Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory 2019. Czy w starciu dwóch obozów zdecydują niezdecydowani? Scenariuszy powyborczych jest, jak zwykle, bardzo dużo

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Polacy wreszcie interesują się polityką, mają poglądy, rośnie frekwencja, co oznacza zerwanie z trapiącym dawne „demoludy” brakiem zaangażowania w procesy demokratyczne.
Polacy wreszcie interesują się polityką, mają poglądy, rośnie frekwencja, co oznacza zerwanie z trapiącym dawne „demoludy” brakiem zaangażowania w procesy demokratyczne. 123rf/kama
To będą przede wszystkim wybory dwóch rywalizujących ze sobą, okopanych na „bojowych” pozycjach obozów - Prawa i Sprawiedliwości i ugrupowań opozycyjnych. Frekwencja podgrzewana sporem społeczno-politycznym zapowiada się na najwyższą od lat. - Scenariuszy jest dużo, a jeden z nich zakłada, że PiS nie utworzy rządu - mówi o możliwym rezultacie głosowania dr hab. Michał Wenzel, socjolog i politolog. Może tak się stać m.in. za sprawą niezdecydowanych jeszcze wyborców.

Przedwyborczy sondaż Polska The Times dawał 48 proc. Prawu i Sprawiedliwości, Koalicji Obywatelskiej - 27 proc., Lewicy - 12 proc., Polskiemu Stronnictwu Ludowemu z Kukizem 15 (Koalicja Polska) - 6,5 proc.

W badaniu tym pod progiem wyborczym znalazła się Konfederacja. Większość badań innych pracowni wskazuje, „z grubsza” podobne rezultaty niedzielnych wyborów, ich stabilność podkreślają eksperci.

Wszędzie jest czterdzieści kilka procent dla Prawa i Sprawiedliwości i o dwa, trzy punkty więcej po zsumowaniu wyników PSL, SLD i KO. Nie pamiętam sondażu, w którym PiS miałby więcej niż te trzy partie razem - analizował badanie prof. Michał Cześnik, socjolog Uniwersytetu SWPS.

Decyzja niezdecydowanych

Niemal każdy sondaż wskazuje na grupę wyborców, tzw. niezdecydowanych. W zależności od poszczególnych badań jest to od 8, 13 a nawet 18 proc. Zdaniem socjologów trudno jest bez pogłębionych badań określić profil społeczno-demograficzny tej grupy.

- Dawniej było tak, że jako niezdecydowani deklarowali się ludzie, którzy po prostu na wybory nie chodzili - tłumaczy Michał Wenzel, socjolog i politolog z Uniwersytetu SWPS. - Skoro tacy reprezentanci nie potrafili powiedzieć w badaniach kogo popierają można było od razu założyć, że na wybory nie pójdą, m.in. dlatego, że niezbyt orientują się w procesie wyborczym.

Wybory były ignorowane w poczuciu braku rzeczywistego wpływu na rezultat głosowania, rozczarowanie bieżącą sytuacją społeczno-polityczną , poziomem życia, brakiem zainteresowania polityczną sferą w ogóle, czy kontestowaniem systemu. M.in. PiS trafił do wielu takich wyborców w czasie kampanii w roku 2015, dzięki ofercie transferów socjalnych, głównie 500 plus.

Przed niedzielnymi wyborami może być zupełnie inaczej. Przy panującym w Polsce polityczno-społecznym sporze należałoby się spodziewać się, że niezdecydowani mogliby ulec motywacjom PiS z jednej strony, lub z drugiej partii opozycyjnych. Dr hab. Michał Wenzel przewiduje jednak, że dziś grupę niezdecydowanych tworzą w głównej mierze Polki i Polacy sprzeciwiający się obecnemu rządowi.

