Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Markiem Janickim, autorem zdjęć z pacyfikacji Kopalni Wujek. Myśleliśmy, że zomowcy strzelają ślepymi nabojami, by wywołać popłoch

Mateusz Zarembowicz
Mateusz Zarembowicz
Zdjęcia Janickiego to wstrząsający obraz tamtych dni.
Zdjęcia Janickiego to wstrząsający obraz tamtych dni. Marek Janicki "Autor Nieznany"
Marek Janicki - jest autorem powszechnie znanych zdjęć z pacyfikacji kopalni Wujek. Przez wiele lat był „Autorem Nieznanym”. Pod takim właśnie tytułem powstał film dokumentalny TVP, który obrazuje historię zdjęć wykonanych podczas najtragiczniejszego wydarzenia stanu wojennego, wprowadzonego 13 grudnia 1981 r. przez komunistycznego generała - współpracownika Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego, walczącego na zlecenie Związku Sowieckiego z wszelkimi przejawami polskiego patriotyzmu - Wojciecha Jaruzelskiego.

Rozmawiamy wieczorem 12 grudnia. Za sześć godzin nastąpi 42. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Miałeś wtedy 19 lat. Proszę powiedz, co pamiętasz z niedzieli, kiedy rano pojawił się w telewizji generał obwieszczający zniewolenie narodu polskiego?

Uczyłem się wtedy w klasie maturalnej technikum elektronicznego w Piotrowicach. To była bardzo ekskluzywna szkoła, do której bardzo trudno było się dostać. Do dziś odczuwam pewną dumę, że udało mi się tam uczyć. Jednak wracając do 13 grudnia. W niedzielne poranki zwykle słuchałem powtórki audycji „60 minut na godzinę”, która była emitowana na falach radiowej Trójki. Tego dnia jak zwykle w niedzielę włączyłem radio, z którego zamiast audycji nadawano komunikaty o wprowadzeniu stanu wojennego. Stało się coś, co być może nam się wydawało, że może nastąpić, ale było niespodziewane. Podkreśliłeś, że rozmawiamy o wydarzeniach sprzed 42 lat. To jest kawał czasu i wiele wydarzeń z tego dnia powoli się zaciera.

Czy tego dnia wychodziłeś z domu, miałeś okazję widzieć, jak wyglądały ulice Katowic w dniu wprowadzenia stanu wojennego?

Poszedłem jedynie do kościoła, jak w każdą niedzielę, jednak ten dzień nie wrył mi się jakoś głęboko w pamięć. Może oprócz tego, że dzienny tryb życia został zakłócony. Był na pewno niepokój, jednak poza tym ze względu na aurę i tę niepewność, niewiele się działo. Mieszkałem wtedy w Katowicach-Ligocie, która nie była tego dnia naznaczona widokiem transporterów opancerzonych czy obecnością milicji i wojska. Ludzie zostali w domach i odnosiło się wrażenie wyludnienia dzielnicy. Każdy czekał na to, co będzie dalej.

Po czym przyszedł poniedziałek, kiedy zajęcia szkolne zostały odwołane, minęło kolejnych kilka dni, podczas których ludzie zdążyli oswoić się z myślą o ograniczeniu praw.

Tak, do środy, 16 grudnia, bo o tym dniu właśnie mamy rozmawiać, minął pierwszy szok. Dochodziły również pierwsze informacje o rzeczywistej sytuacji. W domach słuchało się rozgłośni Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki, które nadawały audycje z zagranicy. To były główne źródła przekazu, z którego można było usiłować dowiedzieć się prawdy.

Co również nie było proste, bo sygnał tych rozgłośni był zagłuszany przez aparat państwa.

Oczywiście, pamiętajmy o tym, że 40 lat temu nie było internetu. Bardzo łatwo było zablokować telefony. Nie było telefonii komórkowej, a wszelka łączność była wyzwaniem. W pozyskiwaniu informacji bardziej się polegało na rozmowach osobistych, spotkaniach w gronie znajomych. To był zupełnie inny świat niż dzisiaj. Bardzo często zapominamy o tym, że cywilizacyjnie zrobiliśmy potężny krok do przodu. Gdyby dzisiaj wprowadzić tego typu restrykcje, to byłoby niewyobrażalne. Likwidacja łączności telefonicznej, internetu, wyłączenie kilkudziesięciu kanałów telewizyjnych, które teraz ma każdy w swoim domu. Wydaje mi się, że byłoby to niemożliwe. Wtedy środki techniczne komunikacyjne były skromne i dzięki temu władza miała uproszczone zadanie.

