Wyrzucona przez ludzi, urodziła szczeniaki w głębokiej lisiej norze - wydobyli je strażacy z Piotrowic!
To szczęśliwy finał poszukiwań, które kilka dni temu rozpoczęły kobiety z kołobrzeskiej Fundacji Ogon do Góry. Najpierw tropiły wyrzuconą przez kogoś, ewidentnie karmiącą suczkę w Kłopotowie pod Dygowem i okolicy. Potem przypięły jej obrożę z GPS-em i szukały miejsce, w którym mogła ukryć swoje szczeniaki. Okazało się, że całą ... siódemkę ulokowała w pobliskim lesie w lisiej norze. Z pomocą fundacji przyszli strażacy ochotnicy z Piotrowic. Trzy godziny przekopywali skarpę w poszukiwaniu szczeniąt. W końcu udało się! Teraz cała ósemką - z dzielną psią mamą włącznie - szuka domów, także tymczasowych.
Ta historia nie zakończyłaby się happy endem, gdyby nie grupka ludzi, społecznie, z wielkim oddaniem, konsekwentnie tropiąca psiaki, które mogły nie przeżyć z braku jedzenia i zimowych chłodów. Bohaterami finału poszukiwań są też strażacy z OSP Piotrowice: Mateusz Marczyk, Łukasz Ćwiek, Daniel Szczytowicz, Szymon Mocko, Adam Majewski i Rafał Pająk.
- To co zrobili to dla nas mistrzostwo świata - mówi zmęczona ale rozpromienione prezes Fundacji Ogon Do Góry Monika Włodzińska. - Przez trzy godziny przekopywali się przez leśną skarpę, w której ta mądra suczka ukryła swoje szczeniaki. Nie odpuszczali mimo, że chwilami traciliśmy wiarę, bo wydawało nam się, że mamy do czynienie z dziesiątkami ciasnych tuneli. W końcu okazało się, że ta opuszczona rzez lisy nora wiła się w kształt ślimaka.
Pomocny był nie tylko specjalnie kupiony na tę akcję GPS, ale i kamerka zdobyta przez Ewę Wiśnios, wiceprezes fundacji. Po trzech godzinach ostrożnego kopania, jeden ze strażaków krzyknął: - Są! Słyszę je! Słyszę ich oddechy!
Potem zabrali się za wyciąganie, jak się okazało okrągłych jak piłeczki, dobrze odżywionych i wygląda na to, że zdrowych psiaków. Nikt nie spodziewał się, że będzie ich aż siedem.
- Ich mama spisała się na medal - mówi Monika Władzińska. - Regularnie chodziła do wioski. Dokarmiało ją sporo życzliwych ludzi, którzy i nam podpowiadali kiedy się pojawia we wsi, gdzie mniej więcej znika.
Mogłoby się obyć bez dramatycznych poszukiwań, gdyby nie człowiek, który w tej historii nie zapisze się równie chwalebnie. Spalił opuszczoną psią budę, w której suczka próbowała się schronić poszukując miejsca na poród.
Teraz psia rodzinka jest już bezpieczna (w domu Ewy Wiśnios), choć nadal w Kłopotowie pozostał bezdomny, łagodny, większy od suczki pies, domniemany ojciec szczeniąt, który błąkał się z suczką po okolicy.
- Jeszcze raz dziękujemy wszystkim dzielnym strażakom za pomoc i apelujemy o domy dla szczeniaków - mówi Monika Władzińska.
Psiaki mają ok. trzech tygodni. Jeszcze muszą być z mamą. Byłoby świetnie, gdyby znalazł się dom zastępczy dla mamy i szczeniąt do czasu gdy maluchy będą gotowe do adopcji. Fundacja zapewnia karmę i opiekę weterynaryjną.
Liczy się też każda forma pomocy - kontakt 602 404 520 i 724 518 022
Iwona Marciniak