Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaklinacz zwierząt

JAKUB ROSZKOWSKI [email protected]
Jerzy Harłacz to jedna z barwniejszych postaci regionu. Po rozmowie z nami poszedł do domu. Twierdzi, że jest domatorem: pieli w ogródku, zmywa naczynia, wyrzuca śmieci.
Jerzy Harłacz to jedna z barwniejszych postaci regionu. Po rozmowie z nami poszedł do domu. Twierdzi, że jest domatorem: pieli w ogródku, zmywa naczynia, wyrzuca śmieci. Fot. Radosław Brzostek
Kiedyś wrzucił do gabinetu burmistrza Świdwina wielkiego psa. I kilogram kiełbasy. Krzyknął: - Zeżryj i zesraj się na ten burmistrzowski dywan! Wyszedł.

MÓWIĄ OPONENCI

MÓWIĄ OPONENCI

- Krzysztof Bagiński, starosta powiatu białogardzkiego: - Jest człowiekiem zdeterminowanym, jeśli chodzi o sprawę bezpańskich zwierząt. A jako radny? Trudno powiedzieć, bo w tej roli rzadko go widuję.

- Jan Owsiak, burmistrz Świdwina: - O nie, wolę się nie wypowiadać i nie oceniać tego pana. Tamta historia z psem w gabinecie burmistrza, ja byłem wtedy wiceburmistrzem, była skandaliczna.

- Wiesław Czurko, radny z Białogardu: - Ma swoje zdanie, a że odmienne od mojego...

A ludzie zdrętwieli. Jednak efekt był piorunujący. Rada Miasta raz-dwa zatwierdziła nową uchwałę o wyłapywaniu bezpańskich zwierząt.

Jerzy Harłacz, szczupły, wysoki facet z bródką, wiek: 45 lat. Były milicjant, później emigrant, pracował w Kanadzie. Teraz jest prawdopodobnie jedynym człowiekiem w województwie zachodniopomorskim, który potrafi udobruchać nawet najbardziej zdziczałego zwierzaka. Każda gmina chce mieć z nim podpisany kontrakt. Jego schronisko jest wręcz wzorcowe. Charakter ma jednak trudny. A o jego widowiskowych akcjach było już nie raz głośno w Polsce. Kim jest?

Sodomia
Zacznijmy od Violetty Villas. Afera z jej potwornym schroniskiem była głośna na cały kraj. Schorowane zwierzęta zjadały własne odchody. Dochodziło też do kanibalizmu. Kto zrobił tam porządek? Jerzy Harłacz. Pojechał do podstarzałej diwy kilka razy. - Nawet z nią wypiłem i pośpiewałem - śmieje się. - Zabrałem od niej wszystkie zwierzęta. Boże, co się tam działo. Sodomia - macha ręką i ucina wątek.

Psy
Polacy poznali go jeszcze kilka razy. Były burmistrz Świdwina przeżył to wyjątkowo. Harłacz dostał wezwanie z informacją, że w Świdwinie zdziczały pies pogryzł człowieka. Pojechał, zwierzaka zabrał do siebie. Następnego dnia zadzwonił do burmistrza, by ten zwrócił mu koszty akcji. Gdy usłyszał, że samorząd nie dawał żadnego zlecenia i w związku z tym nie zapłaci, Harłacz nie namyślał się długo. Zawiózł wielkiego czworonoga do gabinetu burmistrza, rzucił kilogram kiełbasy i kazał mu to zjeść, a później wydalić "na burmistrzowski dywan". - Ja tylko oddałem im to, co ich - śmieje się. Urzędnicy zdębieli. Ale uchwałę o wyłapywaniu bezpańskich zwierząt szybko tu zatwierdzono.

Podobnie było z władzami gminy Białogard. Na szczęście dla jej wójta Macieja Niechciała, akurat nie było go w gabinecie. Z psem musiała zostać Małgorzata Klajno, sekretarz urzędu. - Ale teraz muszę powiedzieć, że z gminą współpracuje mi się bardzo dobrze. Nie mam już do nich zastrzeżeń - mówi Jerzy Harłacz.

Plotka
Harłacz wychowywał się w domach dziecka. I zawsze miał psy. - Gdy było mi źle, dawały mi nadzieję, otuchę. A naprawdę, to był paskudny okres - opowiada. Został przewodnikiem psa. Wstąpił do milicji, bo potrzebowali takich. Plotka mówi, że został jednak z MO szybko wyrzucony. Ponoć był zbyt niebezpieczny dla przestępców. - Jednego gonił tak długo, aż go dorwał i połamał nogi. Trzeba było się go pozbyć - opowiada były milicjant. Harłacza zna niemal od dziecka.

Ten ma jednak inną wersję wydarzeń. - Komendant strzelił mi z wiatrówki w szyję. To był rykoszet. Ale się wkurzyłem. Odwróciłem się, krzyknąłem, czy ten ślepy pawian nie widzi, co robi? Złożyłem na niego skargę. No i nie dali mi żyć. Pojechałem do komendy wojewódzkiej i zrezygnowałem ze służby sam - zapewnia.
W 1988 roku wyjechał do Kanady. Tragedia rodzinna zmusiła go jednak do
powrotu.

Polityka

Harłacz jest radnym Rady Miejskiej w Białogardzie. Napsuł już krwi wielu ludziom. Próbują więc znaleźć na niego haki. Już dwa razy wysyłali do wojewody pisma, by ten stwierdził nieważność mandatu radnego. Według nich schronisko Harłacza funkcjonuje na działce należącej do miasta, więc jako osoba korzystająca z mienia samorządowego, Harłacz radnym być nie powinien. Prawnicy głowią się nad tym problemem, na razie jednak radny cały czas w radzie zasiada.

Czasami jego zarzuty są błahe, nieraz jednak trafia w dziesiątkę. Jak choćby ze sprawą wynagradzania za unijne pieniądze znajomych radnych i burmistrza. - Nie mam litości dla nieudaczników. Nie chodzi mi o zniszczenie kogokolwiek. Ale nie będę wchodził w żadne układy. Nie dam się przekupić stanowiskami. Dlatego na przykład z burmistrzem nie dogadam się nigdy - zapewnia Jerzy Harłacz.

Chwali za to starostę powiatu białogardzkiego, dobrego znajomego burmistrza Białogardu. - To facet, który mógłby być dobrym burmistrzem. Potrafi słuchać, ma koncepcje - mówi. - To człowiek, który myśli. Takich wspieram.

Policja
Ostatnio Jerzy Harłacz miał zatarg z białogardzką policją. Dostał mandat za naruszenie przepisów drogowych. Zemścił się za to. Najpierw przyłapał radiowóz, który źle zaparkował. Policjanci musieli sami sobie wypisać mandat. Teraz czyha na komendanta policji.

- Po prostu chcę mu uzmysłowić, że ważniejsze jest utrzymanie bezpieczeństwa, niż wypełnianie bloczków z mandatami - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!