Trzy dni po wprowadzeniu stanu wojennego nadszedł 16 grudnia. Tego dnia miałeś odebrać z naprawy swój aparat fotograficzny. Był to radziecki Fed. Idąc do serwisu miałeś pewność, że uda ci się ten aparat odebrać?

Jechałem po odbiór aparatu zupełnie w ciemno. Nie wiedziałem, czy serwis będzie otwarty, a aparat naprawiony. A nawet nie miałem pewności, czy odebrany aparat będzie faktycznie sprawny. Mimo wszystko zdawałem sobie sprawę, jak wprowadzone ograniczenia wpływają na nasze życie. Jednak miałem termin odbioru, a fotografia była już wtedy moją ogromną pasją. Brak aparatu był bardzo doskwierającym doświadczeniem. Licząc, że uda mi się aparat odebrać, wrzuciłem kilka rolek filmu do kieszeni i pojechałem. Żeby robić zdjęcia, trzeba było mieć przy sobie filmy. To nie dzisiejsze czasy, że wystarczy pojemna karta pamięci, na której zapisze się kilka tysięcy kadrów. Na jednej rolce było możliwe zrobić 36 zdjęć. Jak ktoś miał trochę szczęścia i odpowiednio nawinął film, to udawało się ich zrobić 37. Jednym słowem, trzeba było bardzo oszczędnie gospodarować tym materiałem, który się miało do dyspozycji. Szczęśliwie, udało mi się odebrać aparat. Kiedy wracałem do domu, autobus, którym jechałem, został zatrzymany przez ZOMO (Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej - przyp. red.). Kazano nam wysiąść. W ten sposób dosyć przypadkowo znalazłem się pod kopalnią Wujek. Chociaż nie ukrywam, że najprawdopodobniej, gdybym był w domu i słyszał ten cały tumult, poszedłbym tam. Trafiłem w sam środek wydarzeń. Zamiast rzucać kamieniami, zacząłem robić zdjęcia. Wraz z upływem czasu coraz bardziej jestem utwierdzony w przekonaniu, że trafiło mi się coś absolutnie wyjątkowego. Nieczęsto zdarza się sytuacja, w której przychodzi nam znaleźć się w centrum tak ważnych, historycznych wydarzeń. Choć z drugiej strony muszę przyznać, że nie zdawałem sobie sprawy z grozy sytuacji.

Przepraszam, muszę ci wejść w słowo. Jak to możliwe? W pewnym momencie ta groza przyszła. Przyszedł moment, w którym zostałeś wpuszczony na teren kopalni. Byłeś w sali, w której zostały zgromadzone ciała zamordowanych górników.

Oczywiście, że tak. Miałem na myśli początek tych wydarzeń. Moment, w którym się tam znalazłem. Trzeba jednak sobie zdawać sprawę, że 19-letni chłopak ma zupełnie inne podejście do życia. W młodym wieku bierze się wszystko na żywioł. Z drugiej strony może to również cecha mojego charakteru. Jestem dosyć żywiołowy i otwarty. Jednak gdy zobaczyłem czołgi, zacząłem rozmawiać z górnikami, dowiedziałem się, że w jednym czołgu, który utknął na terenie kopalni, są zamknięci żołnierze, którzy boją się wyjść. Gdy zobaczyłem zatrzymanych zomowców, nie powiem, że byli uwięzieni, oni sobie spokojnie stali w kącie jednego pomieszczenia, pozbawieni pasów. Milicjanci byli zawsze butni i pewni siebie, a tamci stali przygaszeni. Był oczywiście ten moment, w którym pokazano mi ciała zamordowanych górników… To wszystko się złożyło na sytuację, w której w 19-letnim chłopaku spowodowało potworną umysłową burzę. Jak to możliwe,  żeby tak zabijać bezbronnych ludzi tylko dlatego, że wyrażają swój sprzeciw wobec zarządzeń władzy?

A wracając do początków zdarzeń pod kopalnią Wujek. Jak rozumiem, w momencie, w którym pojawiłeś się na miejscu, czołgów jeszcze nie było?

Czołgi były cały czas, bo były rozlokowane wokół kopalni. Nikt jednak nie spodziewał się, że mogą zostać użyte do pacyfikacji górników i że w ogóle zostanie użyta broń. Na początku byliśmy przekonani, że zomowcy strzelali ślepymi nabojami, by wywołać popłoch i wymusić zakończenie protestu. Nie można też nie wspomnieć o puszczanym gazie łzawiącym. Pamiętam, że dostałem taką jedną puszką z gazem w nogę. One skakały po ziemi i nie zdążyłem odskoczyć. Przede wszystkim pod kopalnią panowała bardzo szczególna atmosfera. Wystrzały, ogromny tumult, latający nad głowami helikopter. Atmosfera absolutnie niespotykana przeze mnie wcześniej, nigdy nie było mi dane otrzeć się o takie zdarzenia.

