Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archeologiczne haracze w sądzie (szczegóły)

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Przebudowa rynku w Bytowie to jedna z inwestycji, w którą niechlubnie wpisała się korupcja przy badaniach archeologicznych.
Przebudowa rynku w Bytowie to jedna z inwestycji, w którą niechlubnie wpisała się korupcja przy badaniach archeologicznych. Andrzej Gurba
Prokuratura: - Archeolodzy płacili łapówki słupskiej urzędniczce konserwatora zabytków. Do sądu w Słupsku trafił akt oskarżenia z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze.

Prokuratura Regionalna w Gdańsku (do niedawna Apelacyjna) prowadzi śledztwo w sprawie korupcji w słupskiej delegaturze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku. W sprawie chodzi o korupcję w związku z pełnieniem funkcji publicznej, przekupstwo oraz pranie brudnych pieniędzy. Śledztwo jest prowadzone już od czterech lat. Teraz prokuratura oskarżyła koszalińskiego archeologa o przekupstwo i pranie brudnych pieniędzy. 42-letni Jacek B. - do niedawna pełniący obowiązki dyrektora
Muzeum w Koszalinie, obecnie pracuje w dziale archeologii - chce dobrowolnie poddać się karze.

Brała i prała
Sprawa Jacka B. została wyłączona z głównego śledztwa, ponieważ archeolog uzgodnił z prokuraturą wymiar kary, a prokuratura przesłała do Sądu Okręgowego w Słupsku taki wniosek. Jednak postępowanie wciąż trwa przeciwko Iwonie K., byłej urzędniczce słupskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku oraz przeciwko archeolog Agnieszce K. Według prokuratury, ponad milion trzysta tysięcy wpłynęło na konto Iwony K., starszego inspektora słupskiej delegatury. Pieniądze przelewali archeolodzy - właśnie Jacek B. i Agnieszka K. oraz sama Iwona K., która prowadziła finanse wykorzystywanej
dla tego procederu Fundacji Ochrony Krajobrazu Kulturowego Pomorza Środkowego.

Z kolei na konta archeologów z fundacji przelano dla Jacka B. - prawie 200 tysięcy złotych, dla Agnieszki K. - lub jej firmy około 570 tysięcy złotych. Pieniądze - wpłacane przez inwestorów w ramach umów zawartych z archeologami - krążyły na różnych rachunkach bankowych, bo chodziło o ich wypranie. Jednak to właśnie ruchy na kontach bankowych, które prześledzili gdańscy funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego pod nadzorem Prokuratury Regionalnej, są mocnymi dowodami w sprawie. Prokuratura ustaliła, że do przestępstw korupcyjnych dochodziło od stycznia 2005 roku do kwietnia w 2012 roku. Wtedy z pracy odeszła Iwona K.
- Rozwiązano z nią umowę, ale najpierw przebywała na długotrwałym zwolnieniu lekarskim - mówi Marcin Tymiński, rzecznik pomorskiego konserwatora zabytków.

Bali się o pracę
Prokuratura zarzuca byłej urzędniczce szereg przestępstw korupcyjnych popełnionych w związku z pełnioną funkcją publiczną. To 61-letnia obecnie Iwona K. przygotowywała decyzje administracyjne dotyczące badań archeologicznych, które w głównej mierze podpisywał jej przełożony oraz prowadziła odbiór tychże badań. Z ustaleń śledztwa wynika, że Iwona K. żądała od archeologów
łapówek, w niektórych sytuacjach wręcz jedną trzecią wynagrodzenia, które wypłacał im inwestor, w zamian za to, że to właśnie im zlecała te prace. Sugerowała nawet inwestorom, by zrezygnowali z wybranego już wcześniej innego archeologa. „Żądała pieniędzy
za duże inwestycje, za to, że archeolodzy mogli pracować na podległym jej służbowo terenie” - takie słowa padły w śledztwie. Zarówno Jacek B., jak i archeolog Agnieszka K. przyznali się do tego i zgodnie potwierdzili, że płacili starszej inspektor Iwonie K. ze słupskiej delegatury za to, że mogli wykonywać badania archeologiczne na podległym jej terenie. Archeolodzy wyjaśniali, że
Iwona K. tłumaczyła to tak: pieniądze jej się należą, gdyż kieruje do archeologów inwestorów. Żądała pieniędzy, bo jeśli archeolodzy nie zapłacą, „będą mieli problem z odbiorem prac”. Archeolodzy z kolei swoje postępowanie tłumaczyli obawą utraty pracy.

