Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Unijne dotacje pod lupą agencji. Spór rozstrzygnie sąd. "Chcemy odzyskać dobre imię"

Jakub Roszkowski
Jakub Roszkowski
Małgorzata Durlej i Zygmunt Ramotowski ze stertą dokumentów, jakie już zebrali do sprawy
Małgorzata Durlej i Zygmunt Ramotowski ze stertą dokumentów, jakie już zebrali do sprawy Radosław Brzostek
Sąd będzie rozstrzygał spór między koszalińskim biurem powiatowym Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa a Kołem Gospodyń Wiejskich z nadmorskich Gąsek. Poszło o pieniądze.

- Zarzucono nam, że chcieliśmy nieudolnie oszukać Unię Europejską i naciągnąć ją na kilka tysięcy złotych - mówi Małgorzata Durlej, szefowa Koła Gospodyń Wiejskich z Gąsek.

- Usłyszałam wyraźnie, że powinniśmy się lepiej zająć lepieniem pierogów i śpiewaniem, bo to jest nasze zadanie, a nie gospodarowaniem - kręci głową nasza rozmówczyni.

Chodzi o uzasadnienie odmowy udzielenia płatności dla Koła Gospodyń Wiejskich „Gęś Bałtycka” z Gąsek, jakie wydało powiatowe biuro ARiMR w Koszalinie. Koło złożyło wnioski o płatności związane z uprawami oraz płatności związane z bydłem. Te pierwsze dostało, kilka tysięcy złotych, tych na bydło i krowy już nie. Wspomniane uzasadnienie jest kategoryczne: koło, wraz z rolnikiem, stworzyło sztuczne warunki, by nielegalnie uzyskać pieniądze. Innymi słowy, chciało dokonać oszustwa. W tym miejscu trzeba wyjaśnić dlaczego w ogóle o takie płatności członkowie koła się zwrócili.

- Wyobrażenie o kołach gospodyń wiejskich jest rzeczywiście jedno: starsze panie, w strojach, śpiewają, gotują i drą pierze - opowiada pani Małgorzata.

- Ale to błędne wyobrażenie. My działamy od 2018 roku. Na działalność namówił nas pan Zygmunt Ramotowski, gospodarz z Gąsek, sołtys naszej wsi, a także radny gminy. Chodziło o zaktywizowanie ludzi, naszych mieszkańców, sąsiadów. Wpadliśmy więc na pomysł, by w ramach koła poprowadzić nowoczesne, ekologiczne gospodarstwo rolne - kontynuuje opowieść pani Małgorzata.

Przekonywała więc mieszkańców jej wsi - chodzi nie o nadmorską, ale o popegeerowską część Gąsek - do włączenia się w działalność koła.

- No i udało się. Pełni nadziei i z pomysłami, złożyliśmy więc wniosek do Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa o wydzierżawienie 5 hektarów ziemi. I dostaliśmy je. Szczęścia było co niemiara - wspomina.

Pomysł był taki: ziemię wykorzystywaną przez lata przez PGR w Gąskach oczyścić, uwolnić od oprysków, jakichkolwiek nawozów, a później zacząć uprawiać warzywa ekologiczne i sprzedawać je pod jakościową marką. Konieczny był jednak okres przejściowy.

Żeby ziemia się oczyściła. Na wydzierżawionych więc hektarach członkowie koła wysiali koniczynę.

- Ale to nie wszystko. Bo jeśli chcemy, by uprawa była ekologiczna, musi być ekologicznie nawożona. I tu pojawia się pan Zygmunt Ramotowski - tłumaczy pani Małgorzata.

Gospodarz wydzierżawił kołu - sam też był jego członkiem, choć teraz zrezygnował z członkostwa - bydło i krowy.

- Chodziło przede wszystkim o ten ekologiczny, naturalny nawóz, bez którego ekologii być nie może - wyjaśnia pan Zygmunt.

Z tak więc przygotowanym gospodarstwem - z wysianą koniczyną, z bydłem nawożącym naturalnie ziemię - koło zaliczyło pozytywnie kontrolę w AgroEko, a następnie Małgorzata Durlej złożyła wspomniane wnioski o płatności do ARiMR: obszarową, redystrybucyjną, powierzchniową oraz do bydła. Te pierwsze płatności zostały zatwierdzone. Chodzi o nieco ponad 6 tysięcy złotych na rok. Ale płatności do bydła przepadły.

Tu też chodzi o kilka tysięcy złotych. Kwoty więc niewielkie. Sęk w tym, że kaliber zarzutów wobec koła oraz Ramotowskiego w tej sprawie jest już potężny. ARiMR zarzuca im stworzenie sztucznych warunków do uzyskania pomocy, a więc tak naprawdę próbę wyłudzenia pieniędzy poprzez sztuczny podział stada (Ramotowski ma jedno z największych stad w regionie), działania skierowane na pozyskiwanie korzyści w sposób sprzeczny z prawem wspólnotowym, innymi słowy oszustwo. Cała procedura badania została szczegółowo opisana.

- Włosy mi dęba stanęły, gdy to przeczytałem - nie dowierza Ramotowski.

Małgorzata Durlej zapewnia, że ani koło ani gospodarz nie złamali ani jednego przepisu.

- Stwierdzenie, że jesteśmy oszustami to wielka niesprawiedliwość. Agencja zarzuca nam łamanie prawa, powołując się na zdarzenia, które nastąpiły zgodnie z prawem. Przeszliśmy przecież pozytywną ocenę rolnictwa ekologicznego, przed założeniem stada zabezpieczyliśmy potrzeby bytowe zwierząt na 15 lat, co jest potwierdzone dokumentami, a samo stado nie było zakładane po to, by wyłudzić kilka tysięcy złotych od ARMiR. Zostało założone po to, by dzięki naturalnym, ekologicznym produktom, koło mogło być samowystarczalne, a ludzie mieli pasję. Te pieniądze, tych kilka tysięcy złotych, wydalibyśmy na dzierżawę, nic innego. Decyzja odmowna w sprawie płatności, a przede wszystkim uzasadnienie do niej, to więc dla nas policzek i dlatego idziemy do Sądu Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Chcemy odzyskać dobre imię, ale też przede wszystkim wiarę naszych mieszkańców w dalszy sens prowadzenia koła - słyszymy.

Sprawa zrobiła się już głośna w całej gminie. Ale w ARiMR - do której zwróciliśmy się o komentarz - nie chcą jej komentować, zasłaniając się ochroną danych osobowych. Podtrzymują jednak swoje stanowisko z uzasadnienia, że według nich doszło do próby wyłudzenia wspólnotowych pieniędzy.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera