Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydmy w Darłowie wciąż skrywają kawał wojennej historii [zdjęcia]

Redakcja
Od trzech lat stowarzyszenie Mariana Laskowskiego odkopuje bunkry w Darłówku. Do zwiedzania udostępniono już fragment fortyfikacji z czasów II wojny światowej. Wywieźliśmy stąd tysiące taczek piachu i śmieci, ale warto było - taką informacją wita nas znany w regionie miłośnik militariów Marian Laskowski przed wejściem do bunkrów w Darłówku Zachodnim przy ulicy Helskiej. Uwagę przechodniów już przy samej bramie przykuwa wojskowe działko i symbole posterunku, ale to, co naprawdę warto tu zobaczyć w zdecydowanej większości kryje się pod ziemią. Bunkry prawdopodobnie ciągną się wzdłuż brzegu na długości około 400 metrów. Wielu z pomieszczeń nie udało się jeszcze odkopać, ale to, co rzuca się już w pierwszej chwili w oczy, to świetnie zachowana struktura betonu, farba, a nawet posadzki z okresu drugiej wojny światowej. - Choć działamy tu już od trzech lat, wiecznie w ruchu są taczki i łopaty, to dopiero powolutku odkrywamy tajemnice skrywane głęboko pod ziemią - mówi Laskowski zapraszając do krótkiego zwiedzania. Najpierw pokazuje nam odkryte tuż przed wejściem betonowe studzienki z widocznymi zaworami. To dowód na to, że istniał tu świetnie zorganizowany system kanalizacji i odprowadzania wody. Pierwsze w całości widoczne pomieszczenia to prawdopodobnie miejsce na agregat. Dalej, już pod ziemię prowadzi wejście, którego ścianki wyłożone są betonowymi "babkami", tak, by załamywało się na nich światło i trudniej było je dostrzec z powietrza. Pierwsze pomieszczenie jest dość spore. Na ścianie są jeszcze wsporniki pod przytwierdzane do ściany prycze dla żołnierzy. W suficie widać potężny hak, do którego przyczepiana była konstrukcja składająca się z trzech łóżek, rozkładanych tylko na noc. Na podłodze lekko fioletowa terakota, na ścianach w kilku miejscach biała farba - jakby ktoś malował tu wczoraj, a nie ponad 70 lat temu. Takich pomieszczeń jest kilka, różnią się wielkością. Po miejscach na prycze można ocenić, że w jednym przebywało 12 żołnierzy, w innym sześciu, a w najmniejszym tylko trzech. W największych przebywali żołnierze najniżsi stopniem, w mniejszych dowództwo. Łącznie szacuje się, że było tu łącznie około 70 osób. Idąc dalej jednym z korytarzy dochodzimy do pokoju dowództwa, które nie różni się niczym od innych, poza dodatkowym miejscem w ścianie na sejf. Tuż obok równie małe pomieszczenie, w którym pracował technik obsługujący wojskowe urządzenia. Na końcu głównego korytarza dochodzimy do oryginalnych kratowanych drzwi. To jakby boczne wyjście, za nim są przysypane jeszcze schody, które prowadziły na wydmę do dalmierza i działobitni. Tam pójdziemy za chwilkę. Wcześniej Marian Laskowski pokazuje nam zwoje kabli, a także stare, sprowadzane z Niemiec kaloryfery, zlewy, a nawet sedesy. - Chcę tu odtworzyć wszystko, jak wyglądało to w czasie wojny - informuje. - Tak, by zwiedzający mogli zobaczyć jak najwięcej szczegółów, a nie tylko gołe mury i puste pomieszczenia. Ma tu być odpowiedni historyczny klimat - mówi nasz przewodnik, który chciał dotrzeć do niemieckich dokumentów dotyczących tego miejsca. Pojechał nawet do największego niemieckiego archiwum. - Ale tam trzeba byłoby spędzić miesiąc i doskonale znać język niemiecki. To praca dla archiwistów - wzdycha. Wstawić udało się za to ciężkie 250-kilogramowe drzwi wejściowe do bunkrów, też sprowadzone od jednego z hobbystów. Do wstawienia są jeszcze jedne ważące - bagatela - pół tony. W ostatnich miesiącach udało się odkopać również dalmierz, czyli stanowisko na wydmie, na którym obsługiwano "wielką lornetę". Był tu doskonały punkt obserwacyjny na morze. W pobliżu znajdowały się również cztery działobitnie obsługujące pociski 105 milimetrów. Każda ma okrągły kształt, a w jego ścianach znajdują się miejsca, w których składowano kiedyś amunicję gotową do użycia oraz łuski. Z ziemi wykopano sporo pozostałości świadczących o obecności żołnierzy. Nie tylko łuski, ale też garnek czy czajnik. - Pracy jest jeszcze sporo, ale już jest to miejsce, które pokazujemy turystom - mówi Laskowski, którego stowarzyszenie dostało ten teren w użyczenie od Urzędu Morskiego. - Plan był taki, by powalczyć o unijną dotację na "dopieszczenie" historii, ale do tego jeszcze daleka droga. Przede wszystkim musiałbym mieć umowę gwarantującą, że stowarzyszenie będzie się tym opiekować przez dłuższy, wieloletni okres - dodaje. Wiadomo, że w pobliżu poniemieckich bunkrów znajdują się też bunkry budowane w czasach zimnej wojny. Ich fragmenty również wystają z wydmy. Plan jest taki, by przynajmniej część z nich udostępnić do zwiedzania. Marian Laskowski ogrodził teren od strony plaży i zapowiada, że zrobi wszystko, by miejsce to na stałe wpisało się w mapę turystycznych atrakcji nie tylko Darłowa, ale i całego regionu. - Nie spotykam się z zarzutami, że to była baza wojsk niemieckich, naszego okupanta. Staram się jedynie odtworzyć miejsca, które niosą ze sobą historię, historię tych ziem. Wszystko po to, by właśnie kolejne pokolenia pamiętały, co się tu działo i jak wyglądał świat w czasie wojny. Te bunkry to żywa lekcja dziejów - podkreśla nasz rozmówca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!