Dalsza część artykułu na drugiej stronie.

Kopali po znajomości
Iwona K. jako urzędnik nie tylko zniechęcała inwestorów do wybranych przez nich innych archeologów, lecz wskazywała lub sugerowała konkretnych. Swoich. Z kolei inwestorzy, mając na uwadze terminy, zgadzali się na jej propozycje, czyli na Jacka B., Agnieszkę K. lub inne zaprzyjaźnione osoby. Także fundację, a wtedy kierownikami badań byli Jacek B. i Agnieszka K. Co ciekawe, takie badania prowadziła też sama Iwona K. - niezgodnie z przepisami, bo jako urzędnik była odpowiedzialna za przygotowanie
decyzji administracyjnych czy odbiór badań archeologicznych. Nie mogła więc wykonywać badań. Jednak w takich przypadkach wynagrodzenie wpływało na rachunki archeologów, którzy później przelewali na jej konto pieniądze. I to oni podpisywali się na dokumentach, choć zdarzało się, że Iwona K. podrabiała podpis Jacka B. Ze śledztwa jednak wynika, że tak naprawdę nie robiła nic.
Iwona K. nie przyznała się i wyjaśniała, że do przeprowadzenia badań był potrzebny profesjonalny zespół. Ona natomiast „wszystko ogarniała i dużo się napracowała”. Tymczasem ze śledztwa wynika, że czasami w ogóle nie jeździła na odbiory.

Ceny „urzędowe”
Z inwestorami rozmawiali Jacek B. i Agnieszka K. Jednak Iwona K. narzucała cenę, jaką ma archeologom zapłacić inwestor, ale pozwalała negocjować umowy o dzieło. Chodzi o szereg inwestycji w Słupsku, na przykład prace przy budowie Galerii Słupsk,
także w Bytowie, Czarnem, Człuchowie czy Lęborku. Inwestorami byli m.in. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, Zarząd Dróg Miejskich w Słupsku czy prywatne firmy, które przed przystąpieniem do prac budowlanych musiały przeprowadzić badania archeologiczne.

Za Słupsk
Jacek B. został oskarżony m.in. o to, że w sierpniu 2006 roku z góry powziętym zamiarem w porozumieniu z Iwoną K. przyjął na swój rachunek bankowy kwotę ponad 4 tys. zł, przelaną mu przez Zarząd Dróg Miejskich w Słupsku, pochodzącą z przestępstwa popełnionego przez Iwoną K. Później przelał pieniądze w całości na jej konto bankowe tytułem „Słupsk ZDM”, czym znacznie
utrudnił stwierdzenie, że pieniądze pochodzą z przestępstwa, czyli wyprał je. Z kolei od maja 2007 roku do lutego 2008 roku realizując badania archeologiczne, dotyczące budowy centrum handlowo-usługowego „Galeria Słupsk” przy ul. Tuwima i Deotymy,
działając wspólnie i w porozumieniu z Agnieszką K. z góry powziętym zamiarem udzielili Iwonie K. korzyści majątkowej w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznej i trzykrotnie przekazali na jej konto łącznie ponad 16 tys. zł. Śledztwo wciąż w toku Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, nie ujawnia szczegółów toczącego się wciąż śledztwa przeciwko Iwonie K. i Agnieszce K. Mówi tylko o zarzutach dotyczących oskarżonego Jacka B., którego sprawa została wyłączona. - Do Sądu Okręgowego
w Słupsku przesłaliśmy wniosek o dobrowolne poddanie się karze przez Jacka B. dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz 20 tysięcy złotych grzywny. Jacek B. zadeklarował także obciążenie się kosztami sądowymi - mówi prokurator. Mariusz Marciniak dodaje, że śledztwo nie wykazało, by badania archeologiczne były nierzetelnie wykonywane. Jacek B. przebywa na wolności za poręczeniem majątkowym w kwocie 10 tysięcy złotych. Zakaz opuszczania kraju i dozór policji został już uchylony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Archeologiczne haracze w sądzie (szczegóły) - Głos Pomorza