Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie z koronawirusem. Ucieczka w wirtualny świat [KOMENTARZ]

Piotr Polechoński
Piotr Polechoński
archiwum
W latach 80-tych jako mały dzieciak przeprowadziłem się z rodzicami na jedno z nowych osiedli na koszalińskiej „Północy”. Nowo wybudowany blok, w którym zamieszkaliśmy, stanął pośród wielkiego błota i tylko jedna klatka schodowa stykała się z asfaltowym chodnikiem, kilka pozostałych już nie.

Aby więc wyjść z domu - a przy okazji nie utonąć w błocie po kolana - większość mieszkańców musiała zejść do piwnicy (były połączone i stanowiły jeden, piwniczny ciąg), przejść do tej klatki, która prowadziła prosto na chodnik i dopiero tutaj wyjść w normalnych warunkach.
Wracałem więc tędy ze szkoły z tornistrem, mijał mnie sąsiad, któremu grzecznie się ukłoniłem. Tuż obok, koło jednej z piwnic dwie sąsiadki z siatkami pełnymi zakupów plotkowały na jakiś temat, a koledzy, którzy szli z piłką na boisko, pytali się kiedy do nich dołączę. Nagle część zwykłego życia - które powinno toczyć się zwyczajnie, na powierzchni - zaczęła toczyć się w podziemiu, w rzeczywistości alternatywnej do tej prawdziwej. A najlepsze w tej historii jest to, że wszyscy bardzo szybko do tej nowej rzeczywistości się przyzwyczailiśmy. I równie szybko zaczęliśmy traktować ją jako coś zupełnie normalnego.
Przypomniały mi się te piwniczne obrazki, bo znowu mam wrażenie, że do tamtej piwnicy wróciłem. Od kilku tygodni coraz mocniej, kawałek po kawałku, rząd - ze strachu przed koronawirusem - odgradza nas od prawdziwego życia. Rzeczywistość, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się materiałem na kiepski film speców z Hollywood, zapukała do nas mocno i kompletnie niespodziewanie. Zapukała i w dużej części nasze życie - z tygodnia na tydzień coraz większą jego część - zepchnęła i spycha ciągle do tej naszej wirtualnej, internetowej „piwnicy”.
Co prawda bywaliśmy tutaj już wcześniej, ale jak to z piwnicą bywa większość z nas zaglądała tutaj tylko na jakiś czas, w konkretnym celu, po to, po tamto. I nagle, praktycznie z dnia na dzień, kazano nam do tego wirtualnego „podziemia” przenieść niemal wszystko: szkołę, pracę, rozrywkę, kontakty z rodziną i wszelkie pozostałe towarzyskie relacje. Na powierzchni sklepy pozamykane, z nikim słowa na ulicy nie zamienisz, bo zakazane i się boisz, do kina nie pójdziesz. A w wirtualnej „piwnicy” - podobnie jak w tej mojej, prawdziwej sprzed kilku dekad - zmienione nasze życie toczy się pełną parą.
Jacek Dukaj w swojej książce „Starość Aksolotla” opisywał dzień, w którym nagły kataklizm w ciągu kilkunastu godzin unicestwił biologiczne życie na ziemi. Ci, co zdążyli i wiedzieli jak to zrobić przenieśli swoją świadomość do wirtualnego świata. „Zasiedlili” internet, ale też wszelkiego rodzaju maszyny. Po wielu latach narodził się ruch, aby spróbować wrócić do biologicznego, prawdziwego życia. Ale pojawił się problem: część z tych, co przetrwali, tego już nie potrafiła, pozostali nie chcieli.
Bez wątpienia na naszych oczach dokonuje się wymuszona, ale jednak społeczna, cyfrowa rewolucja na wielką skalę, po której już nic nie będzie takie samo. Zeszliśmy do tej naszej, wirtualnej „piwnicy” głębiej niż myśleliśmy i najczęściej zupełnie do tego nie przygotowani. I wcześniej, czy później staniemy przed takim samym wyborem jak bohaterowie książki Dukaja.
Wracamy, czy nie?

Piotr Polechoński

Zobacz także Sergiusz Karżanowski, lekarz z Koszalina o koronawirusie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo