- Wśród nich była też moja rodzina, która pod Irkuck trafiła już po wojnie. Komunistyczne władze ukarały w ten sposób mojego ojca, żołnierza w armii Andersa - opowiadał Anatol Gonczarewicz z koszalińskiego Związku Sybiraków. On sam urodził się już tam, na "nieludzkiej ziemi", w 1954 roku. Do kraju przyjechał jako trzyletnie dziecko w 1957 roku. - To, co spotkało pokolenie moich rodziców, to ciężko sobie nawet wyobrazić. Bo proszę pomyśleć: wpadają żołnierze, każą się pakować i jedziesz w strasznych warunkach, gdzieś w nieznane. I to całymi rodzinami, z małymi dziećmi. Dziś wszystko, co możemy dla nich zrobić, to pamiętać o tym, ile ci ludzie wycierpieli - dodawał koszalinianin.
Pamięci o stalinowskich represjach była poświęcona wczorajsza uroczystość w Koszalinie. Rozpoczęła się kwadrans po 17, przed pomnikiem Ofiar Bolszewizmu w pobliżu katedry. Obchody były zorganizowane tak samo, jak co roku: przedstawiciele władz i parlamentarzyści złożyli wieńce, odśpiewano hymn Polski i Rotę, odczytano Apel Poległych. Przy pomniku zebrali się Sybiracy, żołnierze, szkolne delegacje.
Wszyscy jesteśmy Polakami
- Dobrze, że są organizowane takie uroczystości - komentowała Jadwiga Kalinowska. Jej ojciec trafił aż w okolice jeziora Bajkał, deportowany podczas drugiej fali wywózki, w kwietniu 1940 roku. Wraz z rodzicami udało mu się wrócić pod koniec lat 40. Kilka lat później pani Jadwiga przyszła na świat. Choć sama nie przeżyła tego koszmaru, to temat deportacji był w jej domu ciągle żywy. - Ale dopiero po 1989 roku można mówić o tym otwarcie. Takie uroczystości są potrzebne i bardzo dziękuję władzom miasta, że je organizują. Niestety, dziś pamięć o tamtych dniach wśród młodzieży jest znikoma. Ale to wina władz centralnych, że nie prowadzą na ten temat żadnej społecznej kampanii informacyjnej. Tak dużo mówi się o Powstaniu Warszawskim, o powstaniu w getcie, a o tych deportowanych Polakach, którzy tyle wycierpieli, tak mało. To bardzo smutne - podsumowywała.
Musimy tu być
Wśród zgromadzonych osób były też takie, które przyszły dlatego, bo uważają, że tak trzeba. - Jestem tu co roku, choć ani ja, ani moja rodzina deportacji nie doświadczyliśmy - mówił Józef Znaczko, emeryt. - Pomimo to uważam, że byłbym nie w porządku, gdyby mnie tu dziś nie było. Tylko w taki sposób mogę pokazać, że cierpienia tych ludzi i ich straszna ofiara coś dla mnie znaczą. W końcu wszyscy jesteśmy Polakami, prawda?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?