- Płakać mi się chce. Nie mogę się pogodzić z tym, że Ryśka nie ma. Zostałam sama. Pisałam do rodziny męża, ale nikt mi nie odpowiedział. Nawet nie wiem, gdzie jest pochowany. Żałuję, że to wszystko się wydarzyło – mówi 63-letnia rencistka Maria Z.
W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Koszalinie rozpoczął się proces, w którym kobieta odpowiada za zabójstwo męża.
Prokurator Joanna Brzezińska z Prokuratury Rejonowej w Białogardzie wskazała w akcie oskarżenia, że 15 kwietnia 2021 roku w Białogardzie Maria Z. zadała mężowi jeden cios nożem kuchennym w klatkę piersiową. Ostrze przebiło lewe płuco. Doszło do krwotoku. Mimo szybkiej pomocy ratowników medycznych, 62-letni Ryszard wykrwawił się. Pogotowie wezwała żona.
- Uderzyłam męża nożem! Zemdlał – słychać głos Marii Z. na nagraniu dyspozytora numeru 112.
- Przypadkiem?
- W kłótni.
- Leci krew?
- I to ostro!
Na etapie śledztwa kobieta wzięła winę na siebie. Mówiła, że chwyciła po nóż z kuchennego blatu, by nastraszyć męża.
– Na pewno nie chciałam go zabić, ale musiałam zrobić to ja, bo byliśmy w domu sami – tłumaczyła. Nie potrafiła wyjaśnić motywu swojego zachowania.
- Byliśmy małżeństwem przez 33 lata i byliśmy dla siebie dobrzy. 14 kwietnia kupiłam mu buty, a 19 maja mieliśmy iść razem na szczepienie – wyjaśniała tuż po zdarzeniu.
Na sali rozpraw przedstawiła inną wersję zdarzeń. Do winy się nie przyznała.
- Nie pamiętam, co się stało – zaakcentowała.
– Tego dnia obudziłam się i poszłam po zakupy. Kupiłam pół litra wódki, Soplicę słodki orzech, a na obiad pałki z kurczaka i ziemniaki. Wróciłam do domu. Nalałam dwa kieliszki. Wypiliśmy z mężem i poszłam robić obiad. Do obiadu wypiliśmy dwa, może cztery piwa. Później zachciało nam się iść do łóżka – relacjonowała.
Po intymnych chwilach zaczęła się kłótnia. – Mąż zaczął mnie wyzywać od ku…, od bladzi – wskazała oskarżona. Przekonywała, że 62-latek chciał ją zmusić do czynności, które jej nie odpowiadały.
- Kiedy się nie zgodziłam, kopnął mnie w głowę. Chyba spadłam z łóżka, bo nie pamiętam co dalej się działo. Piliśmy wódkę, wydaje mi się, że mąż chciał żeby przynieść mu z łazienki ręcznik. I wtedy zobaczyłam na jego podkoszulku czerwoną plamę – opisywała Maria Z.
- Nie wierzę, że wzięłam ten nóż. Od 15 lat mam chore ręce – zaprezentowała zdeformowane przez reumatoidalne zapalenie stawów dłonie. - W areszcie mam plastikowe sztućce i nie jestem w stanie podnieść łyżki obciążonej ziemniakami – zaznaczyła.
Oskarżona dodała też, że jej mąż bywał agresywny. – Przez lata dusiłam to w sobie. Złamał mi nos, zrzucił maszynkę do mięsa na stopę, wykręcał chore ręce, bił. Sąsiedzi zwracali uwagę na hałasy, ale dyskretnie, bo bali się go – dodała.
Pytana przez sąd o rozbieżności w swych wyjaśnieniach, Maria Z. odpowiedziała: - Nie wiem, dlaczego tak wtedy mówiłam. Może byłam pijana jeszcze, może w amoku i wystraszona. Przez rok przeanalizowałam wszystko i nic nie pamiętam – zapewniała.
Świadkami w sprawie byli ratownicy i policjanci. Mundurowi wskazali, że w dniu zdarzenia Maria Z. przyznała się, że to ona winna jest śmierci męża.
Oskarżonej za zabójstwo męża grozi od 8 lat więzienia do dożywocia. Jej obrońca adwokat Edmund Barcicki złożył wniosek o przesłuchanie m.in. sąsiadów kobiety i siostry jej męża.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?