Jeśli chodzi o samą fotografię, wiem, że robiąc zdjęcia, nie przykładałeś aparatu do oka, fotografowałeś spod kurtki. Czy już wtedy miałeś świadomość, że grożą ci poważne konsekwencje za robienie tych zdjęć?

Miałem świadomość, że fotografuję rzeczy władzy niemiłe. Później do mnie dotarło, że za zrobienie tych zdjęć mógłbym trafić nawet na 10 lat do więzienia. Jednak w momencie fotografowania zależało mi jedynie na tym, by nie rzucać się w oczy, a utrwalić to, co widziałem na własne oczy. Zresztą należy pamiętać, że w tamtych czasach na wszystkich zakładowych płotach wisiały tablice informujące o zakazie fotografowania. Miałem również świadomość, że dokumentowanie działań milicji czy wojska nie było legalne. Chociaż nie do końca zdawałem sobie sprawę, co mi dokładnie groziło.

Twoje zdjęcia bardzo szybko trafiły do obiegu. Otrzymali je fotografowie i dokumentaliści Solidarności. Jednak przez wiele lat nie byłeś znany jako ich autor.

Faktycznie, zdjęcia bardzo szybko znalazły się w obiegu. Podczas wydarzeń pod kopalnią Wujek wypstrykałem kilka rolek filmów, poszedłem z nimi do kolegi, z którym razem je wywołaliśmy i zrobiliśmy parę serii odbitek najciekawszych ujęć. Po powrocie do domu pokazałem te zdjęcia ojcu. Gdy je zobaczył, zrobił mi ogromną awanturę i zażądał spalenia negatywów wraz z odbitkami.

Trzeba zwrócić uwagę, że w tamtych czasach chyba wszyscy autorzy zdjęć ukrywali swoją tożsamość. Wyjątek może stanowić Chris Niedenthal, którego zdjęcie przedstawiało transporter SKOT na tle afisza zapowiadającego film Coppoli „Czas apokalipsy”.

W przypadku Niedenthala nie możemy mówić o drastycznych zdjęciach. Fotografię, o której mówisz, poznał cały świat, choć kilku reporterów tamtych czasów zrobiło podobne ujęcie. W przypadku Chrisa możemy mówić o jego ogromnych zasługach polegających na tym, że jego zdjęcia szybko trafiały na Zachód. Jeżeli chodzi o ukrywanie tożsamości, oczywiście w przeważającej mierze tak właśnie było. Jednak trzeba też sobie zdać sprawę z tego, że ja byłem w tamtym momencie na początku swojej drogi. Nie byłem fotografem zawodowym. Byłem pasjonatem, który samej techniki robienia zdjęć uczył się na własnych błędach. Nie miałem dostępu do specjalistycznej literatury.

Ojciec nakazał ci zniszczenie zdjęć, jednak pojawiły się one w obiegu. Jak do tego doszło?

Podświadomie czułem, że te zdjęcia muszą zostać światu pokazane. I to właśnie zrobiłem. Negatywy przekazałem znajomym, którzy je przechowywali, bałem się trzymać w domu nawet odbitki. Wchodząc na teren kopalni Wujek, w swojej naiwności posłużyłem się jedynym dokumentem, który przy sobie posiadałem. Była to legitymacja szkolna. Miałem w tym dużo szczęścia, bo udało mi się trafić na przyzwoitego człowieka, przewodnika po kopalni, który nie ujawnił bezpiece moich danych. Później, gdy on pojawił się w domu moich rodziców, jednak poinformowałem go, że ze zdjęć, które podczas pacyfikacji Wujka robiłem, nic nie wyszło. Pokazałem mu prześwietlone negatywy. Później zająłem się rozpowszechnieniem faktycznie zrobionych materiałów. Puściłem w świat dwa komplety zdjęć. Pierwszy trafił do śląskiej Solidarności, przekazał go ojciec mojej koleżanki. O losach drugiego kompletu dowiedziałem się po latach od Józefa Lebenbauma (polski dziennikarz mieszkający w latach osiemdziesiątych w Szwecji, założyciel Komitetu Poparcia Solidarności w Lund - przyp. red.). Tak się złożyło, że mój przyszły teść miał siostrę we Wrocławiu. Jej przyjaciółką była polska himalaistka Wanda Rutkiewicz. Wymyśliliśmy, że dzięki Wandzie uda się te zdjęcia przemycić na Zachód. Mój przyszły teść pracował na kopalni w wydziale kolejowym, szczęśliwym trafem miał możliwość załatwienia sobie delegacji do Wrocławia, co w stanie wojennym nie było prostą rzeczą. Zabrał ze sobą ten komplet i przekazał go siostrze. Ta jednak skorzystała z innej okazji, która akurat się nadarzyła. Do jej parafialnego kościoła przyjechał tir z darami z Zachodu. Ciotka dogadała się przy pomocy proboszcza z kierowcą, któremu te odbitki przekazała. Kierowca wsadził je do opony tira i dostarczył do Lund w Szwecji, gdzie był utworzony Komitet Poparcia Solidarności. Zbierano tam różne materiały ze stanu wojennego. Tym komitetem kierował właśnie Józef Lebenbaum. Później trafiły one do albumu „Wojna z Narodem”, który był rozpowszechniany wśród elit politycznych Europy. Jeden z egzemplarzy tego wydawnictwa trafił do rąk prezydenta Ronalda Reagana. O tym wszystkim dowiedziałem się po latach z programu telewizyjnego, w którym właśnie Józef Lebenbaum opowiedział tę historię.

