MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzymamy kciuki za Anię z Białogardu

Marzena Sutryk [email protected]
Ania ze swoim tatą odwiedziła nas w redakcji. Dziewczynka namalowała śliczny obrazek, który jest dowodem jej wdzięczności za pomoc ze strony redakcji. Bardzo dziękujemy za ten przemiły gest i mocno trzymamy kciuki, by leczenie Ani pomyślnie dobiegło końca, by bezduszni urzędnicy nie przerwali go jednym odmownym podpisem.
Ania ze swoim tatą odwiedziła nas w redakcji. Dziewczynka namalowała śliczny obrazek, który jest dowodem jej wdzięczności za pomoc ze strony redakcji. Bardzo dziękujemy za ten przemiły gest i mocno trzymamy kciuki, by leczenie Ani pomyślnie dobiegło końca, by bezduszni urzędnicy nie przerwali go jednym odmownym podpisem. Michał Borkowski
Bohaterka naszych publikacji, Ania Matczak z Białogardu, wraca do zdrowia. Odwiedziła nas ze swoim tatą. Jej roześmiana buzia mówiła wszystko: - Dziękuję z całego serca za pomoc! - powiedziała na powitanie.

Nasz komentarz

Nasz komentarz

Bardzo nas cieszy, że dzięki publikacjom gazety udało się pomóc nie tylko 10-letniej Ani z Białogardu, ale też innym chorym dzieciom z całej Polski. Serce rośnie, gdy słyszy się słowa wdzięczności ze strony rodziców. Mamy tylko nadzieję, że NFZ nie będzie zasłaniał się problemami finansowymi i nadal będzie finansował leczenie. Jeżeli jednak odmówi, to zapewniam, że zrobimy wszystko, by pomóc potrzebującym dzieciom.
Marzena Sutryk

O Ani Matczak, dziś 10-letniej dziewczynce, pisaliśmy trzy lata temu. Wtedy to jej rodzice zwrócili się do redakcji z prośbą o pomoc w uzyskaniu finansowania z Narodowego Funduszu Zdrowia leczenia Ani.
Przypomnijmy, Ania ma od urodzenia naczyniaka na twarzy (to wada wrodzona). Ten wraz ze wzrostem dziewczynki powiększał się. Co gorsza, rodzice usłyszeli przed laty przerażającą diagnozę, że to znamię pochodzenia nowotworowego, a dziecku grozi deformacja twarzy. Szukali ratunku u różnych lekarzy.

Trafili m. in. do niemieckiej kliniki. Tam podobne przypadłości są leczone przy pomocy lasera. Ogromną zaletą berlińskiej lecznicy jest to, że zabiegi naświetlania są prowadzone przy płytkiej narkozie; dziecko przy tym nie cierpi. W kraju natomiast lekarze proponowali raz - prymitywne metody leczenia, a dwa - pełną narkozę, która byłaby dla dziecka ryzykowna.

Żeby sfinansować leczenie dziewczynki poza granicami kraju, trzeba było przejść drogę przez mękę, czyli
pokonać biurokratów z resortu zdrowia. Aby ministerstwo zapłaciło za leczenie, potrzebna była zgoda konsultanta krajowego z zakresu chirurgii dziecięcej. I takiej zgody rodzice Ani nie dostali. Sprawą zainteresowaliśmy wtedy posłankę Danutę Olejniczak. Mijały tygodnie.

Danuta Olejniczak rozmawiała o problemie w Ministerstwie Zdrowia, funduszu zdrowia, z konsultantem krajowym. Wreszcie pod koniec 2008 roku udało się załatwić finansowanie z NFZ. To było jak wybawienie dla Ani. Dziewczynka mogła dzięki temu regularnie wyjeżdżać do niemieckiej kliniki i tam korzystać z pomocy specjalistów. I jeździ tam nadal. Leczenie powoduje korzystne zmiany na jej buzi, naczyniak w widoczny sposób ustępuje po każdym zabiegu. - Wszyscy już nas tam znają - mówi Jarosław Matczak, tata Ani. - Do tej kliniki przyjeżdżają dzieci z całej Polski. Ich rodzice podchodzą do nas i dziękują z całego serca. Mówią, że dzięki nam i dzięki publikacjom w Głosie Koszalińskim i na Waszej stronie internetowej, wiedzieli, co trzeba zrobić, by pomóc swoim dzieciom, gdzie uderzyć, z kim rozmawiać. To wielka sprawa. Bardzo nas to cieszy, że inne dzieci z Polski też mogą się leczyć w Berlinie.

Tata Ani mówi, że leczenie i jego skuteczność bardzo wpłynęło na Anię. - Córcia stała się bardziej śmiała, otwarta, tańczy, śpiewa, jest radosna. Widać pozytywną zmianę w jej zachowaniu - opowiada pan Jarosław.

Ta historia nie ma jeszcze końca. Rodzice Ani usłyszeli bowiem, że w przyszłym roku mogą być problemy z dalszym finansowaniem przez NFZ leczenia w niemieckiej klinice. A potrzeba jeszcze kilkanaście zabiegów, by po naczyniaku nie było śladu.

- To byłby dramat i porażka nas wszystkich - komentuje Jarosław Matczak. - Naczyniak, który nie będzie skutecznie wyleczony, będzie się znowu rozrastał wraz z tym, jak rośnie dziecko. Wierzę jednak w rozsądek i dobre serce urzędników ze Szczecina, i że nie usłyszę pod koniec roku, że na leczenie Ani nie ma już pieniędzy. Bo w Polsce nadal nie ma takiego ośrodka, który mógłby pomóc naszemu dziecku i innym dzieciom z podobnymi problemami.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!