Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nożownik dźgnął osiem razy brata, ale nie chciał zabić

(asia)
Joanna Krężelewska
- Nie przestawał mnie bić, choć dusiłem się własną krwią. Żałuję, ale nie miałem innej możliwości by go powstrzymać - w ostatnim słowie podkreślił Marek B. We wtorek usłyszał wyrok za zaatakowanie nożem brata.

W Sądzie Okręgowym w Koszalinie zakończył się proces Marka B., mieszkańca Jarkowa w podkołobrzeskiej gminie Rymań. Sprawa przypominała biblijną opowieść o Kainie i Ablu. Na szczęście dla pokrzywdzonego nie skończyła się tak tragicznie. 21 kwietnia ubiegłego roku, 47-letni Marek B. wrócił do domu pijany. Jak się później okazało, miał 2,3 promila. Mieszkał z matką i bratem Zbigniewem. Brata nie było. Chciał do kogoś zadzwonić. Matka nie pożyczyła mu telefonu. Taki pretekst wystarczył - wszczął awanturę. Przerażona Danuta zadzwoniła do drugiego syna z prośbą o ratunek. Zbigniew natychmiast przybiegł. Przed domem znalazł grubą gałąź. To nią wymierzył cios Markowi. Za matkę. Bracia zaczęli się bić. W końcu Zbigniew wyszedł z domu. Zagroził Markowi, że jeśli ten się nie uspokoi, wezwie policję. Kiedy wrócił do domu, w ciemnym korytarzu zauważył Marka, który trzymał nóż. W sumie brat zadał bratu 8 ciosów, z czego przynajmniej dwa doszły do opłucnej, co skutkowało odmą. Matka zadzwoniła po karetkę. Zbyszek trafił na stół operacyjny, a Marek do aresztu.

W tej sprawie kluczowe znaczenie miały opinie biegłych z zakresu medycyny. Wczoraj na sali rozpraw doszło do konfrontacji dwóch lekarzy, bo ich wnioski były rozbieżne. - Operacja uratowała pokrzywdzonemu życie - twierdził pierwszy (dane biegłych nie są jawne). - Obrażenia nie zagrażały jego życiu - zapewniał drugi.
Ostatecznie biegli uzgodnili jedną wersję - rany nie zagrażały bezpośrednio życiu Zbigniewa B., jednak gdyby nie otrzymał pomocy medycznej, mogłoby się to dla niego skończyć fatalnie. Prokurator Barbara Stolińska za usiłowanie zabójstwa zażądała dla Marka B. 8 lat więzienia. Łukasz Janota, obrońca Marka B., prosił o uniewinnienie, gdyż jego zdaniem jego klient działał w obronie koniecznej. - A jeśli ją przekroczył, wnoszę o odstąpienie wykonania kary - mówił. Sam Marek B. przyznał, że żałuje tego, co się stało. - To on na mnie napadł, a nie ja na niego. Nie przestawał mnie bić, gdy dusiłem się krwią. Kopał, gdy byłem na klęczkach. Wtedy wziąłem nóż. Ciało mu uszkodziłem i za to muszę ponieść karę, ale zabić nie chciałem - oznajmił. Sąd dał mu wiarę i zmienił kwalifikację czynu z usiłowania zabójstwa na spowodowanie rozstroju zdrowia i naruszenia czynności ciała i wymierzył Markowi B. karę 3 lat więzienia. - Nóż i liczba ciosów nie wystarczą do przypisania komuś zamiaru zabójstwa - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Bartosz Jakubowski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!