- Trzeba analitycznie rozdzielić wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego i opozycji - tłumaczy dr Michał Wenzel. - W sprawie elektoratu PiS właściwie wszystko już wiadomo - są to osoby, które popierają rząd i będą na niego głosować. Jedna niewiadoma jest taka, czy pójdą do urn, a raczej w jakich proporcjach stanowić będą odsetek wszystkich głosujących. Tutaj nie należy się spodziewać żadnych przepływów elektoratu. Inna sprawa jest po drugiej stronie.

Wielu niezdecydowanych to przeciwnicy PiS, którzy jeszcze nie wiedzą, na które z ugrupowań opozycyjnych oddadzą głos.

Spójrzmy - odpowiedzi na pytanie o to, na kogo będzie głosował nie znał jeszcze Lech Wałęsa, raz popierał Koalicję Obywatelską potem PSL, deklarację swojego poparcia dla poszczególnych ugrupowań zmieniał też kilkukrotnie Aleksander Kwaśniewski. Spodziewam się, że wielu zwolenników opozycji może dopiero w ostatniej chwili taką decyzję podjąć. Ponadto w Koalicji Obywatelskiej, którą obok Platformy Obywatelskiej tworzą Zieloni, Inicjatywa dla Polski, mamy przecież licznych polityków o wyraźnym profilu lewicowym, np. w Gdyni Barbarę Nowacką. Nie wiemy czy w ostatniej chwili zwolennicy lewicy nie przyniosą swoich głosów na KO na przykład. Suma głosów na opozycję może być wówczas podobna, ale rozkłady poparcia dla poszczególnych ugrupowań opozycyjnych mogą być różne. Kolejne, tzw. przepływy elektoratu możliwe są między KO a Polskim Stronnictwem Ludowym.

Prof. Henryk Domański, socjolog Polskiej Akademii Nauk wyróżnił w rozmowie z radiem Tok FM m.in. dwa wzorce możliwych zachowań wyborców niezdecydowanych. Pierwszy z nich, zwany efektem „wozu z orkiestrą” (ang. bandwagoning) zakłada, że niezdecydowany wyborca przyłączy się do obozu gwarantującego zwycięstwo - zagłosuje na ugrupowanie przewodzące w sondażach. - To jest prawidłowość, która występuje w większości krajów demokratycznych - wyjaśniał.

Drugi wzorzec zachowania niezdecydowanego wyborcy zakłada poparcie tego, który przegrywa (ang. underdog), bo „przecież nie zasłużył na taki los”. W poparciu słabszych ugrupowań przejawiać się może racjonalność wyborców, aby np. zachować pewne proporcje w Sejmie. Na efekcie „underdoga” miał np. korzystać zazwyczaj PSL.

Nie chodzi tylko o liczbę głosów

Scenariuszy powyborczych jest, jak zwykle, bardzo dużo. Od najprostszych, najbardziej racjonalnych (które można oprzeć na sondażach), w których większość w Sejmie zdobywa PiS i tworzy rząd. Możliwe, że po przeliczeniu mandatów partia Jarosława Kaczyńskiego będzie potrzebowała kilku dodatkowych posłów, których bez trudu będzie mogła „wyłuskać” z Koalicji Polskiej lub Konfederacji. Może także utworzyć po prostu z tymi ugrupowaniami koalicję, przy założeniu oczywiście, że zdołają one pokonać próg wyborczy.

Taka wizja była m.in. przyczyną uszczypliwej dyskusji między Grzegorzem Schetyną, liderem KO, przestrzegającym Ludowców przed mariażem z PiS, a Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, liderem PSL.

Jeden ze scenariuszy zakłada również, że dużą rolę odegrają opozycyjni wyborcy niezdecydowani.

Pamiętajmy, że nie chodzi jedynie o to, które ugrupowanie otrzyma jak największą liczbę głosów, ale o to, które z nich po wyborach będzie w stanie sformować rząd - mówi Michał Wenzel.

