaj panowie serdecznie się nie znoszą. Rada Regencyjna oddaje władzę komendantowi po jego powrocie do kraju, bo jej członkowie wiedzą, że to najlepsze z możliwych rozwiązań. Największa istota tego niepodległościowego cudu polega na tym, że ludzie, którzy brali udział w podniesieniu z ulicy władzy, którą pozostawili wyborcy, robili to z pełną świadomością, że w tak wyjątkowym momencie to nie ich osobiste ambicje są najważniejsze. Że realna szansa na odzyskanie niepodległości jest tak ważna, że wszystkie inne kwestie muszą zejść na plan dalszy, a my wszyscy skupiamy się na najważniejszym celu: wolności i jak najkorzystniejszych granicach.

Ten mentalny cud jest na tyle wyjątkowy, że później już tak dobrze nie było. Pomimo że budowa II RP posuwała się do przodu z niemałymi zresztą sukcesami, to jednak polityczne podziały były tak silne i dramatyczne, że doprowadziły m.in. do zabójstwa polskiego prezydenta, a bratnia krew w latach 1918 -1939 polała się przecież nie tylko ten jeden raz. Co gorsza, w 1939 roku piastowski spryt ponownie nas opuścił, robiąc miejsce dla politycznej naiwności i stawiania wyżej enigmatycznego honoru narodu nad nadrzędnym interesem tegoż narodu, czyli przejściem przez czas wojny z najmniejszymi stratami. Dziś żyjemy w wolnym kraju, ale podzielonym i skłóconym nie mniej niż kiedyś. Dlatego tak istotne jest to, żeby pamiętać, co się stało w 1918 roku, a przede wszystkim, aby to zrozumieć i wyciągnąć właściwe wnioski.

Jest to ważne o tyle, że trudno sobie wyobrazić właściwszy czas niż ten obecny, aby takie wnioski wyciągnąć i to w trybie pilnym. Historia się wcale nie skończyła - jak to po upadku sowieckiego bloku w 1989 roku ogłosił Francis Fukuyama - ale nabrała takiego rozpędu, że już w Polsce chyba nie ma nikogo, kto by się jeszcze łudził, że niepodległość jest rzeczą stałą i niezmienną. Za naszą wschodnią granicą „Russkij mir” podniósł głowę i znów zaatakował wolny świat, chcąc zabrać tyle wolności, ile tylko zdoła i jak daleko zdoła. Na zachód od nas toczy się inna gra, w ramach której zbrojny atak nam nie grozi, ale czeka nas fundamentalny wybór, którego sami musimy dokonać. Wybór pomiędzy europejskim federalizmem i rezygnacją z części suwerenności, a Europą ojczyzn i związkiem niepodległych państw narodowych.

Święto Niepodległości świętujmy więc mądrze. I pomyślmy nie tylko o tym, jak naszą wolność odzyskaliśmy, ale też i o tym, co z nią chcemy zrobić i w jakiej Polsce chcemy żyć.

Piotr Polechoński, Dziennikarz Głosu Koszalińskiego

POL14

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera