Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Umundurowanie żołnierzy polskich w czasie walk o Kołobrzeg w 1945 roku

Łukasz Gładysiak
Żołnierze Wojska Polskiego krótko po bitwie o Kołobrzeg.Dobrze widoczne typowe dla rodzimych jednostek umundurowanie
Żołnierze Wojska Polskiego krótko po bitwie o Kołobrzeg.Dobrze widoczne typowe dla rodzimych jednostek umundurowanie Muzeum Oręża Polskiego
Rogatywka i płaszcz: to właśnie te charaktersytyczne elementy ubioru wojskowego wyróżniały Polaków walczących wśród ruin Festung Kolberg

Mimo niemal stałych niedoborów czy opóźniających się dostaw, żołnierze Wojska Polskiego byli jednymi z najbardziej rozpoznawalnych spośród wszystkich sił biorących udział w walce z Niemcami na froncie wschodnim. Wszystko za sprawą charaktersytycznego umundurowania, które w prostej linii wywodziło się z tradycji przedwojennej. To właśnie te, typowe dla Polaków rogatywki czy długie, jednorzędowe płaszcze, można było dostrzec na ulicach Kołobrzegu w marcu 1945 roku.

Pierwsze mundury tak zwanego kroju polskiego, przygotowane w oparciu o zdobycz wojenną Armii Czerwonej z września 1939 r. dotarły do obozu dopiero co formowanej 1.DywizjiPiechoty im.Tadeusza Kościuszki w Sielcach nad Oką pod koniec maja 1943 r. Wszystkie uszyto w fabrykach radzieckich, wykorzystując materiały dostępne dla Armii Czerwonej. Latem roku następnego wytwarzanie umundurowania rozpoczęło się w pierwszej stolicy powojennej Polski - Lublinie, później również w posiadającej bogate tradycje włókiennicze Łodzi. Ciekawostkę stanowi fakt, iż na początku 1945 r. dowództwo Polskich Sił Zbrojnychw ZSRR, wówczas już WojskaPolskiego, przyjęło założenie, iż w ramach szacowanego na ponad 440 tys. kompletów mundurowych, ponad dwie trzecie miało powstać w wyzwolonym kraju.

Podstawowym rodzajem nakrycia głowy żołnierzy Wojska Polskiego na Wschodzie była miękka czapka polowa, zwana rogatywką albo konfederatką. Jej geneza sięga wiosny 1943 r. i najprawdopodobniej związana jest z osobą Józefa Stalina, który nakazał by właśnie tego rodzaju element umundurowania, stanowiący niejako narodowy znak rozpoznawczy, trafił na głowy członków tzw. "ArmiiBerlinga". Choć kształtem nawiązywała ona do podstawowej czapki polowej przedwojennych sił zbrojnych, różniła się nie tylko zastosowanym, radzieckim materiałem ale też na przykład krótszym daszkiem, równymi narożnikami korony, ceratowym potnikiem czy brakiem podszewki.

Drugim pod względem popularności nakryciem głowy członków 1. i 2. Armii Wojska Polskiego, jakie pojawiało się w latach 1944-1945 była radziecka furażerka wz. 1935 przez samych Rosjan nazywana pilotką. Tę, z chronologicznego punktu widzenia, pierwszą czapkę podkomendnych Zygmunta Berlinga, wytwarzano w całości przez fabryki mieszczące się w granicach ZSRR, z wykorzystaniem rozmaitych materiałów, wśród których dominował gruby drelich o skośnym splocie w różnych odcieniach. Od końca 1944 r. na głowach dowódców pododdziałów (oficerów, później także starszych podoficerów)pojawiać się zaczęły rogatywki garnizonowe według przedwojennego wz. 1935. Wyróźniały je otoki w barwach broni, profilowana korona oraz skórzany albo fibrowy, nierzadko okuty daszek.

Kolejny, charkterystyczny element rodzimego umundurowania stanowiła kurtka tzw. kroju polskiego lub wz. 1943. Podobnie jak typowo rodzime nakrycie głowy, projekt wprowadzenia wzoru jak najwierniej odzwierciedlającego modele używane w czasie kampanii wrześniowej, narodził się najprawdopodobniej w gabinecie radzieckiego dyktatora i również opierał się na przesłankach propagandowych.

Kurtka szyta była najczęściej z różnego rodzaju drelichu i zapinana na 6 guzików. Z przodu znajdowały się 4 kieszenie. Typową cechą tego rodzaju ubioru były też pięciokątne naramienniki najczęściej obszywane suknem, na których umieszczano oznakę stopnia wojskowego.
Drugim modelem kurtki mundurowej, który pojawiać się zaczął w rękach Polaków od lata 1944 r. to wariant sukienny, również silnie nawiązujący do wz. 1936. Tego rodzaju odzież trafiała najczęściej w ręce oficerów lub była przez nich zamawiana prywatnie w zakładach krawieckich. Część stanowiła rzeczywiste egzemplarze przedwojenne, przekazane przez cywilów albo więźniów wyzwolonych obozów jenieckich.
Nie można wykluczyć, iż część piechurów stała się w ten sposób również posiadaczami kurtek wz. 1919, w tamtym czasie będących absolutnymi unikatami . To samo tyczyło się kurtek gabardynowych. W obu przypadkach wykorzystywano najczęściej guziki wyprodukowane przed 1 września 1939 r. z wyobrażeniem orła w koronie.

Standardowy zestaw mundurowy uzupełniały radzieckie bryczesy z wysokim stanem i charakterystycznymi wzmocnieniami kolan w kształcie pięciokątów, w języku rosyjskim nazywane galife. Szyto je najczęściej z drelichu, rzadziej różnego rodzaju wełny, w odcieniach piaskowych, brązowych lub zielonych.
Podobnie jak w czasach poprzedzających wybuch II wojny światowej, typowym, a zarazem charakterystycznym dla Polaków rodzajem umundurowania zimowego były długie, jednorzędowe płaszcze dziś przez muzealników i kolekcjonerów nazywane wz. 1936/43 lub wz. 1943. Szyte były z różnego rodzaju materiału wełnianego, zarówno pochodzenia radzieckiego, jak i na przykład amerykańskiego . Fakt ten sprawiał, iż nawet na szczeblu plutonu zdarzały się istotne różnice przede wszystkim kolorystyczne. Jak wspominało wielu weteranów, niezależnie od zastosowanego typu sukna, namoknięte płaszcze robiły się bardzo ciężkie i niewygodne.

Kolejną grupę płaszczy stanowiły te, zdobyte na przeciwniku. Należy domniemywać, że wykorzystywano każdy ich wariant, zarówno pierwotnie przeznaczony dla oddziałów wojskowych, jak i organizacji paramilitarnych III Rzeszy, a nawet pochodzące z wyjściowych ubiorów partyjnych NSDAP.
Oprócz tego, co potwierdzają chociażby fotografie archiwalne zachowane w zbiorachMuzeumOręża Polskiego w Kołobrzegu, w czasie marcowych walk o miasto żołnierze wykorzystywali także szereg innego rodzaju odzienia zimowego: różnego rodzaju kurtek (w tym bardzo pożądanych, amerykańskich typu lotniczego), krótkich kożuszków albo serdaków czy w końcu odzieży cywilnej.

Na zakończenie warto zaznaczyć, iż mimo niemal stałego problemu z umundurowaniem, w szczególności jego wymianą czy naprawą w warunkach polowych, Polacy słynęli wręcz z dbałości o przekazane w ich ręce sorty. Dzięki temu nierzadko bywało, że otrzymany w punkcie werbunku mundur przetrwał dosłownie całą wojnę.
Andrzej Rey:
"Dopiero w połowie grudnia są mundury drelichowe, całkiem podarte i z wielkimi, rudymi plamami krwi. Robi się piekło, bo nie chcemy mundurów ściągniętych z zabitych".

MikołajKałłaur:
"Gdy dostarczono nam umundurowanie uszyte według przedwojennego tradycyjnego wzoru polskiego, a z nim rogatywki i orzełki, szeregowy Józef Czepluk, małego wzrostu kolejarz z Brześcia, podniósł orzełek i ucałował go. Każdy na swój sposób przeżywał tę uroczystą chwilę".

Olgierd Kowalski:
"Nie byliśmy praktycznie w ogóle zabezpieczeni przed mrozem. Mundury mieliśmy drelichowe, mało kto posiadał "domowy" sweter. Sukienny płaszcz, do tego "płaszcz-pałatka" nie chroniły dostatecznie przed chłodem. Zazdrościliśmy wszystkim Rosjanom, że mają kufajki, walonki i ciepłe czapki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!