- Ten maszt rujnuje nasze zdrowie - denerwują się. Ich walka trwa już 4 lata.
Maszt znajduje się na remizie strażackiej w centrum osiedla domów jednorodzinnych przy ulicach Kolejowej i Geodetów. Postawiono go niemal 10 lat temu. Nikt wówczas nie konsultował się z mieszkańcami. Dzisiaj gmina, która wydała pozwolenie na inwestycję, tłumaczy, że dawniej nie było takiej konieczności.
- I tak przez wiele lat byłem przekonany, że maszt za moim oknem służy do łączności straży pożarnej - tłumaczy Ryszard Grala, który w imieniu mieszkańców organizuje protest. - Nikt nie przypuszczał, że to nadajnik Ery.
- Sprawa masztu wyjaśniła się, kiedy latem 2003 roku w gablocie gminnej pojawiła się informacja o jego rozbudowie. W ciągu jednego dnia Krystyna Wrochna, ówczesna radna i mieszkanka osiedla, zebrała kilkadziesiąt podpisów mieszkańców.
Nikt nie chciał zgodzić się na rozbudowę masztu, bo oznaczało to zwiększenie jego mocy o 100 procent. My w ogóle nie chcieliśmy tego masztu, nie byliśmy świadomi, co to jest - mówi K. Wrochna.
Rozpoczęła się korespondencja protestujących z gminą, starostwem, wojewodą i przedstawicielami Ery. Wszędzie zapewniano ich, że nie ma żadnego zagrożenia ani dla zdrowia mieszkańców, ani dla środowiska. Era obiecywała też, że nie będzie więcej zwiększać mocy nadajnika.
Jak twierdzą mieszkańcy, operator słowa nie dotrzymał, bo już 3 lata później rozpoczęto kolejne prace przy rozbudowie masztu. - Do dziś nie wiadomo dokładnie, jakie konsekwencje dla zdrowia może mieć promieniowanie, na które jesteśmy narażeni. W pokoju od strony masztu nie możemy spać. Wiemy, że nasi sąsiedzi chorują i także cierpią na bezsenność. Poza tym od pewnego czasu mamy problemy z elektroniką; zakłócenia w telewizji, przyrządów i alarmów w samochodach - denerwuje się Ryszard Grala.
Obecnie problem mogą rozwiązać władze gminy. Starostwo, które przejęło kontrolę nad inwestycją, jest związane umową. - Firma Era wykonuje wszystko zgodnie z prawem i zezwoleniami, które zostały wydane przez nasz urząd w 2003 roku. My ze swojej strony musimy dopełniać warunków umowy. Nie możemy tak po prostu zdjąć masztu. Na pewno nie pozwolimy jednak na jego rozbudowę. A jeśli wójt znajdzie inne miejsce, nadajnik będzie można przenieść - mówi Jerzy Kołakowski, wicestarosta kołobrzeski.
Na takie rozwiązanie zgodzili się przedstawiciele Ery podczas czwartkowego spotkania z protestującymi. Wójt Stanisław Zieliński deklaruje, że będzie szukał innej działki. - Czekam na wniosek Ery. Jak tylko wyląduje na moim biurku, znajdziemy inne miejsce dla nadajnika. Myślę, że to kwestia kilku tygodni - deklaruje. Mieszkańcy chcą kłopotliwej inwestycji pozbyć się jak najszybciej. - Nasz poprzedni protest nie przyniósł efektów. Tym razem mamy nadzieję, że Era dotrzyma słowa - mówi Stanisław Bęben, jeden z protestujących.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?