W Kołobrzegu za skorzystanie z publicznej toalety w ratuszu trzeba zapłacić 2 złote. Tutaj jednak, jeżeli wybierzemy się w grupie, możemy liczyć na zniżkę.
Drożej jest na dworcu PKP. Tu za wizytę w szalecie płacimy 2,5 złotego.
Ale turyści zagraniczni lub tacy, którzy nie mają przy sobie złotówek, mają jeszcze gorzej. Bez szemrania muszą zapłacić jedno euro, czyli prawie dwa razy więcej.
- Gdyby istniał przelicznik "wc", euro dziś kosztowałoby nie 4,4 złotego, a dwa złote i pięćdziesiąt groszy - żartuje pani Danuta, która spotkaliśmy na dworcu. Do Kołobrzegu przyjechała z Wrocławia.
Do wyboru mamy jeszcze kilka toalet. Ale są one tak rozrzucone po mieście i źle oznakowane, że szukanie ich, gdy pęcherz ciśnie, to ostania rzecz, o jakiej pomyślimy.
Jedenaście toalet to własność miasta: cztery całoroczne i siedem sezonowych. Wszystkie zostały wydzierżawione prywatnej firmie, która wygrała przetarg. W lipcu powstaną dwa dodatkowe szalety - przy ul. Frankowskiego i Kolejowej.
Na nasze pytanie, czy urzędnicy mają wpływ na stawki w toaletach, rzecznik urzędu miasta Michał Kujaczyński odpowiedział: - Jest zarządzenie prezydenta, że maksymalna cena za skorzystanie z toalet miejskich to dwa złote. Na ceny w innych szaletach nie mamy wpływu.
Za dwa lata kończy się umowa dzierżawcy szaletów z miastem. Wtedy, jak zapowiada prezydent, toalety będzie prowadziła jedna z miejskich spółek.
Po tej zmianie korzystanie z szaletów będzie albo znacznie tańsze, albo bezpłatne. Według miasta prywatne toalety zwyczajnie się nie sprawdzają, bo są za drogie i ludzie zamiast z nich korzystać wolą udać się w ustronne miejsce. Sprzątnięcie tego, co tam zostawią, dużo miasto kosztuje. A dodatkowo cierpi wizerunek kurortu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?