I dodaje: - Oczywiście, jeśli PiS uzyska samodzielną większość, nie będzie o czym mówić. Podobnie, gdy PiS taką większość uzyska wsparte przez Konfederację. Nie sądzę, by Konfederaci ociągali się w takiej sytuacji przed „wzięciem odpowiedzialności za państwo”. Jeszcze inaczej będzie, gdy PiS będzie mogło liczyć na wsparcie PSL w utworzeniu koalicji i rządu. Nie należy także wykluczać sytuacji, gdy ugrupowania opozycyjne uzyskają łącznie wynik wyższy od PiS, mimo że osobno partia Jarosława Kaczyńskiego będzie miała większe poparcie niż każda z nich. Będą wtedy mogły utworzyć koalicyjny rząd. Sądzę, że w powyborczy poniedziałek zwycięży prosta racjonalność.

Socjolog wskazuje również na tzw. pakt senacki - rozwiązanie, które może nadać Senatowi w przyszłym parlamencie, najważniejsze znaczenie od roku 1991. Chodzi o porozumienie ugrupowań opozycyjnych w wyborach do Senatu, dzięki któremu nawet przy zwycięstwie PiS w Sejmie, mogłyby one blokować decyzje obecnej/przyszłej partii rządzącej.

Arytmetyka sondażowa wskazuje również, że grupa niezdecydowanych wyborców nie musi przeważyć szali zwycięstwa ugrupowań opozycyjnych. Prof. Cześnik przyznaje, że jest ich garstka.

Wydaje się, że trwa wojna pozycyjna, tzn. dwa główne elektoraty są okopane, jest też coraz mniejsza garstka tych, którzy gdzieś tam się wahają, czy poprzeć jedną stronę czy drugą - mówił. - Oczywiście, istnieją zasoby wyborców, które można by zmobilizować, to znaczy tych nie mających wykrystalizowanych preferencji, w jedną czy w drugą stronę. Gra toczy się o wyborców, którzy są w grupie tych, którym bliżej do jednego obozu albo do drugiego.

Decydujące starcie

Możliwe są również sondażowe niedoszacowania wyniku partii rządzącej. Jarosław Kaczyński obawia się natomiast, że mimo deklarowanego poparcia, część wyborców jego partii zostanie w niedzielę w domu. Stąd wyjątkowa w kampanii przedwyborczej, biorąc pod uwagę poprzednie głosowania, mobilizacja elektoratów (także w innych ugrupowaniach).

- W niedzielę nie można iść na działkę, no chyba, że po głosowaniu - mówił na jednej z ostatnich konwencji niemal zakończonej kampanii Jarosław Kaczyński.

- W najbliższą niedzielę, zdecydujemy o tym, w jakiej Polsce będą żyć nasze dzieci i my. I to będzie decyzja na całe lata! Twoja decyzja - pisała w liście do wyborców Małgorzata Kidawa -Błońska, kandydatka KO na premiera.

Liczby w sondażach są zazwyczaj niższe od wyników rzeczywistych. Wielu obywateli na wyrost deklaruje udział w głosowaniach, bo powszechnie uważa się, że tak trzeba robić, a potem i tak do urn nie idzie.

Niemniej owe deklaracje są wyższe niż dotychczas - podkreśla Michał Wenzel. Większość sondaży wskazuje, że w najbliższą niedzielę frekwencja sięgnie 58 proc. i będzie jedną z najwyższych w ostatnich 30 latach.

- Politycy mówią to, co zazwyczaj, choć cieszę się bardzo, że prezes Kaczyński zachęca do pójścia na wybory działkowców, może dlatego, że pogoda jest dość „niedziałkowa” - mówi dr hab. Michał Wenzel. - Frekwencja może być rzeczywiście wysoka, co świadczy o tym, że w polskim społeczeństwie nastąpiła istotna zmiana. Polacy są bardziej świadomi politycznie, wyrobili sobie określone poglądy, w związku z czym częściej niż dawnej i chętniej chodzą na wybory. Przykładem są choćby wybory samorządowe z wysoką frekwencją w miastach czy ostatnie wybory europejskie, z rekordową frekwencją na wsiach. To oznacza, że taka polska, czy w ogóle postkomunistyczna choroba alienacji politycznej, wycofania się z demokratycznych procesów, nam po prostu mija.

