Gdyby zarząd koszalińskiego oddziału Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, pod które podlega m.in. ognisko "Horyzont", zdecydowanie uważniej przyglądał się temu ognisku, zajęciom, metodom wychowawczym i samej relacji między dziećmi a opiekunem, to przeniesienie wychowawcy do innego ogniska nie wzbudzałoby tylu emocji. A tak dzieci czują się skrzywdzone, bo zabiera się im ukochaną panią Ewę, z którą bardzo się zżyły.
Kłopot w tym, że zżyły się aż za bardzo. Zarząd TPD tej zażyłości, która przerodziła się w kumplostwo, nie mające już wiele wspólnego z egzekwowaniem zasad wychowawczych, nie zauważył, a wychowawczyni może bezwiednie osobiste emocje związała z wykonywaną pracą.
W rezultacie po ponad sześciu latach TPD postanowiło zmienić zasady organizacyjne w "Horyzoncie". Podzielić wychowanków na dwie grupy wiekowe, przygotować dla nich odrębne zajęcia i zmienić kadrę: jedną panią Ewę zastąpić dwiema wykwalifikowanymi pracownicami, a ją przenieść do siedziby oddziału, do ogniska "Grono".
Nikt się jednak nie spodziewał, że ta decyzja będzie takim wstrząsem dla dzieci. - Myśleliśmy, że ta zmiana po wrześniu to będzie tylko taka chwilowa. Pytaliśmy w TPD, kiedy do nas wróci pani Ewa, ale na początku nie słyszeliśmy nic konkretnego, a teraz to już nam otwarcie powiedziano, że możemy ją odwiedzać w "Gronie", ale do "Horyzontu" nie wróci - mówiła nam w redakcji rozżalona nastoletnia Ola, jedna z podopiecznych ogniska.
Dzieci też napisały do nas list, w którym piszą, że "pani Ewa zna nas najlepiej na świecie. To ona nauczyła nas rozmawiać o swoich kłopotach i radościach. (...) Wiedzieliśmy, że zawsze można na nią liczyć, że zawsze nam pomoże. Stworzyła ognisko naszych marzeń. Pomagała nam w lekcjach, tłumaczyła, że nauka jest najważniejsza. (...) Wiedzieliśmy, że pani Ewa jest z nas dumna. (...) Dziś jest nam źle w ognisku. (...) Nikt nie chce słuchać naszych racji. Obowiązują tylko nakazy i zakazy (...) Bardzo tęsknimy za naszą Panią. Chcemy, żeby wróciła i było jak dawniej".
Sama wychowawczyni też mocno przeżywa rozłąkę z podopiecznymi, z którymi, czego nie ukrywa, czuje się bardzo mocno związana. - To były "moje" dzieci i przez te kilka lat zżyłam się z nimi bardzo. I to był mój jedyny ewentualny błąd - zarzekała się przez łzy pani Ewa w rozmowie z nami (nazwisko do wiadomości redakcji).
Zarząd koszalińskiego TPD nie zamierza jednak zmieniać decyzji. - Zmiana kadry pracowniczej jest naturalnym procesem, jeśli taka potrzeba zachodzi. I tak tu się stało. Zresztą, wcześniej takie zmiany też już się zdarzały w innych placówkach - poinformował Mariusz Sydoruk, dyrektor biura koszalińskiego TPD, który przyznał, że ingerencja powinna nastąpić zdecydowanie wcześniej.
- Na pewno zorganizujemy jeszcze jedno spotkanie z dziećmi i ich rodzicami, by wyjaśnić im sytuację. Może zdążymy to zrobić przed nowym rokiem, jeśli nie, to zaraz w styczniu.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?