Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kierowca z Koszalina kontra PKP. Apeluje o pomoc

Marzena Sutryk
Waldemar Sadowski do dziś nie może się otrząsnąć z tego, co przeżył na przejeździe kolejowym w Koszalinie. Jak mówi - ledwo uszedł z życiem. A obecnie szuka świadków tego zdarzenia, by wygrać batalię z PKP.

Przejazd kolejowy na ul. Franciszkańskiej w Koszalinie.

To był lipcowy wieczór, a dokładniej godzina 20.14. - Jechałem z córką do lekarza, z osiedla Morskiego w stronę centrum - relacjonował wówczas przebieg zdarzenia nasz Czytelnik. - Zbliżyłem się powoli do przejazdu, był otwarty, nie było żadnych sygnałów wskazujących, że nadjeżdża pociąg. Przejeżdżałem przez tory, gdy spostrzegłem, że z prawej strony, od dworca, zbliża się lokomotywa. Motorniczy na nasz widok zaczął trąbić i dopiero wówczas dróżnik ocknął się i uruchomił sygnalizator oraz rogatki. Zdążyłem uciec, za plecami zobaczyłem tylko przejeżdżający pociąg. Mam nowe życie, dosłownie - mówił wówczas roztrzęsiony.

Widziałam to, jechałam za tym panem - potwierdzała w naszej publikacji 4 lipca Alina Wieczorek, która była świadkiem zdarzenia. - Rzeczywiście maszynista trąbił w ostatniej chwili, bo widział, że szlaban nie został zamknięty. Temu panu udało się na szczęście przejechać, zaraz po tym zatrzymał się za przejazdem przerażony. Chwilę później szlabany zostały opuszczone. Gdyby nie reakcja maszynisty, tam mogło dojść do tragedii.

Pan Waldemar wezwał wówczas na gorąco na miejsce koszalińską policję. Ta zbadała dróżnika - był trzeźwy. Nasz Czytelnik postanowił złożyć zawiadomienie w prokuraturze. Tak też uczynił. - Ale co z tego, mija kolejny miesiąc, a sprawa wciąż nie jest rozstrzygnięta - mówił nam wczoraj oburzony Waldemar Sadowski.

- Jedyne, na co się zanosi, to na umorzenie sprawy. Tak przynajmniej usłyszałem od pani prokurator, która zajmuje się jej wyjaśnianiem. Dlaczego? Bo usłyszałem, że zeznania moje i córki oraz dróżnika i maszynisty są sprzeczne. A więc moje słowo się nie liczy? Skoro tak, to proszę o pomoc wszystkich, którzy tego dnia byli świadkami tego, co się stało na torach. A było tam kilku kierowców, m. in. pani Alina Wieczorek, która potem wypowiadała się na łamach "Głosu". Będę bardzo wdzięczny za odzew każdego, kto był tam wtedy na miejscu - chcę bowiem zgłosić te osoby jako dodatkowych świadków, skoro to, co mówię, nie jest traktowane poważnie. A proszę mi wierzyć, to było dla nas traumatyczne przeżycie, zwłaszcza dla córki. Ona do dziś nie może się otrząsnąć i musi z tego powodu korzystać z pomocy specjalisty. Nikt , kto nie minął się na przejeździe kolejowym z pociągiem, nie jest w stanie nas zrozumieć, jak bardzo to przeżyliśmy.

Pan Waldemar podkreśla, że on nie walczy o sprawę dla pieniędzy, ale dla uczciwego jej zakończenia. - Zarzucono mi w którymś momencie, że przejechałem pod opuszczającymi się szlabanami. To chyba jakiś żart. Nie jestem niepoważnym człowiekiem, który ryzykowałby własne życie z powodu brawury - mówi nasz Czytelnik.

Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!