Cena

Polacy wreszcie interesują się polityką, mają poglądy, rośnie frekwencja, co oznacza zerwanie z trapiącym dawne „demoludy” brakiem zaangażowania w procesy demokratyczne.

Cena za to jest jednak wysoka - wzajemna niechęć do politycznych oponentów, okopanie się elektoratów na wręcz „bojowych” pozycjach - wynika z analiz socjologów i politologów.Temperatura sporu społeczno-politycznego w Polsce wpływa nie tylko na mobilizację, która może się objawić wysoką frekwencją, ale także bardzo dużym poziomem negatywnych emocji, co mogą obrazować codzienne rozmowy mieszkańców miast i wsi lub zaostrzająca konflikty sfera komunikacji internetowej (Michał Wenzel zwraca np. uwagę, że na Twitterze najwięcej tzw. reakcji mają ci, którzy używają ostrych sformułowań).

Wg badań naukowców z Uniwersytetu SWPS za wysoki poziom poparcia ugrupowań populistycznych (m.in. w Polsce, na Węgrzech czy Donalda Trumpa w USA) może odpowiadać tzw. narcyzm grupowy - przekonanie o uprzywilejowanej, ale niedocenianej przez innych pozycji własnego narodu, który wiąże się z wrogością wobec innych.

Jak tłumaczy psycholog prof. Agnieszka Golec de Zavala, wyniki badań wskazują, że narcyzm grupowy jest sposobem kompensowania niskiego poczucia własnej wartości i skłonności do doświadczania przede wszystkim negatywnych emocji. Wyolbrzymianie znaczenia grupy własnej ma na celu uzyskanie poczucia własnej ważności.

- Przykładem takiej sytuacji jest antagonizm pomiędzy elektoratem PiS-u i zwolennikami ugrupowań liberalnych - wyjaśnia prof. Agnieszka Golec de Zavala. - W pierwszej z tych grup narcystyczne przekonanie o własnym narodzie jest normą. Grupę tę cechuje podejrzliwość i wrogość wobec innych, skłonność do myślenia spiskowego i roszczeniowy stosunek wobec organizacji międzynarodowych. Wśród jej politycznych przeciwników, niejako w celu odróżnienia, dominuje raczej grupowa satysfakcja i podkreślana jest otwartość wobec innych i tolerancja.

Wydaje się zatem, że w niedzielę Polacy w wielu przypadkach głosować będą nie tylko pod wpływem politycznego podziału, ale z zaciśniętymi zębami.

- Spojrzałbym na to jednak inaczej. Żeby polityka miała sens oraz idące za nią mechanizmy rozwiązywania sporów i problemów spełniały swoją rolę, ludzie muszą się utożsamiać z postawami, poglądami, interesami - mówi Michał Wenzel. - Przez wiele lat naszym problemem były słabe partie, które grupowały nie wiadomo kogo, zmieniały się, znikały przekształcały. Dziś obozy polityczne uzyskały swoją tożsamość, m.in. również w opozycji do innych: np. według zasady „nie jestem wykorzenionym bezbożnikiem tylko solą tej ziemi” lub „nie jestem fanatykiem religijnym tylko światłym obywatelem”. Nie jest to mechanizm pozytywny, ale te zaciśnięte zęby w czasie głosowania są nieuchronną ceną kształtowania się zbiorowych tożsamości.

Z którą partią ci po drodze? Test preferencji politycznych. Wybory do Sejmu i Senatu 2019

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wybory 2019. Czy w starciu dwóch obozów zdecydują niezdecydowani? Scenariuszy powyborczych jest, jak zwykle, bardzo dużo - Dziennik Bałtycki