Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

King Kong ze Szczecinka

(r)
Goryl wielkości ciężarówki wymagał ciężkiej fizycznej pracy i twórczej inwencji.
Goryl wielkości ciężarówki wymagał ciężkiej fizycznej pracy i twórczej inwencji. Archiwum
Gigantyczny goryl zdobiący zwierzyniec w Człuchowie powstał w Szczecinku. Marek Zaleski, szczecinecki - choć z importu - artysta, poświęcił mu nie tylko ostatnie pół roku życia.

- Mam nadzieję, że w przyszłości zrobię jeszcze coś bardziej efektownego, ale zdarza się, że takie zlecenie otrzymuje się raz w życiu - mówi Marek Zaleski ze Szczecinka po zakończeniu półrocznych prac nad stworzeniem wielkiego King Konga.

Artysta pochodzi z Grodkowa na Opolszczyźnie. - Tego samego, w którym urodził się Józef Elsner, nauczyciel Chopina, nawet mieszkałem na tej samej ulicy co on - śmieje się pan Marek. Może stąd artystyczne zamiłowania? Choć drogę do sztuki miał wyboistą. Już w szkole lubił rysować, malować, czy też wykonywać drobne rzeźby. - Byłem kompletnym samoukiem, a czasy były takie, że żaden z nauczycieli nie dostrzegał uzdolnień uczniów i nie podał mi wówczas pomocnej ręki - wspomina nie bez żalu. Kto wie, może już wtedy kształciłby się plastycznie? A tak zdobywał po kolei zawody, które niekoniecznie przydają mu się dzisiaj. Ma fach ślusarza, technika mechanika, a edukację zwieńczył dyplomem… ekonomisty. - Dopiero kilka lat temu, już, gdy mieszkałem i pracowałem w Danii skończyłem studium dekoratorskie we Wrocławiu, dojeżdżałem wówczas na zajęcia bagatela… tysiąc kilometrów - mówi Marek Zaleski.

Do Szczecinka 4 lata temu sprowadziły go sprawy sercowe. Tu mieszka jego żona Beata, oparcie, ostoja oraz źródło twórczej inspiracji. Na życie zarabia głównie kontraktach zagranicznych dekorując i ozdabiając mieszkania. Maluje obrazy. Ale, gdy trzeba, potrafi zakasać rękawy i zasuwać w fabryce. - Swego czasu pracowałem przy wytwarzaniu okien w Wielkiej Brytanii: menadżer ekonomii z wiertarką w ręku - śmieje się nasz rozmówca dodając, że tego typu zajęcia dały mu jednak wiele doświadczenia, które może teraz wykorzystywać w swoich projektach. Od czasu do czasu trafi się większe zlecenie. Takie, jak ostatni goryl.

Wcześniej jednak wykonał wielkiego enta Drzewca, mityczną postać drzewa z trylogii Tolkiena "Władca pierścieni". - Robiłem go przez prawie 3 miesiące w pracowni w naszym mieszkaniu - opowiada autor. - Po złożeniu miał 3,2 metra wysokości i nie mógłbym go wynieść z mieszkania, więc składał się z kilku części. Ent powstał w nieco zmodyfikowanej i trwalszej technice papier mache (płynną masę z rozrobionego papieru formuje się na różne kształty) i dziś jest ozdobą restauracji Canpol w Człuchowie.

Tam też stanęło w tych dniach najnowsze - i największe - dzieło Marka Zaleskiego: wielki, mierzący ponad 6 metrów goryl. Całość po złożeniu waży ponad 800 kilogramów, ma 2,7 metra szerokości i 5,5 metra długości. Rzeźba była tak wielka, że do wyciągnięcia jej z nieczynnej kotłowni, w której powstawała, trzeba było użyć dźwigu i zdemontować ogromne okno. - Prace nad małpą zacząłem w grudniu zeszłego roku od studiowania wszystkich dostępnych materiałów na temat goryli i filmowego King Konga - mówi artysta. - Musiałem każdy detal przeskalować, aby nie tylko zachować proporcje, ale też szczegóły anatomiczne. Robota tak go pochłonęła, że zrezygnował nawet z lukratywnego kontraktu w Norwegii.

Od początku było jasne, że korpus musi powstać ze… styropianu. Wielkie bloki tego materiału ważyły po 60-70 kilogramów i ciężko było je samemu obrócić, nie mówiąc już o podniesieniu na wysokość kilku metrów. - Sam skonstruowałem proste urządzenia do obróbki styropianu, który np. ciąłem gorącym drutem - wspomina pan Marek. Sporym wyzwaniem było oddanie mimiki twarzy, przejmującego spojrzenia King Konga, które chyba każdy zapamiętał z filmu. Potężne nogi oparł na stalowej ramie. Styropianowy rdzeń trzeba było jeszcze przykryć powłoką z żywicy epoksydowej i specjalnej powłoki. Na to przyszło jeszcze czarne futro akrylowe. - Takie same, jak używa się na czapki lub kurtki, w jednej z fabryk wykupiłem cały zapas materiału - śmieje się Marek Zaleski.

Były i chwile zwątpienia. - Przygniatała człowieka proza życia, ale sił dodawali mi bliscy i świadomość, że będę dumy ze swego dzieła - mówi artysta. I z efektu końcowego jest zadowolony. - Chcę za pośrednictwem "Głosu" podziękować za wsparcie, jakie otrzymałem od mojej kochanej żony Beatki, która pomagała mi w pracy i jeszcze troszczyła się, aby głodny nie chodził. Szwagrowi Grzegorzowi, szwagierce Kasi, córce Dominie i jej chłopakowi Piotrowi, a także współpracującym ze mną Piotrowi Chomiczowi oraz Krzysztofowi Kalenikowi i inwestorowi, który umożliwił mi zmierzenie się tym zadaniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!