Po naszej wtorkowej publikacji pt. "Na naszych rybaków napadli... piraci" sprawą zajęła się większość ogólnopolskich stacji telewizyjnych, gazet i rozgłośni radiowych. Opinie są zgodne: to poważny incydent międzynarodowy, który trzeba wyjaśnić, a wobec winnych wyciągnąć konsekwencje. Incydent jest tym bardziej bulwersujący, że władze Danii zbagatelizowały prośby o pomoc wysyłane z polskiego kutra. Dotarliśmy do ministerialnych dokumentów, w których sami Duńczycy przyznają się do tego, że zwlekali z reakcją ponad półtorej godziny! Dlaczego? Odpowiedź jest tyleż lakoniczna, co zaskakująca: »bo polskie jednostki znane są z nadużywania sygnału "MayDay"«.
Cisza przed burzą
Armator Koł-124 Roman Sokołowski pokazuje ślad po uderzeniu łotewskiego kutra.
(fot. Karol Skiba)
Czwartek, 28 września. Rybacy z usteckiego kutra UST-70 i kołobrzeskiego KOŁ-124 stali na kotwicy w odległości około 20 mil morskich (ponad 32 km) od portu w Rřnne, stolicy Bornholmu. Pogoda była dobra. Następnego dnia rano zamierzali wyciągnąć zastawiane na dorsza sieci i z pełnymi ładowniami ryb wrócić spokojnie do swoich portów. Nic nie zapowiadało, że będą musieli zmienić plany...
Około godz. 17 ustczanie zauważyli, że w ich kierunku płynie łotewska jednostka o nazwie "Derzuba". 25-metrowy, stalowy kuter kierował się prosto na polskich rybaków. Podpłynął na odległość kilku metrów. Łotysze byli wściekli, wulgarni i agresywni. Na pokład UST-70 rzucili cumy. - Łotewski szyper najpierw przez radio, a później już z burty swojego kutra zaczął nas obrzucać wyzwiskami. Żądał wydania im sieci i wpuszczenia jego kolegów na pokład naszej jednostki - mówi Grzegorz Matyjaszczyk, armator 17-metrowego kutra UST-70. - Moi rybacy nie czekali na dalszy rozwój sytuacji. Odrzucili łotewskie cumy, podnieśli kotwicę i uciekli.
Łotysze próbowali kilkakrotnie zajechać Polakom drogę, jednak nasi mieli zwrotniejszą łódź i skutecznie unikali ataków pijanych awanturników. W końcu Łotysze odpuścili. Nie na długo. W pobliżu zauważyli inną polską jednostkę. Tym razem celem ich ataku stał się 12-metrowy kołobrzeski kuter
KOŁ-124. - Uderzyli w naszą burtę, a na pokład rzucili swoje cumy. Jeden z rybaków krzyczał, że mamy oddać im wszystkie sieci i dwóch rybaków jako zakładników. Chcieli wejść na nasz pokład. Grozili, że poślą na dno morza. Byli agresywni, kompletnie pijani, słaniali się na nogach i bełkotali - relacjonuje Mariusz Juszkiewicz, szyper kutra KOŁ-124, uczestnik wydarzeń. - W ostatniej chwili udało nam się uciec.
MayDay
M. Juszkiewicz widząc co się święci zaczął wzywać pomoc. Przez radio nadał trzykrotne "MayDay". Jednak Duńczycy nie spieszyli się z wyjściem na ratunek Polakom. - Wyruszyli dopiero, gdy dopływaliśmy do portu. Zauważyliśmy ich około czterech mil od stolicy Bornholmu - twierdzą rybacy. Obie polskie jednostki schroniły się w porcie Rřnne. Duńscy policjanci przesłuchali ośmiu polskich rybaków, a alkomat pokazał, że byli trzeźwi. - Policjanci stwierdzili, że poza ich wodami terytorialnymi nie mogą zatrzymywać kutrów. Kazali nam odpłynąć do Polski i powiadomić nasze władze - denerwuje się Roman Sokołowski, armator KOŁ-124. - To jakaś paranoja! Gdyby nie opanowanie szypra, nasz kuter prawdopodobnie spoczywałby teraz na dnie razem z załogą. Obowiązkiem Duńczyków było zatrzymać agresywnych rybaków z Łotwy!
Więcej w wydaniu papierowym
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?