MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mamie mogę powiedzieć wszystko

Rozmawiał: Krzysztof Ajgel
Karolina Muszalak
Karolina Muszalak
Rozmowa z Karoliną Muszalak znaną z telenoweli "Tylko miłość"

- Przeszło dwa lata temu zrezygnowała pani z roli Angeliki Tracz w "Plebanii", dzięki której zyskała pani sympatię widzów. Dlaczego?
- Na planie tego serialu stawiałam pierwsze kroki w zawodzie i na pewno dużo się tam nauczyłam. Bardzo ceniłam tę współpracę. Ale aktor, zwłaszcza na początku swojej drogi zawodowej, chce się rozwijać, mierzyć z różnymi rolami i repertuarem. A moja rola w "Plebanii" była, niestety, jednowymiarowa i - mimo moich próśb - miała małe szanse rozwoju. Odeszłam, bo nie chciałam zostać zaszufladkowana jako wiecznie bita i płacząca Angelika Tracz.

- Teraz widzowie mogą panią oglądać w serialu "Tylko miłość", gdzie wciela się pani w Alicję Rębacz. To dla pani nowe wyzwanie?
- To sympatyczna i wdzięczna do grania postać. Alicja jest zupełnie inna niż moja bohaterka z "Plebanii". Trochę zwariowana, ciekawska i energiczna. Dosyć wcześnie wyszła za mąż, w związku z tym czuje się niezrealizowana na płaszczyźnie damsko-męskiej. I dlatego w pewien sposób stymuluje Maję, swoją przyjaciółkę, którą gra Małgosia Kożuchowska. Próbuje zaspokoić własne tęsknoty, wpychając ją w ramiona przystojnych mężczyzn.

- Pani bohaterka cały czas będzie taka jak teraz, czy przejdzie metamorfozę?
- Na pewno nie będzie jednowymiarowa. Wiem, że szykują się pewne kłopoty. Ale, na szczęście, Alicja to osoba, która się nie załamuje i nie przeżywa długo swoich problemów, tylko próbuje wziąć sprawy w swoje ręce.

- Pani też tak potrafi?
- To zależy od problemów i tego, na jakim etapie życia muszę się z nimi zmierzyć. Zawsze trzeba sobie dać odrobinę czasu, przemyśleć wszelkie aspekty sprawy i dopiero ruszyć do działania. Należę do osób, które nie chowają się jak ślimak. Wolę usłyszeć najgorsze, mimo że to boli, niż żeby coś się działo za moimi plecami. Nie lubię, gdy nie wiem czegoś, co mnie dotyczy.

- W sytuacjach kryzysowych nieocenieni są przyjaciele
- Mam szczególnie zażyłe relacje z dwiema przyjaciółkami. Czasami mi doradzają, ale - w przeciwieństwie do mojej bohaterki z "Tylko miłość" - skłaniają się bardziej ku temu, żeby wspierać moje decyzje. Nie starają się nic narzucać. Mówią tylko, co by zrobiły w sytuacji, w której się znalazłam. Natomiast decyzja zawsze należy do mnie.

- Pani przyjaciółki, tak jak pani, mieszkają w Warszawie?
- Jedna w Warszawie, a druga we Wrocławiu.

- Znają się?
- Tak, choć niezbyt dobrze, bo są z różnych środowisk. Jedną znam jeszcze z liceum, a drugą poznałam na studiach we Wrocławiu. Mam z nimi bardzo bliski kontakt. Staramy się, w miarę możliwości, codziennie rozmawiać przez telefon i jak najczęściej widywać. Wszelkie ważne decyzje omawiamy na szczycie, ale są też walne zgromadzenia, czyli sabaty czarownic.

- To aktorki?
- Jedna, tak. Nazywa się Gizela Bortel, jest aktorką teatru Syrena. Gra również w serialu "Egzamin z życia".

- A co pani robi, by odreagować stres, gdy zabraknie przyjaciółek?
- Skaczę na skakance, chodzę na długie spacery albo gotuję. Jestem w stanie przygotować bardzo dużo różnych potraw. Świetnie wyładowuje się w ten sposób stres. Ale, gdy coś jest nie tak, w pierwszej kolejności dzwonię do mamy, która jest moją największą przyjaciółką. Ona zawsze ma dla mnie czas. Niekiedy rozmawiamy nawet 5-6 godzin! Przykro mi to mówić wszystkim innym, ale moja mama jest po prostu najlepsza. Mogę jej powiedzieć wszystko. Jest wrażliwa, inteligentna, i ma niewyobrażalne pokłady cierpliwości i zrozumienia. To anioł, który spadł z nieba i został moją mamą!

- Czego się pani od niej nauczyła?
- Wszystkiego! Ale chyba nigdy nie dorównam ideałowi i nie będę taka jak ona. Moi przyjaciele ją uwielbiają, niektóry nawet się z nią przyjaźnią.

- Smykałkę kulinarną też odziedziczyła pani po niej?
- Tak, lecz nie w stu procentach. Lubię gotować i - nieskromnie przyznam - nieźle mi to wychodzi, ale do mamy mi jeszcze daleko. Ona jest obłędną kucharką. W pewnym sensie uzupełniamy się kulinarnie. Z racji tego, że jestem wegetarianką, wprowadziłam inny rodzaj kuchni do domu. Mamie bardzo smakuje to, co przyrządzam.

- Od kiedy jest pani wegetarianką?
- Od dwunastu lat. Ale odechciało mi się jeść mięso znacznie wcześniej, gdy jako 10-latka pojechałam na wieś i słyszałam kwik zabijanej świnki.

- Ma pani jakąś specjalność kulinarną?
- Łosoś pieczony w chrzanowo-miodowej kołderce, kurki w śmietanie i polędwiczki w sosie sojowym. Tych ostatnich nie próbowałam, ale ponoć są dobre.

- Po jedzeniu trzeba pomyśleć o spaleniu kalorii. Ma pani na to jakąś dobrą metodę?
- Gdy mam czas, regularnie ćwiczę. Ostatnio, niestety, to mi się nie udaje. Szykuje się do premiery w teatrze, gdzie jestem także asystentką reżysera, gram w serialu, a w dodatku niedawno wprowadziłam się do nowego mieszkania. Właśnie je urządzam.

- Duże?
- Nie, dwupokojowe. Ale pierwsze własne, a te przeżywa się podobno najbardziej. Urządzam je sama, co sprawia mi dużą przyjemność. Nawet się kiedyś zastanawiałam, czy nie zająć się zawodowo wystrojem wnętrz. Wyremontowałam parę mieszkań, więc już jakieś doświadczenie mam (śmiech).

- W jakim klimacie będzie utrzymane pani mieszkanie?
- Na razie eklektycznym, bo to, jak ostatecznie będzie wyglądało, jest uzależnione częściowo od możliwości finansowych, a częściowo od gabarytów mieszkania. Chciałabym więcej, niż pozwala mi na to metraż.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!