Nazywał się Jan Strasser i na Syberię wywieziony został w 1945 roku. Do Polski wrócił po 10 latach
- Mój wujek był wspaniałym człowiekiem, który tak wiele wycierpiał i to już w zasadzie po wojnie. Zostało po nim kilka dokumentów oraz zdjęć, które chciałam pokazać w redakcji Głosu i ofiarować je koszalińskiemu Muzeum - mówi nasza Czytelniczka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Danuta Szewczyk, historyk w Muzeum, jest pod dużym wrażeniem tego, co dostała. - Bilet kolejowy, który kupił, gdy wyruszył z miejsca zesłania, książeczka pracy, którą dostał tuż przed tym, gdy zezwolono mu na powrót: to wyjątkowe i unikalne dokumenty. No i same zdjęcia robią niemałe wrażenie - mówi historyk. Dodaje, że repatrianci ze wschodu tworzyli trzydzieści procent nowego, koszalińskiego społeczeństwa (Koszalin liczył wówczas 37 tysięcy mieszkańców).
- I właśnie oni, repatrianci, byli grupą najbardziej stabilną, która pozostała już w Koszalinie i nie rozjeżdżała się po kraju jak inni pionierzy z innych części Polski. Po prostu oni nie mieli już dokąd wracać - podkreśla Danuta Szewczyk. Przypomina też, że w najbliższą środę, 10 lutego, mija 70 rocznica pierwszych wywózek w głąb ZSRR, w 1940 roku.
__________________________________
Jak Jan Strasser trafił do łagru? Dlaczego w powrocie pomogli mu niemieccy jeńcy? Co musiał zrobić jego ojciec, aby móc sprowadzić go do Koszalina? Dlaczego, gdy pił herbatę, to na cukier tylko patrzył? O tym wszystkim przeczytacie w sobotę 6 lutego, w papierowym wydaniu "Głosu, w ramach naszego historycznego cyklu "Wieści koszalińskie".
Teraz Głos Koszaliński możesz kupić w wygodny sposób przez Internet. Kliknij tutaj >>> by wejść na stronę e-głosu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?