Do tragedii doszło w Stojkowie (gm. Dygowo). Trzyosobowa ekipa (kierowca i dwóch ładowaczy), jak zwykle jechała odebrać odpady z posesji, do której auto dojeżdżało pokonując ok. 200 metrowy odcinek drogi tyłem: - Bo na posesji trudno zawrócić - mówił zeznający jako świadek, jeden z dwóch ładowaczy.
Do tragedii doszło na drodze dojazdowej, gdy minęli pierwszą stodołę i zbliżali się do skrętu w lewo - wjazdu na podwórko. Ładowacz zeznawał, że kierowca jechał wtedy bardzo wolno, na tzw. drugim wstecznym biegu. Cała trójka siedziała w środku, bo: - Wychodzimy dopiero przed wjazdem na posesję, by pomóc kierowcy.
- Nigdy tego nie robili - zaprzeczali wczoraj rodzice chłopca. Do bramy miało być ok. 10 m gdy ładowacz zobaczył wybiegającą z podwórka kobietę machającą rękami. Była to mama 2 - letniego Kacpra.
Kobieta zeznawała wczoraj z trudem opanowując łzy. To był dzień komunii świętej najstarszego z czwórki dzieci. Rodzina była w domu. 2 - letni Kacperek miał z matką, rodzeństwem i 13 - letnią siostrzenicą pójść na spacer. Mamę chłopca zagadała sąsiadką, więc została na podwórku, a dzieci przeszły kawałek drogą dojazdową do posesji i wróciły . To sąsiadka zauważyła, że chyba jedzie do nich śmieciarka. - Ja jej nie słyszałam - mówiła matka. Posłała 7 - letniego Wiktora, po Kacperka, który zniknął jej z oczu. Potem pobiegła sama. Ładowacz zeznawał, że nie widzieli podnoszącego alarm 7 - latka.
Zeznający w środę ojciec chłopca opowiadał, jak bardo przeżył tragedię: - Chwyciłem siekierę. Dwóch policjantów powstrzymało mnie przed samosądem.
Sędzia, prokurator i mecenasi dociekali jakie procedury związane z dojazdem do posesji obowiązują w „zieleni”. Kiedy powinni wysiąść ładowacze, asekurując kierowcę. Od kierownika Zakładu Ochrony Środowiska dowiedzieli się, że zatrudniani od 2018 r. ładowacze, mają wpisaną w zakres obowiązków asekurację podczas cofania auta. Starsi stażem pracownicy byli w tym zakresie szkoleni, po podobnym, śmiertelnym wypadku w Kołobrzegu w 2017 roku. Mieli też asekurować kierowcę zawsze gdy ten poprosi. Kierownik stwierdził, na podstawie danych GPS auta i informacji od załogi śmieciarki, że jego zdaniem dojazd do posesji do momentu wypadku przebiegał prawidłowo, a samochód był sprawny.
Paweł Z. pracował od trzech lat w MZZDiOŚ. Nigdy nie było na niego skarg, cieszył się dobrą opinią. On sam podczas pierwszej rozprawy powiedział m.in. : - Nie czują się całkowicie winny. Czuję się współwinny, bo dziecko było na drodze dojazdowe bez opieki dorosłych, przed posesją.
Podczas następnego posiedzenia sądu ma się wypowiedzieć biegły.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?