Jerzy Harłacz podejrzewa, że młodego kotka zapędziły na dąb - biegające po Barwicach - bezpańskie psy. Tak go wystraszyły, że od kilku dni nie chce zejść z drzewa.
- Jadę do Szczecinka, bo dyżurny straży pożarnej nie chce nam dać wysięgnika, żeby kotka ściągnąć z dębu - powiadomił nas zdenerwowany pan Jerzy. - Zadzwonię w tej sprawie do komendanta wojewódzkiego, albo nawet głównego.
Wreszcie poprosił o interwencję koszalińską senator Annę Sztark. I strażacki wysięgnik wieczorem dotarł ze Szczecinka do Barwic. Jerzy Harłacz osobiście stanął w koszu wysięgnika.
- Już go miałem na wyciągnięcie ręki, już go prawie dotykałem. Chciałem delikatnie go ująć, bo kotek ma ciałko delikatne - chwilę później relacjonował nam przyrodnik. - I w tym momencie kotek uciekł jeszcze wyżej. Prawie na sam szczyt dębu. Tam jest tyle gałęzi, że wysięgnik nie ma szans dotrzeć.
Rad nierad, strażacy odjechali z wysięgnikiem do Szczecinka. Co teraz będzie z kotkiem?
- Jak on biega po drzewie, to ma jeszcze siły. Może sam zejdzie? - ma nadzieję Jerzy Harłacz. - Może jednak zdarzyć się tak, że w końcu - silnie osłabiony - spadnie z drzewa - dodał ze smutkiem.
Nie wykluczył jednak, że jeszcze raz przyjedzie z Białogardu do Barwic, z zastrzykiem usypiającym i spróbuje humanitarnie ściągnąć zwierzę z dębu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?