Na fali rozkręcającej się kampanii wyborczej pojawiły się m.in. zapowiedzi rewolucji w uprawnieniach strażników miejskich i gminnych. A konkretnie chodzi o pozbawienie strażników uprawnień do korzystania z przenośnych fotoradarów, a tym samym pozbawienie samorządów dodatkowych dochodów z tego tytułu. Zmiany mają być wprowadzone jeszcze w tej kadencji Sejmu, a zaczną pewnie obowiązywać od nowego roku.
- Obecnie zmianami w przepisach zajmują się odpowiednie komisje sejmowe - mówi Stanisław Gawłowski, poseł PO, do niedawna wiceminister środowiska i członek rządu, który zapowiada wspomniane zmiany. - Chodzi o tzw. śmietniki i statywy, z których często korzystają straże gminne w całym kraju. To z nich będą musiały zrezygnować straże. Inaczej sprawa wygląda ze stacjonarnymi skrzynkami na słupach, w których są montowane fotoradary. Te najczęściej należą to Inspekcji Transportu Drogowego. Choć czasami są też w użytkowaniu strażników. I te umowy między ITD a strażami i samorządami nadal będą obowiązywały i strażnicy nadal będą skrzynki nadzorować, ale do czasu wygaśnięcia poszczególnych umów. Nie będzie możliwości ich przedłużenia. Natomiast są też takie fotoradary stacjonarne, które należą do gmin i one w rękach gmin pozostaną. Rząd tym ruchem pokazuje, że mówi stop polowaniu na kierowców i traktowaniu fotoradarów przez niektóre straże i samorządy, jak sposobu na zarabianie pieniędzy.
Kierowcy takiej zapowiedzi przyklaskują, a przedstawiciele straży i samorządów? Już niekoniecznie.
- Czy nasz budżet na tym ucierpi? - zastanawia się Waldemar Miśko, burmistrz Karlina, gdzie strażnicy korzystają z przenośnych fotoradarów. - Trochę ucierpi, bo wpływy z mandatów, których większość stanowi dochód z kar z fotoradarów, to w naszym budżecie 3 miliony. Te pieniądze przeznaczamy na inwestycje drogowe, na poprawę bezpieczeństwa. Ponadto jestem przekonany, że brak fotoradarów w rękach strażników za jakiś czas przełoży się na pogorszenie stanu bezpieczeństwa na drogach. Bo fakty są takie, że kierowcy - z powodu obecności fotoradarów - jeżdżą o wiele wolniej i ostrożniej.
Tego samego zdania jest Waldemar Lada, komendant Straży Miejskiej w Białym Borze - miasta, które słynie w kraju z "pamiątkowych zdjęć" z fotoradarów. - Kierowcy nauczyli się wolniej jeździć i to właśnie przez fotoradary - mówi komendant. Dziś znaleźć kierowcę, który ma na liczniku przekroczenie o 21 km/h i więcej jest naprawdę trudno, najczęściej przekroczenia sięgają 11 - 13 km/h. A kiedyś? Ten, który miał na liczniku 21 km/h więcej niż mówią przepisy, to był częsty przypadek. Wystarczy podać tu jeszcze liczby z życia wzięte: kilka lat temu w ciągu godziny nasz fotoradar rejestrował po 1.300 zdarzeń. A teraz te 1.300 rejestruje w ciągu miesiąca. No, ale cóż, jeżeli rząd stoi na stanowisku, że mobilne fotoradary nie wpływają na poprawę bezpieczeństwa, to niech je likwidują, trudno mi z tym dyskutować.
- A ja z powodu utraty uprawnień do obsługi fotora-darów płakać nie będę - mówi Piotr Simiński, komendant SM w Koszalinie. - Zawsze to powtarzam: w naszym przypadku obsługa fotoradaru stanowi 0,03 procent całej naszej działalności. W tym roku w ogóle z niego nie korzystaliśmy, a dokładniej - korzystaliśmy raz, ale w celach prewencyjnych. To było na ul. Franciszkańskiej, by uczulić kierowców na to, że tam koło szkoły trzeba zwalniać. Nie było wówczas żadnych mandatów. A w zeszłym roku wystawiliśmy sprzęt dokładnie trzy razy. I to w miejscach naprawdę zagrożonych, jak okolice szkół. Ponadto wnioskowałem o zlikwidowanie kilku miejsc ewentualnego pomiaru prędkości przy pomocy fotoradarów, z uwagi na zmianę organizacji ruchu, przede wszystkim z powodu budowy nowych rond, które spowalniają ruch.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?