Mieszkańcy dawnego Jamna, dziś włączonego w granice Koszalina, są oburzeni. To kilkuosobowa grupa ludzi, która walczy, by na własnych działkach kupionych z myślą o budowie domów, mogli faktycznie te domy postawić. Kto wie, może takich osób jest więcej, ale sami zainteresowani jeszcze o tym nie wiedzą? Warto to sprawdzić w koszalińskim ratuszu. W takiej sytuacji znaleźli się m.in. Rafał Rzedzicki i Anna Wołodkowicz. Rafał Rzedzicki ma ziemię, którą dostał w spadku.
Ta od dawna była przeznaczona pod zabudowę. Jednak jakiś czas temu pan Rafał dowiedział się, że część jego działki została ustanowiona jako teren zielony, a dokładniej rekreacyjno-sportowy. Słowem - domu nie może tam wybudować.
- Chciałbym, żeby moja ziemia była moją twierdzą - mówi. - Gdy miasto chciało przyłączyć Jamno i Łabusz, to wtedy władze Koszalina obiecywały, że będą robić wszystko dla rozwoju obu miejscowości. A teraz co?
Zrozpaczona jest też Anna Wołodkowicz. Wspólnie z mężem kupili działkę w 2007 roku. - Wtedy jeszcze w granicach gminy Będzino - mówi.
- Ziemię kupiliśmy od osoby prywatnej, za 89 tys. złotych. To była ziemia rolna. Ale jeszcze wtedy byliśmy w gminie Będzino zapytać, czy będziemy mogli ją kiedyś przekształcić na budowlaną. Usłyszeliśmy, że bez problemu. Jesienią zeszłego roku, gdy już Jamno było w granicach Koszalina, wystąpiliśmy do ratusza o zgodę na budowę. Dostaliśmy odmowę, bo nasza ziemia została objęta nadzorem konserwatora przyrody i nic na niej nie może stanąć. Spóźniłam się, bo miesiąc wcześniej zostało przyjęte nowe studium. Usłyszałam, że powinnam wcześniej zgłosić uwagi. Ale ja nie miałam o tym pojęcia, bo do głowy by mi nie przyszło, że ktoś zakaże mi budować dom na własnej ziemi.
Wyjaśnijmy, że ziemie dawnego Jamna i Łabusza nie mają jeszcze planów zagospodarowania (prace nad nimi dopiero trwają). Decyzje są wydawane w oparciu o studium uwarunkowań zagospodarowania, a to zostało przez Koszalin zmienione we wrześniu 2010 roku. - Wystąpiliśmy wtedy o aktualne wytyczne do konserwatora przyrody - mówi prezydent Piotr Jedliński.
- I to on określił, gdzie nie można się budować. I tak wynegocjowaliśmy zmniejszenie tego terenu. Ja muszę przestrzegać prawa. Ci ludzie powinni wnosić swoje uwagi wcześniej, gdy powstało nowe studium. Były w tej sprawie liczne spotkania. To, co mogą teraz zrobić, to wystąpić do nas o zmianę przeznaczenia ich działek na budowlane. A my z kolei będziemy zabiegać u konserwatora przyrody o zmiany. Ile to potrwa? Rok.
Urzędnicy prezydenta przyznają, że w przypadku Rafała Rzedzickiego doszło do pewnego nieporozumienia. Projektant planu "musiał gdzieś przewidzieć zielone płuca dla Jamna" - mówią. Tylko dlaczego kosztem prywatnej ziemi? - Bo właściwie całe Jamno jest w prywatnych rękach i gdzieś trzeba te tereny znaleźć - odpowiada Iwona Stepanow, dyrektor wydziału architektury i urbanistyki w ratuszu.
Pan Rafał ma więc spore szanse na pozytywne załatwienie sprawy. Pani Anna jest w gorszej sytuacji, bo jej działka nigdy wcześniej nie była w planach przewidziana pod zabudowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?