Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znowu wsadza do kosza

Sylwia Zarzycka sylwia. [email protected]
Sebastian Balcerzak po ciężkim wypadku rozpoczął trening. Szybciej niż ktokolwiek śmiałby przypuszczać. Ale czy zagra jeszcze w barwach koszalińskiego AZS-u, nie wiadomo.
Sebastian Balcerzak po ciężkim wypadku rozpoczął trening. Szybciej niż ktokolwiek śmiałby przypuszczać. Ale czy zagra jeszcze w barwach koszalińskiego AZS-u, nie wiadomo. fot. Piotr Czapliński
Balcer! Balcer! - krzyczeli na meczach kibice. A Balcer, czyli Sebastian Balcerzak, leżał w szpitalu. - Gdyby ktoś dał mi wtedy pistolet, strzeliłbym sobie w łeb - mówi dziś.

Uwaga kibice AZS

Uwaga kibice AZS

W sobotę pierwszy mecz nowego sezonu - AZS zmierzy się z drużyną Czarnych Słupsk. Wieczorem po zakończeniu meczu na naszej stronie internetowej będą zdjęcia i filmy ze spotkania. Zapraszamy !!!

Sebastian Balcerzak to taki typ, któremu wszystko się udawało. - Jakoś wszystko gładko szło - podsumowuje krótko. Wystarczy spojrzeć w życiorys: rocznik 1980, zaczynał w swoim rodzimym mieście, Białogardzie, gdzie trafiał do kosza dla miejscowego Orła. W 1996 roku przeniósł się do Koszalina, do AZS-u.

Od sezonu 2005/2006 był kapitanem drużyny. Znawcy koszykówki pisali o nim: "niesamowicie waleczny zawodnik do zadań specjalnych". "Coraz lepszy w rzutach z dystansu". Do tego dobre warunki fizyczne: 194 cm wzrostu, 100 kg wagi. Jednym słowem: kariera sportowa na naszym lokalnym rynku leżała u jego stóp, ta ogólnopolska była na wyciągnięcie ręki.

Przegonił demony
Tak było do 22 stycznia tego roku. Było około godz. 18, gdy koszykarz jechał renault clio z Białogardu do Koszalina. Padał deszcz ze śniegiem. Na prosej drodze auto wpadło w poślizg i uderzyło w jadącego z naprzeciwka opla astrę.
Nieprzytomny Balcerzak trafił do szpitala. Groźny uraz stopy, stawu biodrowego, łokcia, pęknięcie podstawy czaszki, obrzęk mózgu. "Nie wróci do sportu", "Nie
wiadomo, czy stanie na nogi" - taka była cicha diagnoza.

Mówi, że nikt mu wtedy wprost nie powiedział, że jest źle. Ale przecież widział, co się dzieje. Najgorzej było na OIOM-ie, gdy lekarze po kilku dniach wybudzili go z farmakologicznej śpiączki. - Było ze mną kiepsko - podsumowuje krótko.
Budziły się demony. - Gdyby wtedy ktoś dał mi pistolet, to strzeliłbym sobie w łeb - dodaje. Na szczęście, gdy leżał na szpitalnym łóżku i w głowie kłębiły mu się czarne myśli, przypominał sobie słowa: "modlitwa ma większą moc niż bomba atomowa".

- Jan Paweł II to powiedział. Nie wiem, dlaczego odgrzebałem je w swojej pamięci. Poprosiłem mamę, żeby przyniosła mi książeczkę do nabożeństwa. Nawet się nie zdziwiła, choć nigdy zbytnio religijny nie byłem. Ot, tak jak większość młodych ludzi. O kościele mówiłem takie rzeczy, że teraz się ich wstydzę - stwierdza. - Ale teraz wierzę w cuda - dodaje.

Znalazł w sobie siłę

- Zawsze lubiłem walczyć, być może mam to ze sportu. Postanowiłem, że się nie poddam - wspomina. Zatelefonował do niego prezes Anwilu Włocławek, Zbigniew Polatowski. Powiedział, że jego klub zapewni koszykarzowi specjalistyczną rehabilitację. Zrobił to ot tak, po prostu. - Jestem mu za to bardzo wdzięczny, choć szczerze mówiąc, to wtedy bardziej niż o rehabilitacji myślałem o tym, żeby mi drut spod kolana wyciągnęli - uśmiecha się dziś Sebastian Balcerzak.

