MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Filip Bobek: Każdy amant jest trochę inny

Rozmawiał: Kuba Zajkowski
Filip Bobek.
Filip Bobek. Fot. OKO
Rozmowa z Filipem Bobkiem, którego możemy oglądać w roli Marka Dobrzańskiego w "BrzydUli". Aktor stał się bardzo popularny.

- Jak się skończy "BrzydUla"?
Filip Bobek: - Marek będzie bardzo cierpiał, bo zostanie odepchnięty przez Ulę (Julia Kamińska), która zrozumie, że straszny z niego drań. Z kolei on w końcu pojmie, że bardzo ją kocha, że to wielka miłość. Tylko jak rozwiązać to, co dotychczas między nimi zaszło?

- Byłeś ciekawy, jak będzie wyglądała ostatnia scena?
Filip Bobek: - Nawet bardzo! Grałem tę postać ponad rok, więc trudno, żeby było inaczej. Gdy dostałem scenariusz ostatniego odcinka, od razu przeczytałem. Na nic się nie nastawiałem, nie miałem wyobrażeń, po prostu chciałem wiedzieć, jak skończy się historia mojego bohatera.

- Co "BrzydUla" zmieniła w twoim życiu?
Filip Bobek: - Zebrałem przy tej pracy olbrzymie doświadczenie. Stanie przed kamerą nie jest już dla mnie problemem. To cenne. Nauczyłem się też grać pod pręgierzem czasu, którego na planie serialu zawsze brakuje, ale akurat tej umiejętności nie chciałbym wykorzystywać w przyszłości. Zawsze chcę robić wszystko najlepiej, jak potrafię, a gdy jest pośpiech, bardzo o to trudno.

- A popularność? Gdy spotkaliśmy się kiedyś na planie, samochód, którym przyjechałeś, obstąpiła pokaźna grupa twoich fanów!
Filip Bobek: - Z jednej strony to przyjemne i śmieszne, z drugiej - przerażające. Dziwne, że ludzie na nas - a bardziej prawdopodobne, że na postaci z serialu! - tak reagują. Tej fali nie można zatrzymać; trzeba do niej odpowiednio podejść. Chciałbym przejść się ulicą czy zrobić zakupy jak normalny człowiek, tymczasem nie zawsze jest to możliwe.

- Dostajesz dużo listów od fanów?
Filip Bobek: - Masę. Przychodzą do agencji, która mnie reprezentuje, i do produkcji "BrzydUli". Niedawno spotkałem się z dwoma dziewczynami, które założyły mój fanklub. Zbierają wszystkie możliwe informacje, zdjęcia, artykuły, wywiady. Podejrzewam, że nasza rozmowa też tam się znajdzie. Wręczyły mi kartki z życzeniami urodzinowymi od klubowiczów.

- Kiedy masz urodziny, bo w Internecie krążą różne daty?
Filip Bobek: - Do niedawna nigdzie nie było prawidłowej (śmiech). Mam urodziny 9 października.

- "BrzydUla" to już dla ciebie przeszłość. Co dalej?
Filip Bobek: - Po zakończeniu zdjęć zrobiłem sobie trochę wolnego, bo bardzo tego potrzebowałem. Nie pojechałem nigdzie na urlop, chodziło o odpoczynek i ładowanie baterii. Nie można oszukać organizmu; praca sześć dni w tygodniu po dwanaście godzin daje się we znaki.
Teraz mam burzę mózgu, bo chcę kupić samochód, ale jeszcze nie wiem jaki! To ma być auto ze sportowym zacięciem. Nie szybkie, tylko dynamiczne.

- A czym jeździsz teraz?
Filip Bobek: - Ostatni i jedyny samochód, jaki miałem, oddałem rodzicom. Dość nieduży i dość wolny. Nie pytaj więcej (śmiech). Ojciec mówił mi, dobrze to pamiętam, żebym kupił większą brykę z mocniejszym silnikiem, większą liczbą koni mechanicznych, bo inaczej po dwóch tygodniach będę niezadowolony. Uparłem się, stwierdziłem, że chcę zacząć od słabszego samochodu, żeby stopniowo przechodzić do lepszych. Byłem niezadowolony po tygodniu! Wtedy często pokonywałem trasę Gdańsk-Poznań, Poznań-Gdańsk. Gdy trafiałem na dwa tiry pod rząd jadące przede mną, było ciężko.

- Dostajesz nowe propozycje zawodowe? Dzwonią do ciebie producenci seriali i filmów, reżyserzy teatralni?
Filip Bobek: - Coś się dzieje, ale dopóki nie dopnę wszystkiego na ostatni guzik, nic nie powiem.

- Przyjmiesz kolejną rolę amanta?

Filip Bobek: - Wszystko zależy od tego, jaka będzie. Jak duża, co wnosi. Jeden z moich profesorów w Akademii Teatralnej zwykł mawiać, że można zagrać 50 amantów, ale każdy będzie inny. Tego się trzymam. Zagrałem taką rolę w "BrzydUli", ale w teatrze nigdy takiej okazji nie miałem. To też o czymś świadczy.

- Masz bardzo racjonalne podejście do aktorstwa. Zawsze tak było?
Filip Bobek: - Jako student miałem poczucie, że granie w reklamach to coś strasznego i byłem przekonany, że nigdy tego nie zrobię. Seriale? Też raczej nie. Tylko teatr i film. Potem człowiek kończy szkołę, wychodzi z inkubatora, i nagle okazuje się, że nie ma pracy i pieniędzy, a szlachetnymi założeniami nikt się jeszcze nie najadł. Chcąc nie chcąc, wystąpiłem w dwóch reklamach. Następnie bujałem się od serialu do serialu, grając epizody. Zrozumiałem, że to, czy jestem bardzo dobrym, czy bardzo złym aktorem, praktycznie nie ma żadnego znaczenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gk24.pl Głos Koszaliński