MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kołobrzescy pionierzy świętowali [zdjęcia]

ima
Kołobrzescy pionierzy po raz drugi obchodzą dziś swoje święto. O Dzień Pioniera zabiegali sami. - Bo jest nas coraz mniej, a pamięć coraz bardziej ulotna - mówi przewodnicząca Klubu Pioniera, Krystyna Gawlik. Uroczystości odbyły się na kołobrzeskim cmentarzu. Tu, niedaleko głównego wejścia i kaplicy, w ubiegłym roku stanął pamiątkowy obelisk, ku czci tych, którzy mieli odwagę zamieszkać w zniszczonym w ponad 80 procentach mieście i zaangażować się w jego odbudowę. O obelisk też pionierzy upomnieli się sami. Miasto pomogło w powołaniu społecznego komitetu zbierającego fundusze, dorzuciło się, jak dorzucili się i inni. Datę 31 maja wybrano nieprzypadkowo. Tego dnia 1945 r. nastąpiło przekazania władzy w mieście przez radzieckiego komendanta wojennego Fiodora Bobirenkę, pierwszemu, polskiemu prezydentowi miasta, Stefanowi Lipickiemu (z ważnością od 1 czerwca). - Życzeniem pionierów jest aby ten dzień był nie tylko świętem dla nich, ale uroczystością łącząca wszystkich mieszkańców, adresowaną zwłaszcza do młodych - mówiła dziś Krystyna Gawlik. Prezydent Janusz Gromek dziękował i obiecywał wsparcie. Poseł PiS Czesław Hoc, z zawodu lekarz, zauważył, że wdzięczność za to co zrobili pionierzy można teraz okazać dbając o ich zdrowie. Jak zwykle o oprawę pionierskiego spotkania zadbał Chór Pionier. Śpiewała w nim 88-letnia pani Eugenia Rutkowska, która Kołobrzeg zobaczyła po raz pierwszy 13 lutego 1946 roku. Dojechała do męża, który na tzw. Ziemie Odzyskane pojechał jeszcze w grudniu 1945 roku. - Byłam na robotach w Niemczech. Tam poznałam przyszłego męża, Henryka. Po wojnie musieliśmy znaleźć gdzieś swoje miejsce na ziemi, a mówili, że na Ziemiach Odzyskanych znajdziemy dla siebie kąt, będzie praca. Do Kołobrzegu przyjechałam z naszym rocznym Józiem. Byłam przerażona, gdy po raz pierwszy zobaczyłam miasto. Same ruiny! Wodę do picia brało się z hydrantu na dworcu, a do mycia z Małej Wenecji za domem przy dzisiejszej ul. Gierczak, w którym zajęliśmy mieszkanie. Z tą wodą był strach, bo w Parsęcie i w Kanale Drzewnym jeszcze zdarzało się widzieć trupa. Zaczynaliśmy od zera. Mąż pracował na kolei, ja zajęłam się dziećmi. Było bardzo trudno. Nie było sklepów, ludzi niewielu, nawet psów i kotów nie było. Tylko szczury biegały. Ludzie trzymali się razem. Byli sobie pomocni, życzliwi. To było piękne. A teraz gdy patrzę na Kołobrzeg nie mogę się nazachwycać. Bo to przecież od dawna moje miasto. Cieszę się, z tego jak jest, ale dobrze że ta uroczystość przypomina, jak było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!