Zygmunt Domagała, radny: - Człowiek który do mnie zadzwonił powiedział dokładnie, że "wyp........i" mi dom w powietrze i że to nie żarty. Przez pół godziny nie mogłem dojść do siebie. Zawiadomiłem policję. Ten bezsensowny żart zaangażował niepotrzebnie wielu ludzi.
(fot. Ł. Zarzycki)
Policjanci w kominiarkach z bronią i dwoma psami sprawdzali wczoraj przed południem dom radnego gminy Morawica. A wszystko po anonimowym telefonie z pogróżkami, że budynek w ciągu trzech godzin wyleci w powietrze.
Dokładnie o godzinie 10.41 ktoś zadzwonił do mnie na komórkę - mówił zszokowany Zygmunt Domagała z Bilczy, radny gminy Morawica. - Powiedział, że w ciągu trzech godzin mój dom wyleci w powietrze. Dodał, że to nie żarty. Głos miał taki, jakby chciał go sfałszować. Oczywiście numer, z którego dzwonił się nie wyświetlił. Tak się zdenerwowałem, że przez pół godziny nie mogłem dojść do siebie. Zawiadomiłem policję.
LUDZIE BYLI W SZOKU
Na miejsce przyjechali policjanci z psami szkolonymi do wykrywania materiałów wybuchowych. Całą posesję radnego zamknięto na trzy godziny. Zabezpieczało ją również pogotowie i strażacy ochotnicy z Bilczy. Ludzie we wsi byli wstrząśnięci.
- To dobry radny, wybrany już na szóstą kadencję, nikt nie ma powodu, żeby mu robić coś takiego - mówił prezes ochotników z Bilczy i także radny Bogusław Stokowiec. - Pan Domagała jest ochotnikiem, dwóch jego synów też służy w straży. - To pewnie głupi żart - mówili sąsiedzi Andrzej Ziental i Tadeusz Kruk. - Człowiek jest spokojny, nikomu nie wadzi, dla ludzi ze wsi dużo robi, uczciwie pracuje. A tu dzwonią do niego, żeby do domu nie wchodził, bo bomba. Do czego to doszło.
Nie mam pojęcia, kto mógł wpaść na tak głupi pomysł - mówił syn radnego Tomasz Domagała, który jako strażak ochotnik zabezpieczał własną posesję. Zresztą to niemożliwe, żeby ktoś wszedł do domu i podłożył ładunki, bo brat przez był tam przez cały czas.
NIECH GO ZŁAPIĄ!
Rzeczywiście bomby nie znaleziono. Policjanci przeszukiwali i zabezpieczali posesję przez trzy godziny od feralnego telefonu. Zajęli się również ustalaniem, kto i skąd mógł dzwonić. - Mam nadzieje, że go złapią - powiedział Zygmunt Domagała. - Nie chodzi tu nawet o nerwy moje i mojej rodziny. Zobaczyłem, ilu ludzi angażuje się do sprawdzania takich alarmów. A przecież policjanci, strażacy i ratownicy z pogotowie mogą być potrzebni gdzie indziej. To był bardzo nieodpowiedzialny żart.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?