Podobne akcje, jak ta wtorkowa, gdy kolejny raz namawiano bezdomnych do skorzystania z jakiejkolwiek formy pomocy, są prowadzone zimą każdego dnia. Natomiast od czasu do czasu są one nagłaśniane. Po to, by zwrócić uwagę mieszkańców na problem, by uczulić ich na obecność bezdomnych w otoczeniu. - Aby ludzie nie byli obojętni i zawsze, gdy widzą bezdomnego, zechcieli sięgnąć po telefon, i by dzwonili na policję, albo do straży miejskiej. Bo - powtarzamy to za każdym razem - taki telefon może uratować czyjeś życie. Zwłaszcza teraz, gdy mrozy sięgają kilku, a czasem kilkunastu stopni - mówi Piotr Simiński, komendant Straży Miejskiej w Koszalinie.
Strażnicy miejscy z policjantami z koszalińskiej komendy oraz pracownikami ośrodka pomocy społecznej byli rankiem w ponad stu miejscach. Tam zastali ponad 40 bezdomnych. Tylko jeden z nich zgodził się pojechać do schroniska i pozostać tam na czas zimy. To 63-letni mężczyzna, który... spędził 10 lat w Hiszpanii. Tam pojechał na zarobek, razem z żoną. Ale los tak się potoczył, że żona odeszła, a on sam wylądował na ulicy. Koczował w różnych miejscach. W końcu wrócił do kraju. Tu też nie ma swojego miejsca. Tuła się po ulicy. We wtorek przebywał w budynku tzw. paczkomatu przy dworcu PKP. Pochodzi z Sianowa. Mówi, że nie ma gdzie wracać.
- W tym budynku przebywało w sumie kilka osób - mówi komendant Simiński. - Kilka dni temu przyjechali w tej sprawie do Koszalina przedstawiciele Poczty Polskiej z Gdańska, ponieważ dotarły do nich skargi od klientów na koczujących w paczkomacie bezdomnych. Ci zniszczyli pomieszczenie, porozkładali tam koce, kołdry, nie wyglądało to najlepiej. Zapadła decyzja - obiekt zostanie zamknięty, a będzie do niego można wejść przy pomocy domofonu; drzwi otworzy ochroniarz, który będzie pilnował monitoringu.
Wśród bezdomnych dobrze już znanym koszalińskim służbom jest m.in. starszy człowiek, który żyje w dawnej szatni przy stadionie na Górze Chełmskiej. Mówi, że nie chce kontaktu z ludźmi, że lubi być sam, z dala od wszystkich. Dlaczego tak żyje? Poniekąd winny jest alkohol. Dziś zadeklarował, że zajrzy do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i do schroniska, ale tylko na chwilę - tam się umyje, przebierze, coś zje i wróci - jak podkreśla - do siebie.
Działki przy ulicy Morskiej i opuszczona stara altana. Tam wciąż mieszka młoda kobieta (spotkaliśmy ją tam po raz pierwszy dwa miesiące temu; mówiła wtedy, że chce się stamtąd wynieść; nic się nie zmieniło od tamtej pory). Wraz z nią mieszka jeszcze kilku bezdomnych. Jeden z nich był teraz chory, miał wysoką gorączkę. Nie chciał jednak jechać do lekarza. Stwierdził, że ma swoje tabletki, nie potrzebuje pomocy. - Takie reakcje są nagminne - mówi Piotr Simiński. - My jednak za każdym razem przekonujemy napotkanych, by skorzystali ze wsparcia, by nie ryzykowali dogrzewając się na własną rękę - często bowiem korzystają z „kozy” albo butli gazowych. To ogromne zagrożenie.
Popularne na gk24:
- Pożar lokali zastępczych przy ulicy Słowiańskiej. Jedna ofiara [nowe zdjęcia, wideo]
- 14-latek w stanie krytycznym. Prawdopodobnie zażył dopalacze
- Nagroda za... brak ITS w Koszalinie
- Studniówki 2016
- Koszmarna śmierć w Rogowie koło Białogardu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?