Gdy już w domu obejrzał zdjęcia zrobione w koszalińskim szpitalu i zobaczył siebie zabandażowanego, w fatalnym stanie, z nogą na wyciągu, to się przestraszył. - Wyglądałem strasznie - wspomina. - Na tym wyciągu leżałem bardzo długo. Szczękę miałem zadrutowaną, więc mogłem jedynie pić. Schudłem 25 kilogramów.
Poskładany został w mistrzowski sposób. - Wystarczy powiedzieć, że miałem piętnaście odłamków w samej tylko kości śródstopia. Doktor Wójcikowski (koszaliński ortopeda - dop. red.) połączył je wspaniale. Tak samo jak całą resztę. Najgorzej było z ręką. Dość długo się zrastała - wspomina. Gdy potem trafił przed oblicze międzynarodowej sławy, ortopedy Marka Krochmalskiego, ten przetasował plik zdjęć rentgenowskich i powiedział: "Dobra robota".

Na tobie świat się nie kończy
Ale zanim to powiedział, była rehabilitacja w szpitalu w Białogardzie. Koszykarz leżał w trzyosobowej sali. - Tam zobaczyłem prawdziwe nieszczęście - mówił. Ludzi przykutych do łóżka. Takich, którzy nie mają nawet co marzyć o tym, by samodzielnie usiąść. Popatrzyłem w lustro i powiedziałem do siebie: "Na tobie świat się nie kończy". Od tamtej pory mam ogromny szacunek dla ludzi niepełnosprawnych. Ja, można powiedzieć, zaledwie liznąłem kalectwa. Ale wiem, jak trudno nauczyć się chodzić o kulach. Jak bardzo może przeszkadzać i psychicznie boleć brak kontroli nad własnym ciałem, fizyczna niemoc. Ktoś, kto tego nie doświadczył, nie jest w stanie zrozumieć, co się wtedy z człowiekiem dzieje. Jak leżałem w szpitalu, to przychodzili do mnie różni ludzie. Mówili: "Nie martw się, wszystko będzie w porządku". A ja sobie myślałem: "Co ty człowieku wiesz. Nie masz pojęcia, jak ja się czuję i co myślę".

Dam sobie radę
Po rehalibitacji w Białogardzie koszykarz trafił do Włocławka. - Pojechałem tam 2 czerwca. Doktor Krochmalski po obejrzeniu zdjęć powiedział: "Odrzuć kule". No to odrzuciłem. Nie, żebym od razu zbiegł ze schodów, ale powolutku z nich zszedłem - wspomina koszykarz. Jakie to uczucie chodzić bez kul? - Wielka radość i myśl, że nie jest ze mną najgorzej - mówi.

Wrócił do domu i tu pod okiem swojego ojca, trenera lekkoatletyki, rozpoczął treningi. Wszystko powoli, bo strach, że jakaś kość nagle trzaśnie, jest olbrzymi. A więc truchtanie, bieganie. - Pamiętam, to było 20 lipca, wtedy postanowiłem sobie, że wrócę na parkiet - mówi.

Na razie o prawdziwym powrocie na parkiet nikt głośno nie mówi. Balcerzak rozpoczął jednak treningi. Znaczne szybciej niż ktokolwiek śmiałby przypuszczać. - Chciałbym dołączyć do drużyny, bo przecież koszykówka to moja miłość - mówi koszykarz. - Coś, czemu poświęciłem całe moje dotychczasowe życie. Ale czy wrócę? Tego nie wiem. Wszystko zależy od klubu. Na razie czekam, trenuję, bo taka zwykła sprawność, a sprawność sportowa, to dwie różne rzeczy. Cieszę się z tego, że mogę już zrobić wsad do kosza, bo nie tak dawno nawet o tym nie marzyłem. Ale nie upieram się przy tym, że muszę grać zawodowo i to akurat w Koszalinie. Jak trzeba będzie, to wyjadę. Skończyłem studia. Dam sobie radę. Co bym powiedział młodym ludziom, którym tak jak mi w jednej chwili świat zawalił się na głowę? Dałbym im książeczkę do nabożeństwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!