Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarł Tadeusz Przegaliński. Odszedł ostatni ułan spod Monte Cassino

Piotr Polechoński [email protected]
Tadeusz Przegaliński zmarł po ciężkiej i długiej chorobie w wieku 88 lat. Na zdjęciu, zrobionym kilka lat temu,  prezentuje miniatury angielskich odznaczeń, jakie otrzymał od księcia Karola. Prawdziwe odznaczenia przekazał do Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu.
Tadeusz Przegaliński zmarł po ciężkiej i długiej chorobie w wieku 88 lat. Na zdjęciu, zrobionym kilka lat temu, prezentuje miniatury angielskich odznaczeń, jakie otrzymał od księcia Karola. Prawdziwe odznaczenia przekazał do Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Archiwum
W poniedziałek rano zmarł Tadeusz Przegaliński. Był ostatnim żyjącym w naszym regionie uczestnikiem walk pod Monte Cassino. To jego nazwisko wymienia Melchior Wańkowicz w swoim słynnym dziele opisującym bitwę.

Tadeusz Przegaliński urodził się w 1924 roku na Wileńszczyźnie. Wraz z matką i siostrami trafił na Syberię w połowie 1941 roku (deportowany rok wcześniej ojciec nie przeżył). Tadeuszowi Przegalińskiemu udało się na czas dotrzeć do armii Andersa i opuścić ZSRR. Wówczas ani on, ani jego towarzysze broni nie słyszeli wszystkiego o porozumieniach zawartych za plecami Polaków przez Wielką Trójkę. Złudzeń jednak nie mieli - wiedzieli, że całe wschodnie tereny Polski zostaną jej odebrane, a kraj z jednej okupacji popadnie w drugą.

- Zostaliśmy wyrwani z sowieckiej niewoli i doskonale znaliśmy stalinowskie metody. Byliśmy pewni, że Polska nie da rady zachować swojej niepodległości - opowiadał kilka lat temu w rozmowie z "Głosem".

W początku 1944 pułk przerzucono do Włoch. Tadeusz Przegaliński brał udział w walkach nad rzekami Sangro i Rapido. 13 maja 1944, w dniu swych dwudziestych urodzin, starszy ułan Tadeusz Przegaliński rozpoczął udział w walkach o Monte Cassino. Wykazał się tam niezwykłą odwagą, za co odznaczony został Krzyżem Walecznych. Jego czyn opisał Melchior Wańkowicz w swojej książce "Bitwa o Monte Cassino".

Koniec wojny zastał go w Aleksandrii w Egipcie. W pierwszej chwili poczuł radość, że przeżył. - Każdy z nas pruł z broni w górę na wiwat. Potem pojawiła się gorycz, że Polska dostała się w ręce Stalina, a mój dom znalazł się poza ojczyzną. Mieliśmy poczucie klęski - wspominał.

Pomimo Tadeusz Przegaliński w 1948 roku wrócił do kraju. Dowiedział się, że odnalazły się jego matka i siostry. Trafił do Sławna, gdzie pracował w Urzędzie Telekomunikacyjnym oraz w Banku Rolnym. Kilka lat później osiedlił się w Koszalinie. Pracował w Okręgowym Związku Zawodowym. 1 października 1951 roku podjął pracę w Zarządzie Wojewódzkim PCK, gdzie pracował do 1974 jako główny księgowy, a od 1974 na stanowisku sekretarza Zarządu Wojewódzkiego PCK. Pracując zawodowo, w 1962 ukończył naukę w Technikum Ekonomicznym w Koszalinie i uzyskał tytuł technika-ekonomisty. Z dniem 15 maja 1982 przeszedł na emeryturę.

Był członkiem Związku Sybiraków, należał też do Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Działał w organizacjach kombatanckich, brał czynny udział w licznych uroczystościach państwowych. Został uhonorowany licznymi odznaczeniami państwowymi, resortowymi, bojowymi i kombatanckimi. Decyzją Krajowej Rady Reprezentantów PCK z 28 czerwca 2005 został Członkiem Honorowym PCK. Miał żonę i dwóch synów.
_____________________________________
Uroczystości pogrzebowe z honorami wojskowymi odbędą się w czwartek, 22 listopada, na cmentarzu komunalnym w Koszalinie. Początek: godz. 13.30.

Fragment książki "Bitwa o Monte Cassino", w którym Melchior Wańkowicz wymienia Tadeusza Przegalińskiego.

"Po ciężko rannego Szostakiewicza wysuwają się ułani Przegaliński i Głowa. Głowa pada ranny. Przegaliński pędzi dalej, nie chroni się, dopada rannego, chowa się za głaz. Wszystko dzieje się na skłonie pochylonym ku nieprzyjacielowi, na którym tkwią jak na patelni. Hryniewicz na rozkaz dowódcy pułku cofa się w tył za grzbiet, zostawiając dla obserwacji podchorążego Marynowicza z czterema ułanami. Ułani Parys i Łojko biegną jednak po skłonie ku rannemu Szostakiewiczowi, na pomoc Przegalińskiemu. Ładują rannego na nosze, niosą, padając co krok, bo Niemcy rżną tym razem do Czerwonego Krzyża z całym apetytem. Tak przebyli 80 metrów, ostatnie kilkanaście jednym biegiem, przewalili się przez grzbiet i zwalili się wraz z rannym bez tchu."

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!