Czy masz wiedzę, co stało się z kompletem, który pozostał w Polsce?

Z tym również wiąże się ciekawa historia. Zdjęcia te zostały zduplikowane w dużej ilości, część z nich stała się cegiełkami, które wspierały rodziny poszkodowanych w pacyfikacji kopalni Wujek górników. Pamiętajmy o tym, że ci ludzie, nawet jeśli nie stała im się krzywda fizyczna, byli dyskryminowani wraz z całymi rodzinami. Byli pozbawieni pomocy, nie mając niejednokrotnie z czego żyć. Z tego mam chyba największą satysfakcję.

Jak długo ukrywałeś swoją tożsamość?

Oczywiście po odwilży, która przyszła w roku 1989, nie miałem już powodów  się kryć z autorstwem tych zdjęć. Jednak nie było również specjalnej okazji, by o tym rozmawiać. W pewnym momencie za namową mojej ciotki zgłosiłem się do Ośrodka Karta. Wysłałem tam jeden komplet fotografii.

Jednak dalej byłeś poszukiwany przez edytorów i fotografów Solidarności.

Tak. Taki przełom nastąpił dużo później, po programie telewizyjnym, w którym Jerzy Kośnik powiedział, że jeżeli chcecie poznać prawdziwą historię o stanie wojennym i tamtych wydarzeniach, to taką właśnie historię opowiadają zdjęcia z kopalni Wujek. Pomóżcie znaleźć ich autora. Wtedy skontaktowałem się z telewizją, która apel Kośnika wyemitowała. Przyjechali do mnie dziennikarze tej stacji, nagrali program, co doprowadziło do rozwikłania zagadki autorstwa tych zdjęć.

Czy dzień, w którym fotografowałeś pacyfikację, wpłynął jakoś szczególnie na twoje życie?

Przede wszystkim zacząłem patrzeć na otaczający mnie świat trochę innymi oczami. Staram się wyłuskać we wszystkim, co jest wokół mnie, prawdę. Zdarzyły się również inne rzeczy. Otrzymałem wyjątkową nagrodę, jest nią Wielki Splendor Śląskiej Fotografii Prasowej. Postawiono mnie w jednym szeregu z wybitnymi reporterami śląskimi. Druga rzecz, chyba ważniejsza, te zdjęcia zdopingowały mnie do tego, by stale ubogacać swój warsztat fotograficzny. Robić zdjęcia lepsze. Poznałem wspaniałe grono fotografów. Poznałem wspaniałych wykładowców z Instytutu Fotografii Twórczej Uniwersytetu Śląskiego w Opawie. Co jest równie ważne i czemu się może nawet trochę dziwię, cała historia Wujka jest ciągle żywa. Minęło tyle lat, a ludzie pamiętają o tej tragicznej historii. Chcą oglądać te zdjęcia. Tworzone są z nimi kolejne wystawy. W ciągu ostatnich dwóch lat prezentowałem te prace na około dziesięciu wystawach. Ostatnio zacząłem prezentować również zdjęcia, które robię na co dzień.

Gdzie w najbliższym czasie będzie można oglądać prezentację twoich prac?

Właśnie dokładnie w przededniu rocznicy pacyfikacji kopalni Wujek, 15  grudnia, będę miał wernisaż w Świdnicy, choć właśnie tam, poza zdjęciami historycznymi, zaprezentuję swoje fotografie współczesne.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera